Powoli i cicho otworzyłam drzwi kluczem. Zdjęłam szpilki jeszcze przed wejściem do mieszkania, by nie wydawały z siebie niepotrzebnego dźwięku na podłodze. Wślizgnęłam się do środka cicho jak nigdy. Odłożyłam moje szpilki do schowka na buty, ze zmęczeniem ściągając z siebie płaszcz.
A potem usłyszałam ciche, podwójne szuranie pazurów po drewnianych panelach. Spojrzałam ze zmarszczonymi brwiami na dwa psy stojące tuż obok wejścia do salonu. Ori jak zwykle był pełny gracji i spokoju. Był czujny, jednak emanowała od niego spokojna psia pewność siebie, co dało się zauważyć już po pierwszym spojrzeniu.
Tymczasem patrząc na mojego Daredevila miałam wrażenie, ze patrzę na czterolatka, który bał się, że mama zostawiła go gdzieś na zawsze. Nawet drżała mu dolna szczęka. Niestety po alkoholu moje zmysły były na tyle stępione, że nim zdążyłam na to w jakikolwiek sposób zareagować, Devil podniósł alarm.
-Devil! -syknęłam przez zęby, podchodząc do niego. Futrzasty zdrajca. - cicho no! już wróciłam! Wszystkich pobudzisz!
-Na to trochę za późno - westchnęłam słysząc opanowany głos, którego nie mogłam pomylić z żadnym innym.
Świetnie. Liczyłam na kłótnię dopiero przy śniadaniu. Najwidoczniej, dzisiaj nastał dzień, w którym nasi sąsiedzi się nie wyśpią. Kłótnie z Toby'm były zwykle błyskawiczne i gwałtowne. Pokrzyczeliśmy na siebie przez kilka minut, a potem obrażeni nie odzywaliśmy się do siebie przez pół dnia. Po prostu wkurzały mnie jego głupie uwagi, jakbym była jakąś idiotką.
Natomiast kłócenie się z moim prawnym opiekunem podchodziło pod sport ekstremalny. Były one bardzo gwałtowne i wyjątkowo ekspresyjne. Zdarzyło się parę razy, że latały przedmioty codziennego użytku ( Głównie ja rzucałam na boki tym co miałam pod ręką ), no i trzy razy sąsiedzi wzywali na nas policję. Chyba myśleli, że mój prawy opiekun się nade mną znęca. Byłam nawet pewna, że dzwonił tej przeklęty homofob, który wprowadził się całkiem niedawno.
Gdy tylko Devil zamilkł, a stało się to tuż po tym jak pogłaskałam go po jego olbrzymim łbie, podniosłam się, by spojrzeć na mojego prawnego opiekuna. Angelo siedział w salonie, na jednej z kanap, trzymając na kolanach laptopa i swój ulubiony jednorożcowy kubek w jednej ręce. Był już ubrany w swoją ulubioną białą koszulę i czarne garniturowe spodnie. Nawet ten przeklęty kubek nie ujmował mu powagi.
Dlaczego on zawsze musi być taki poważny ?
-Gdzie byłaś ?
-Musiałam zaczerpnąć świeżego powietrza - odpowiedziałam spokojnie.
Szare oczy zlustrowały mnie od góry do dołu, bardzo uważnie. Wiedziałam, że mi w to nie uwierzy.
-W tym stroju? - zapytał powątpiewająco.
-Ubranie jak ubranie - oburzyłam się rozkładając ręce.
- Charlie, cienie do powiek ci się rozmazały, oznacza to, że nie malowałaś się swoimi kosmetykami, poza tym jesteś ubrana jak na imprezę i zdjęłaś buty wchodząc do domu
-Bo nie chciałam was budzić ! - wykrzyknęłam robiąc krok w stronę salonu. - przecież wiem, że ostatnio kiepsko sypiasz, ja też wyobraź sobie ! Dlatego ubrałam co miałam pod ręką i wyszłam na powietrze. Czy to coś złego ?
-Charlie, nie znamy się od wczoraj dziecko! Nie wychodzisz nigdy sama z domu, zawsze jest z tobą ktoś znajomy, albo chociaż jeden z psów. Mam tak po prostu uwierzyć, że wyszłaś sama z domu, nawet jeśli tylko na ogródek ?
Czułam się przyparta do muru. Angelo doskonale to wiedział. Kontrował wszystko co mówiłam. Znał mnie za dobrze.
-Aha! Wszyscy mówicie mi, że powinnam małymi kroczkami przełamywać swoje lęki, a kiedy zaczynam to robić masz do mnie pretensje ?! - wykrzyknęłam z wyrzutem.
CZYTASZ
Czerwień Gniewu
RandomPo tym co się stało przestałam być sobą. W jakimś stopniu oczywiście. Prawda jest taka, że ta mała dziewczynka umarła. Metaforycznie czy dosłownie nie mam pojęcia. Zmieniłam się. Opętał mnie gniew i poczucie niesprawiedliwości. Swoje cierpienie prób...