Prolog

68 3 1
                                    

I patrzyłam na przepiękną, rozciągającą się panoramę Seulu, przyozdobioną zachodzącym słońcem. Widok ten był idealny by się przy nim kochać, wlewać w siebie namiętność i być po prostu jedynym człowiekiem dla tego jedynego. Ja jednak pozostałam w tej otoczce całkiem sama, pokryta nutką goryczy i ogromnego żalu. Opłakując kolejną godzinę moje złamane i wyblakłe serce. Przyłożyłam dłonie do twarzy i po raz kolejny załkałam żałośnie nad swoim marnym losem. Och jakie to było żałosne, ale czy ja sobie przypadkiem na to nie zasłużyłam? W końcu sama wybrałam sobie pieprzonego Seok Jina za chłopaka.

Krzyknęłam z rozpaczy i spojrzałam w niebo. Tak naprawdę miałam wiele sytuacji, żeby wyjść z tego całego gówna już dawno. Kiedy Yuki błagała mnie godzinami żebym go zostawiła i proponowała mi cztery ściany w swoim domu, dokładnie tak jak zrobiłam to ja wobec niej parę lat wcześniej, albo gdy Jin po raz pierwszy wyrzucił mnie ze swojego domu, albo chociaż wtedy kiedy trafiłam do szpitala i wtedy lekarze spytali mnie czy wszystko w porządku. A ja od dwóch lat wmawiałam ludziom, że wszystko jest w porządku a każde nowe siniaki to moje niezdarstwo. Coraz to nowe łzy rysowały szeroką rzekę na moich policzkach. Byłam taka żałosna. Miałam już 21 lat i tkwiłam od dwóch lat w toksycznym związku.

Seok Jin był bardzo znanym właścicielem dużej firmy kiedy go poznałam i wydawał się być idealnym kandydatem na męża. Bardzo kochający, czuły i wspaniały, całował mnie co chwilę i bardzo często powtarzał, że tylko na mnie czekał całe swoje życie. I przez krótki moment, byliśmy dla siebie wszystkim. Ja prasowałam mu rano koszulę i robiłam śniadanie do pracy oraz żegnałam buziakiem na dobry dzień, w zamian za to dostałam jego silne ramiona kiedy cały świat mnie przytłaczał i podporę w codzienności, której potrzebowałam. Spokój. Seok Jin był dla mnie jak spokój. Ale ta świątynia ostoi musiała kiedyś runąć jak każda budowla stworzona na szybko. Jakoś po roku związku kontrakty mojego mężczyzny zaczęły podupadać. Jin chodził cały czas poddenerwowany, zestresowany i nie potrafił się skupić na tym co było tu i teraz, liczyła się dla niego tylko ta firma i firma. Próbowałam zrozumieć ambicje mojego chłopaka, ale kiedy coraz bardziej się oddalać moja świątynia runęła, a ja za wszelką cenę chciałam ją uratować... niestety jednak nigdy nie miała nią być ponownie, nieważne jak długo bym ją odbudowywała.

Cały czas płakałam przypominając sobie jak było na samym początku. ,, Och Jinie dlaczego tak skończyliśmy '' majaczyłam pod nosem. Zadrżałam z powodu wiatru, który nagle zaatakował moje ramiona. Zastanawiałam się co miałam teraz począć? Jin doskonale wiedział, że prędzej czy później wróciłabym do domu, ja jednak znałam ten schemat i pamiętałam, że trzeba było dać mu trochę więcej czasu żeby oberwać mniej. Był początek lata, a to wcale nie oznaczało ciepłych wieczorów. Nie mogłam więc zostać też tutaj. Była jeszcze Weronika, ale zawsze kiedy do niej przychodziłam po takich akcjach słuchałam przez najbliższe tygodnie o tym dlaczego powinnam go zostawić.

I choć ja sama wiedziałam, że pozostanie z Jinem oznaczało jedynie łzy i coraz więcej bólu oraz siniaków nie byłam w stanie go zostawić, gdyż głęboko wierzyłam, że gdy wreszcie wszystko poukłada się w firmie ponownie będzie moją ostoją, ponownie będzie moim wspaniałym chłopcem. Że ponownie spojrzy na mnie jak mój Jin, że pocałuje mnie jak na naszej pierwszej randce, że ponownie poczuje, że jestem dla niego wszystkim. Musiałam tylko przeżyć te okropne chwile. Chwile, które mogłyby być tylko próbą w moim życiu. W końcu Jin nie był taki od początku, więc nie wierzyłam do końca, że mógłby pozostać moim tyranem już zawsze. Mimo wszystko zadzwoniłam do Yuki.

Przyjaciółka niemal od razu zaczęła na mnie krzyczeć przez telefon, kiedy jednak usłyszała mój ogromny szloch niemal od razu przestała i obiecała, że za chwilę po mnie będzie. I jak też obiecała tak zrobiła. Nie minęło dużo czasu jak stała obok mnie i przytulała mnie do swojej klatki piersiowej wyzywając Seok Jina na wszystkie cztery strony świata i obiecując, że go zabije własnymi rękami. A ja jedynie płakałam w jej klatkę piersiową kiwając głową na boki. Pozwoliłam jej się poprowadzić do samochodu i wciąż w jej ramionach jechaliśmy do jej domu. Samochód prowadził jej chłopak Gunwook i musiałam przyznać, że komu jak komu, ale akurat jej się udało i naprawdę znalazła kogoś kto ofiarował jej cały świat na dłoni i kochali się naprawdę. Chodzili bardzo często na randki do nowych restauracji, zabierał ją do zoo albo wesołego miasteczka i dbał o to by nigdy się nie nudziła. Całował w czoło na dzień dobry i robił dla niej śniadanie, a moja mała kruszyna za takie coś musiała mu tylko płacić w swojej osobie, kochając Gunwook. I lubił i szanował także mnie dlatego znając powtarzającą się któryś raz sytuację, w ciszy prowadził samochód nie oczekując nawet ode mnie tego, że się z nim przywitam. I byłam mu za to wdzięczna.

A kiedy dotarliśmy do ich domu -  nikt nawet nie zapytał, posadzili mnie w salonie, otoczyli kocykiem i podali herbatę pod nos. Yuki owszem miała zamiar mówić mi o tej sytuacji bardzo długo, ale dopiero na następny dzień kiedy cały mój potok łez by znalazł swój koniec i byłabym gotowa stawić z tym czoła.

Gdyż moja miłość do Jina była jak najmocniejsza trucizna. Kiedy patrzyłam w jego głębokie oczy czułam, że kocham go i nienawidzę w tym samym czasie i czułam, że zabiera mi oddech w płucach, ale napędza też moje serce w tym samym momencie. I to było najgorsze, bo związał mnie do siebie niewidzialną nicią, która za każdym razem szeptała mi do ucha ,, Potrzebujesz go '' , ,, Potrzebujesz go '', a z drugiej strony Yuki krzyczała tak głośno żebym go zostawiła i wtedy łapałam się za głowę i chciałam żeby wszyscy zniknęli. Chyba zawsze w takich momentach chciałam zostać po prostu sama. Ja dziewczyna, która zawsze potrzebowała jakiegoś człowieka obok siebie, bo inaczej wariowała, została zniszczona przez swoją miłość życia. I pomimo tego, że wcale nie chciałam go zostawiać to jedną rzecz musiałam przyznać...

Seok Jin zniszczył mnie doszczętnie...



Od autorki: Siemanko misie. Ja nie myślałam, że kiedykolwiek wstawię coś na wattpada. Jednak jesteśmy tutaj i zaczynamy pisać to gówno. Powodzenia dla mnie i dla was. 

Moje More ~ Kim GyuvinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz