Rozdział 11

16 2 0
                                    

Gyuvin miał rację i nasi nowi towarzysze wcale nie byli tak potworni jak na początku się obawiałam. Ricky był zabawny i cały czas dokuczał Gyuvinowi co doprowadzało mnie do ciągłego śmiechu, a Yujin był niezwykle miły i udało nam się dłużej porozmawiać, gdzie chłopak opowiedział mi o swojej pasji do rysowania. Był doprawdy urokliwy. Na samym początku rozłożyliśmy namioty, a potem chwilę pokąpaliśmy się w jeziorze i pospacerowaliśmy. Było naprawdę przyjemnie. Wyczekiwaną jednak częścią przeze mnie było siedzenie przy ognisku.

Jakoś miałam wrażenie, że przy ogniu zawsze było najprzyjemniej. Było miło, dużo się rozmawiało, również sporo się śmiało. Z Weroniką miałyśmy w planach śpiewać do białego rana. A ja miałam zapomnieć. Siedziałam obok Gyuvina delikatnie opierając się o jego ramię. Śmialiśmy się kolejną godzinę. Werka i Gunwook jednak odpali pierwsi. Dziewczyna ewidentnie wyśpi się dopiero po śmierci 😉. Yujin zniknął zaraz za nimi błagając Gyuvina żeby jednak się z nim zamienił, żeby mógł spać ze mną. Zdecydowanie się polubiliśmy i młodszy w tajemnicy opowiedział mi, że Ricky strasznie chrapie i przed spaniem zawsze go straszy.

Zresztą nie długa historia kryła się za tym, że skończyłam w namiocie z Gyuvinem. I choć z własnej woli raczej bym nie zaproponowałabym tego chłopakowi. Chyba za bardzo mnie onieśmielał, ale kiedy sam przyszedł do mnie i powiedział, że Gunwook śpi z Weroniką i całkiem nieśmiały spytał czy w takim razie nie chcę zostać z nim, zgodziłam się bez wahania. Lubiłam Gyuvina, a jeszcze wtedy nie za bardzo znałam dwóch nowo przybyłych. Nie żałowałam tego jednak. Bardzo nie chciałam przed sobą tego przyznawać, ale chłopak naprawdę wywoływał szczery uśmiech na mojej twarzy, i szybsze bicie serca i pewne zachowania przychodziły mi przy nim bez problemu. Poza tym obiecał mi, że będzie moim rycerzem na białym koniu, więc nie mógł być przecież niebezpieczny. Uśmiechnęłam się na samą myśl.

- O nie młodziutki myśli, że pójdzie na spokojnie spać – Ricky niemal od razu się zerwał – Nie ma mowy! – już miał kierować się w stronę namiotu, ale przystanął i spojrzał na nas. – A wy gołąbeczki zostajecie tutaj sami. Nie gruchajcie się tak szybko. Nie żeby coś i tak wszyscy wiemy, że się pobierzecie i wyprodukujecie piękne dzieci, ale jestem za młody żeby być wujkiem. – mrugnął do nas okiem i zaczął uciekać kiedy Gyuvin wstał i zaczął go gonić. Spaliłam buraka.

Na chwilę zostałam sama. I ogarnęła mnie jakaś nostalgia. Ludzie chcieli bym była z Gyuvinem i choć chłopak był wspaniały wciąż nie byłam pewna czy powinnam w to wchodzić. Owszem brunet wydawał się być idealnym partnerem, ale znaliśmy się zaledwie parę dni ( GOŚCIU W TRUDNYCH SPRAWACH OŚWIADCZYŁ SIĘ PO 2 MIESIĄCACH WIĘC ONI MOGĄ CHODZIĆ PO 3 DNIACH ) i Jin przecież na początku też bym idealny. Zmieszałam się. Nie mogłam patrzeć na chłopaka przez pryzmat tyrana, z którym wciąż byłam. To mogło by być coś nowego. Uśmiechnęłam się przez łzy. Dlaczego zgotowałam dla siebie cały ten los? I dlaczego tak długo z nim trwałam? Żałowałam bardzo tego i niemal momentalnie poczułam każdego siniaka na swoim ciele. Zadrżałam, nie wiem czy ze strachu czy z zimna.

- Nie wzięłaś żadnej bluzy? – Poczułam dłoń Gyuvina na ramieniu. I spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem – I czemu płaczesz? – Niemal momentalnie usiadł koło mnie i złapał moją twarz w swoje dłonie ścierając łzy.

- Weronika miała mi dać bluzę, ale poszła spać, a płaczę, bo wiesz Gyuvin... Tak strasznie żałuję. Tak strasznie żałuję, że tyle to wszystko trwa, że tak długo w tym tkwię. Och Gyuvin ja... - zatrzymałam się w pół zdania i cała zapłakana po prostu rzuciłam się do jego klatki piersiowej łkając w nią. Chłopak niemal momentalnie objął mnie ramionami, ale po chwili na sekundę się odsunął i rzucił we mnie swoją zieloną bluzą. A widząc, że stoję w miejscu zmieszana sam zaczął mi ją zakładać. - ej nie jestem dzieckiem! – krzyknęłam na co chłopak się zaśmiał.

- Nie? A mi się wydawało, że świetnie bawisz się z Yujinem, a on przecież jest dzieciakiem.

- Ale to się nie łączy durniu. – uderzyłam go w ramię. Moje łzy gdzieś tak szybko przy nim odleciały. Wzburzone morze szybko się uspokoiło. A mimo to Gyuvin ponownie przyciągnął mnie w swoje ramiona. Kołysząc nami.

- Boisz się go. To oczywiste przy tym wszystkim. Ale zapewniam ci, że nie ma czego. Obronię cię! – dumnie podniósł głowę. – Jesteś silna, na pewno dasz radę to przetrwać. Pomożemy ci złotko – spojrzał mi w oczy i pocałował w czoło. A moje serce zabiło jakoś mocniej. Ze świecącymi oczami wpatrywałam się w niego nie mogąc uwierzyć. Boże Gyuvin. 

Moje More ~ Kim GyuvinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz