Rozdział 20

25 3 0
                                    

Wpatrywałam się w jego ciemne oczy i zadrżałam na jego przerażający uśmiech, który absolutnie nie wróżył nic dobrego. Przełożył dłoń z moich ust na szyję i zaciskał ją z lekka, ale nie dusił.

- Wróć do domu. Pusto tam bez ciebie kochanie – wyglądało to strasznie. Jak zmieniał tak szybko te emocje. Jak chwilę temu na mnie nakrzyczał, a teraz mówił przesłodzonym głosikiem – To nie jest twoje miejsce. – Mówił tak jakby był spokojny, ale jego oczy wyrażały co innego. Przełknęłam ogromną gulę w gardle i odważyłam się pokiwać głową przecząco i zacisnęłam oczy. Usłyszałam jedynie jak głośno wzdycha. Uchyliłam powoli powieki. Jednak tym razem zobaczyłam już czyste szaleństwo – Zastanów się lepiej dwa razy czy na pewno chcesz mnie zostawić?! – krzyczał, zacisnął dłoń na mojej szyi i uderzał moim ciałem w drzewo.

Łzy płynęły po policzkach jak rzeka, ale mimo wszystko byłam pewna w tym co robię i mimo wszystko kiwnęłam głową na nie.

- Nie wrócę do Ciebie Jin – głos łamał mi się ze strachu. Lecz był on jak najbardziej uzasadniony, gdyż niemal od razu po tych słowach mężczyzna zamachnął się i uderzył mnie w twarz. Upadłam na ziemię z piskiem. Od razu zaczęłam łkać jeszcze głośniej niż wcześniej. I pewnie na tym by się nie skończyło, a ja dostałabym jeszcze parę razy o wiele mocniej, do czasu stracenia przytomności. Uratował mnie jednak jakiś przechodzień, który krzyknął na Jina, a ten przyłapany na okrutnym uczynku zaczął uciekać, krzycząc jeszcze do mnie na odchodnym, że tego tak nie zostawi. Załkałam jeszcze bardziej. Przechodzień pomógł mi najpierw wstać i zapytał czy na pewno wszystko w porządku. Pokiwałam twierdząco głową roztrzęsiona i tak samo jak Jin szybko rozpłynęłam się z tamtego miejsca.

Czułam jak z każdą sekundą pogrążam się coraz bardziej i tonę. Tonę w morzu bólu, niepewności, wzburzonym sztormie, własnej burzy uczuć. Tonęłam.

Po tym wydarzeniu nie wróciłam do domu. Czułam się koszmarnie z tym, że człowiek którego tak bardzo kochałam znowu zobaczy mnie w tam potwornym stanie. Za każdym razem kończyłam tak samo kiedy jeszcze z nim mieszkałam. Najpierw się kłóciliśmy, potem mnie bił a na końcu uciekałam daleko od miejsca zamieszkania by odświeżyć głowę – bądź tak to sobie tłumaczyłam. Prawdą jednak było to, że gdzieś głęboko w sercu wierzyłam, że wyjdę z tego domu i nie wrócę. Teoretycznie przez cały ten czas miałam gdzie się udać, gdyż dom Weroniki zawsze był dla mnie otwarty. A teraz mój dom czekał jeszcze na mnie w mieszkaniu. Tak bardzo jednak nie chciałam żeby widzieli jak upadam i tonę. Siedziałam więc teraz na brukowych schodach przed jakąś kamienicą, płacząc nad swoim marnym losem. Z transu wyrwał mnie dzwoniący telefon. Wytarłam szybko łzy. To Gyuvin do mnie dzwonił i z pewnością się martwił. Minęło już dobrych parę godzin od kiedy skończyłam pracę. Nie odebrałam jednak, mimo wszystko w zamian za to napisałam wiadomość, że wszystko w porządku i zaraz będę wracać.

Od Gyuvin <3

Więc będę czekał z kolacją. Kocham cię

Odpowiedź zwrotna. Niemal od razu mimowolnie się uśmiechnęłam. Był taki kochany, wspaniały... idealny. Jak mogłam mu jeszcze narzucać moje problemy. Byłam beznadziejna. Chciałam znowu się rozpłakać, ale szybko powtrzymałam się i wytarłam łzy. Miałam już wracać do domu, więc musiałam być przez chwilę silna by nie martwić niepotrzebnie Gyuvina. . Odetchnęłam mocniej i odpaliłam aparat w telefonie by przyjrzeć się sobie. Potwór. Duże wory pod oczami, zmęczona i spuchnięta twarz i ogromny siniak pod okiem. Ponownie chciałam zapłakać. Nie mogłam tak wrócić do domu. Poprawiłam makijaż, uspokoiłam się i założyłam okulary przeciwsłoneczne, jakby miały mnie uratować przed tym, że Gyuvin zobaczy co mam na twarzy. Posłuchajcie tylko jak żałośnie brzmi ta sytuacja.

Zaczęłam kierować się w stronę domu. Gyuvin otworzył mi drzwi z ogromnym uśmiechem na twarzy i niemal od razu mnie pocałował z nachalnością jaką to miał w zwyczaju. Moje usta natomiast zdradzały mu wszystko co czułam – niepewność. Zdawało się nawet, że przeraźliwie drżały. I zmartwione spojrzenie chłopaka, zdradzało już że on wie. Rozejrzał się przez okno.

- Kochanie czy ty coś brałaś? Albo masz gorączkę. Za oknem nie ma już słońca. – odchrząknęłam I głowa opadła mi w dół w poczuciu winy.

- Nowy image – wymruczałam. Delikatnie się przy tym uśmiechając, ale byłam pewna że wyszedł z tego niewyraźny grymas. – pójdę się położyć.

Chciałam wyminąć Gyuvina, ale w tym wszystkim należy pamiętać, że chłopak kochał mnie i znał już moje problemy i nie chciał bym cierpiała. A za swój życiowy cel ustawił sobie uspokojenie mojego wzburzonego niczym morze życia. Choć ja bardzo nie chciał by tak to wyglądało i by Gyuvin patrzył na wszystkie moje problemy, to on chciał być przy mnie niezależnie od tego jakbym nie wyglądała i czegokolwiek bym nie oczekiwała, był gotowy mi to dać. A w tym momencie potrzebowałam jedynie jego obecności i silnych ramion. I on to doskonale wiedział. Dlatego kiedy chciałam odejść złapał mnie za rękę i nie pozwolił na to. Spojrzałam mu w oczy, gdy powoli ściągał mi okulary. Niemal od razu zapłakałam, odbiegając od niego, chcąc zamknąć się w pokoju. Gyuvin nie miał jednak zamiaru pozwolić mi upadać samej. Dogonił mnie i od razu przyciągnął w swoje ramiona. Mocno, nie pozwalając mi się wyrwać. Zjechał ze mną po ścianie i kołysał w swoich ramionach, głaskając mnie przy tym po głowie i pozwalając wyć. I to było absolutnie oczyszczające i przy okazji sprawiało, że między nami sadziło się ziarenko a z niego korzenie.

Kiedy otwierasz przed kimś swój ból już na zawsze jesteś z nim związany, gdyż sadzisz ziarenko w jego duszy i on zawsze już będzie wiedział co sprawia ci ból nawet jeżeli będziecie mijać się jak nieznajomi. Gyuvin odsunął mnie od siebie kawałek a ja widząc te zmartwioną twarz znowu chciałam płakać. Nie pozwolił mi na to.

- Już nie płacz myszko, nie płacz. Czy bardzo cię boli? – pogłaskał mnie po sinym oku. Nie bolało mnie tak bardzo, gdyż on był obok.

- Boli mnie coś innego. – odsunęłam się kawałek od niego – boli mnie to, że cały czas to ty musisz mi pomagać, stać przy mnie i dumnie podnieść głowę, bo ja upadam Płacz przy tobie jest największą oznaką, że przegrałam. – w tym momencie złapał moją twarz w swoje dłonie i patrzył mi prosto w oczy.

- Nigdy nie przegrałaś – szeptał – jesteś najsilniejszą dziewczyną jaką dane mi było poznać. Tak dużo zniosłaś malutka. Chcę cię kochać w każdej twojej wersji, chcę być twoim wsparciem. Proszę nie odtrącaj mnie. Błagam. – zbliżył się i położył swoje czoło na moim, całując czule moje usta.

Jeżeli ktokolwiek z was chciałby wątpić Gyuvin był najbardziej comfort person jaką kiedykolwiek poznałam w życiu i naprawdę nie chciałam go zostawić. Był najlepszym co posiadałam w swoim całym świecie.

Moje More ~ Kim GyuvinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz