Rozdział 12

17 2 0
                                    

Przy ognisku nie posiedzieliśmy później długo, ogień powoli zagasał, a obydwoje byliśmy na tyle nieporadni, że nie udało nam się go zapalić od nowa. Robiło się coraz zimniej, co Gyuvin zauważył, gdyż zaproponował żebyśmy się schowali już w namiocie. Nie żeby tam było jakoś cieplej, ale nie było tam wiatru plus dodatkowo można było schronić się w śpiworze. Co było wspaniałym pomysłem, bo niemal od razu kiedy się do niego wpakowałam ( nie oddając chłopakowi jego bluzy, bo była wygodna i nim pachniała ) poczułam jak bardzo zmęczona jestem.

Oboje przysypialiśmy w momencie, w którym na dworze rozniósł się szelest liści. Zerwałam się od razu do siadu w przerażeniu. I wybudziłam tym samym, już lekko śpiącego Gyuvina.

- Co się stało y/n? – zmartwiony rozejrzał się po namiocie szukając powodu, dla którego byłam taka przerażona. Nic jednak nie znalazł. Przełknęłam ogromną gule w gardle i wskazałam drącą ręką wejście do namiotu.

- Ktoś jest na dworze. Słyszałam szelest. – łzy stanęły mi w oczach i przyciągnęłam dłoń do twarzy kiwając na boki głową. – Boże Gyuvin, a jak to on nas znalazł. – Głos mi się załamał.

- Hej, hej, hej – wystawił ręce w moją stronę i szybko się zbliżył – To na pewno nie on – przyciągnął mnie w swoje ramiona.

- A skąd wiesz... On jest nieobliczalny. W sms pisał, że znajdzie mnie wszędzie i zabije – już nie hamowałam łez i lekko płakałam na samą myśl, że to Jin. A może już komuś tam zrobił krzywdę. Gyuvin złapał mój podbródek w swoje palce i nakierował na siebie.

- Nie ma go tu. Zapewniam. Jestem obok – po raz kolejny kojące słowa i wzrok, który kazał mi się uspokoić. I to po raz kolejny zadziałało. Uspokoiłam się trochę, ale nadal roztrzęsiona dałam się przyciągnąć w jego ramiona i położyć.

Bałam się Jina, bo wiedziałam do czego jest zdolny i miałam świadomość, że wszystkie obietnice na zasadzie zabójstwa mogły doczekać się spełnienia z jego strony. Świat nie stracił by dużo gdyby groziło to tylko moją śmiercią, ale wiadomości Jina dotyczyły się również Gunwooka i Gyuvina, a nawet Weroniki! Przez co bałam się o ich życie.

Nie pamiętam momentu, w którym zasnęłam wiem, że ramiona Gyuvina już po raz kolejny dały mi ukojenie i spokój i sprawiły, że wszystko co złe zniknęło, a ja wyspałam się czując, że jestem bezpieczna. I chciałam już tak pozostać do końca życia bez wszelkich trosk i zmartwień. Bez strachu. Obudziłam się otulona przez chłopaka widząc, że w nocy musiał wślizgnąć się w mój śpiwór. Przyglądałam się chwilę jego twarzy, ona zawsze była spokojna, we śnie jednak wydawała się jeszcze piękniejsza i urokliwa. Wydawał się taki dziecinny, delikatny. Zagryzłam wargę myśląc o tym, że jest naprawdę przystojny. Zaśmiałam się z tego pod nosem, przez co na twarzy chłopaka też wyrósł uśmiech a po chwili otworzył oczy i spojrzał prosto na mnie.

- Co paskudo, wyspałaś się? – zapytał z chrypką w głosie i [ KURWA NAWET W REALU CZUJĘ JAK MI SERCE BIJE ] boże brzmiała ona tak dobrze, że aż przeszedł mnie dreszcz, którego miałam nadzieję, że nie wyczuł. Kiwnęłam jedynie głową i szybko wyskoczyłam ze śpiwora. Przez rutynę pracy jaką w sobie wypracowałam nie byłam człowiekiem, który leżał w łóżku rano nie wiadomo ile. Zdecydowanie wolałam wstać i wykorzystać cały czas jaki miałam.

- Ej zimno tu bez ciebie. Wracaj paskudo. – kiedy widziałam jak się zerwał niemal od razu wybiegłam z namiotu uciekając przed nim. W końcu mnie dorwał i upadliśmy oboje na ziemię, od górował i musiał podeprzeć się na ramionach żeby nie zgnieść mi już połamanych żeber.

- Uuuuuuu ale słodkie z was gołąbeczki – usłyszeliśmy nad głową i spostrzegłam, że to Ricky patrzał na nas z góry robiąc zdjęcia. Gyuvin zmienił wreszcie obiekt skupienia i rzucił się na kolegę. A ja śmiejąc się przywitałam się z Gunwookiem, Yujinem i Weroniką, która wyszeptała mi do ucha, że poznaje te bluzę i jest cholernie dumna. Zarumieniłam się. Zaczynałam ich wszystkich uwielbiać. Chłopcy ganiali się trochę, aż w końcu Gyuvin spojrzał na mnie, mrugnął do mnie okiem i dał jasnowłosemu klapsa w dupę. Myślałam, że tam padniemy z Weroniką ze śmiechu.

Ten wyjazd trwał jeszcze parę dni, które praktycznie przez cały czas wyglądało tak samo. Świetnie się ze sobą bawiliśmy, chodziliśmy na spacery, kąpaliśmy się w jeziorze, śpiewaliśmy na cały głos i piliśmy całe litry herbaty. Złapałam świetny kontakt z Yujinem, który prawdopodobnie był moją bratnią duszą. I zauważyłam nawet, że gdy więcej się z nim porozmawiało pokonywał swoją nieśmiałość otwierając się na ludzi. A dodatkowo każdego wieczora zasypiałam w ramionach Gyuvina jakby to była najzwyklejsza rzecz dla nas obojga. To wszystko było tak przyjemne i stwierdziłam, że chcę zostać z tymi ludźmi i czuć więcej i więcej. Bez strachu i stresu. Bez Jina obok.

A co do Jina to wszystko co przyjemne nie mogło trwać w nieskończoność i moja szara i okropna rzeczywistość musiała wreszcie we mnie uderzyć. Powroty do domu nie zawsze bywają przyjemne. Szczególnie do domów ze złymi wspomnieniami, lub do osób, których byśmy woleli nie pamiętać. A Jin powoli stawał się jedynie moim złym wspomnieniem.

Wiedziałam jednak, że jadąc samochodem z Gyuvinem w drodze powrotnej będę jeszcze przez niewielki moment będę szczęśliwa, bo będziemy się super razem bawić. I to była prawda. Śpiewaliśmy, ja śmiałam się cały czas na cały głos, a on co jakiś czas nie odpuszczał i jego ręka lądowała na moim udzie. Przez co rumieniłam się za każdym razem, ale nigdy jej nie strąciłam. Ja chyba naprawdę śniłam dostając pod nosem takiego przyjaciela. Przyjaciela, ochroniarza, świątynie ostoi... Spokój na własnym morzu, albo może chłopak sprawiał, że wychodziłam z własnego morza i zapraszał do swojego i pozwalał bym spokojnie dryfowała po jego falach...



// Miśki to taki special na święta, a także akt przeprosinowy za to, że w ostatnim tygodniu mocno sobie z was zakpiłam nie wstawiając rozdziału. 

Życzę wam wesołych świąt miśki i żeby w życiu wam się jak najbardziej powodziło <3

Moje More ~ Kim GyuvinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz