Rozdział 7 (słowa ranią)

120 6 8
                                    

Szła nie zauważalnie za rodzicami, utrzymując bezpieczne 3 metry odległości. Gdy doszli wreszcie pod pokój brata, ona schowała się w drzwiach obok, a Narcyza wraz z Lucjuszem zapukali do pokoju syna.

- Proszę.- odpowiedział na ich zapukanie, znudzony głos.

Otworzyli drzwi i weszli zamykając za sobą drzwi, podczas gdy dziewczynka podeszła bliżej drzwi pokoju brata i zaczęła podsłuchiwać.

- Co to miało być?- powiedziała spokojnie Narcyza.

- Ale co?

- Na Pokątnej.- wtrącił się Lucjusz, który próbował się uspokoić.

- Aaaa to, no takie żarty.- odpowiedział Draco, którego ewidentnie nie obchodziła ta sytuacja.

- Nie, no nie wytrzymam! Ty to nazywasz ŻARTAMI.- krzyknął Lucjusz, nakładając nacisk na ostatnie słowo.

- TAK.- odpowiedział znudzony Draco, którego ta rozmowa zaczynała już irytować.

- Masz iść ją przeprosić.

- No na pewno, może jeszcze na kolanach.

- Nie żartuje, idziesz w tej chwili.

- N. I. E.

- Słuchaj, albo pójdziesz, albo dostaniesz taką karę jakiej nikt jeszcze nie miał!- Lucjusz ledwo stał na nogach, trząsł się cały i miał chęć uduszenia swojego syna, który uśmiechał się do niego ironicznie.- Mam dość tego twojego zachowania, co my mam zrobić żebyś przestał!

- Wywal ją i będzie dobrze.

- Nie wierzę, ty siebie słyszysz!- krzyczał Lucjusz.

- Lucjuszu...- Narcyza nie wiedziała co powiedzieć, patrzyła się tylko to na syna, to na męża.

- Ostatni raz mówię...

- NIE TO JA CI COŚ POWIEM, MACIE MNIE W DUPIE, LICZY SIĘ TYLKO ONA. SZCZERZE TO MAM TO GDZIEŚ JAKĄ NIESAMOWITĄ KARĘ WYMYŚLISZ, ONA JEST NAJWIĘKSZĄ!...- wykrzyczał to, a w oczach pojawiły mu się łzy.

- Nie... nie mów tak nawet...- wyszeptała Narcyza, której oczy również się zaszkliły. Chciała podejść i przytulić chłopaka, ale on ją odepchnął.

- Wyjdź Lucjuszu...- powiedziała do męża Narcyza.

Po tych słowach Livia odczepiła się od drzwi i pobiegła do swojego pokoju. Nie mogła uwierzyć w to co usłyszała. On, Draco Malfoy, osoba której się bała ma uczucia? Żałowała, że nie słyszała konwersacji Narcyzy z jej synem, ale z drugiej strony może to i dobrze, nie wie przynajmniej co jeszcze sądzi o niej Draco, oprócz tego, że uważa ją za nie potrzebną i najchętniej pozbyłby się jej z domu.

- Co ja robię nie tak?- pomyślała sobie dziewczynka, leżąc na łóżku w swoim pokoju.- Przecież nic mu nie zrobiłam.

Ich relacja od samego początku nie była kolorowa. Chłopak od ich pierwszego bliższego poznania w willi Malfoyów dawał jej do zrozumienia, że nie chce jej tutaj, ale ona naiwnie myślała, że z czasem będzie lepiej.

- Już za kilka dni jedziemy do Hogwartu. Przecież jeśli Draco nastawi wszystkich przeciwko mnie to będzie mój koniec. Jestem w stanie uwierzyć, że jest do tego zdolny. Na pewno jest... - pomyślała po czym, nie zauważalnie zaczęła odpływać i zasnęła.

27 września

Obudziły ją głośne rozmowy grupki osób. Spojrzała na zegar, była 9.23.

- Oooh, kto tak się drze.- powiedziała do siebie dziewczynka, po czym wstała, wzięła szybki prysznic i ubrała się w świeże ubrania. Wstydziła się zejść na dół, dlatego czekała, aż ktoś zawoła ją na śniadanie. Wreszcie usłyszała głosy i skrzypiące lekko schody. Podeszła pod jej zamknięte drzwi i zaczęła nasłuchiwać.

- Moi rodzice dzisiaj wyjeżdżają na dwa dni, więc będziemy mieli wolny dom, no prawie...- powiedział Draco.

- Dobrze będzie, już ja tego dopilnuję.- powiedziała jakaś dziewczyna, której nie znała Livia.

Stanęli obok drzwi do pokoju Livii, które były prawie przy schodach i zaczęli o czymś szeptać, ale dziewczynce nie udało się usłyszeć o czym, wyłapywała tylko czasami jakieś pojedyncze słowa. 

- Dobra chodźcie tam do mojego pokoju.- powiedział w końcu Draco. Ewidentnie oprócz dziewczyny byli z nim jacyś dwaj chłopcy.

- Pewnie ten z ulicy Pokątnej.- pomyślała smutno Livia, przypominając sobie o przykrej sytuacji.- Ale czekaj, czekaj przecież Draco powiedział, że rodzice wyjeżdżają na, aż dwa dni, czyli będę w domu sama... z nimi.

W tym momencie dziewczynka usłyszała zamknięcie się drzwi, po czym wyszła z pokoju i zaczęła poszukiwania rodziców. Nie musiała długo chodzić po całym domu, bo zastała matkę i ojca pijących kawę w kuchni przy stole.

- O nareszcie wstałaś.- powiedziała jej matka, gdy tylko ją zobaczyła.- Co byś chciała na śniadanie?

- Nie wiem, zaraz się zastanowię.- odpowiedziała dziewczynka, po czym przeszła do rzeczy.- Słyszałam, że gdzieś wyjeżdżacie.

- Od kogo?- spytał się Lucjusz uśmiechając się do niej.

- No tak właściwie to... podsłuchałam.

- Dobrze usłyszałaś, bo wyjeżdżamy na dwa dni w sprawach służbowych, więc nie możemy was zabrać, ale zostaniesz z Draconem i jego znajomymi.

- No..., dobrze.

- Spokojnie, nie wszyscy znajomi Dracona są nie mili, na przykład Pansy.

- Okej, to ja pójdę na górę na chwilę przemyślę co chcę zjeść i wrócę.

- Dobrze, my o 11.00, czyli za 15 minut musimy się teleportować na pociąg, więc jak zejdziesz to racze nas już nie będzie.- powiedziała Narcyza, wstając i wyciągając ręce do córki.

Dziewczynka odwzajemniła uścisk i podeszła do ojca by również go pożegnać.

- Miłej podróży!- krzyknęła dziewczynka ze schodów do rodziców. Weszła do pokoju i zamknęła drzwi za sobą.

- Czekają mnie ciężkie dwa dni.- pomyślała sobie, po czym wzięła jedną ze swoich ulubionych książek, położyła się z nią na łóżku i zaczęła czytać.

Więzy krwi // zaginiona córka Lucjusza i Narcyzy MalfoyKde žijí příběhy. Začni objevovat