Świat wirował. Kolory były ostre jak jeszcze nigdy. Tak niesamowicie wyraźne i intensywne. Jakby świat został pokryty neonową farbą. Światła tańczyły po przeróżnych obiektach. Zdawały się świetnie bawić.
Tegan i Absolema gdzieś wcięło... a nie! Tańczyli razem ze światłami, całując się zawzięcie i z pasją. Jakby poza nimi nie było nikogo innego na tym świecie. Urocze. Zdawali się być dzisiaj niczym papużki nierozłączki. Tylko bez dziobów. Tegan chyba nawet wyrosły pióra! Chociaż czy Absolema można było nazwać papużką, skoro był niebieską gąsienicą. W takim razie Tegan raczej powinna go pożreć. Zrobi to prędzej czy później.
Bliźnięta i Królik grali w karty. Ich śmiech był nienaturalnie głośny. Dudnił mi w uszach. Uśmiech mojego najlepszego przyjaciela był tak szeroki i biały, że świecił własnym światłem. Czy jemu wyrosły uszy ?
Rene, a może jej brat ? Jedno z nich odchyliło się mocno do tyłu spadając z opony. Skąd tu się wzięły opony ? Nie wiem, ale zaśmiałam się widząc to. Alicja szeptała coś do Kapleusznika, który ciasno ją obejmował. Jej włosy opadały przy tym na jego ramiona. Złote nici. Zdecydowanie tak wyglądały. Jak prawdziwe złote nici.
Ręka zsunęła się na moje ramię, ciągnąc mnie do tyłu. Nie moja. Ciało które poszybowało do tyłu, z pewnością było moje. Oparło się o coś ciepłego. Niczym grzejnik, albo piec. Przyjemne uczucie.
- Jestem Koteczku. Matko, ale cię wzięło. - wymruczał mi do ucha głos Marcowego.
Zaśmiałam się, gdy jego oddech połaskotał moją szyję.
- Co było w tej herbatce ? - zapytałam, obserwując jak karty ze stosiku powoli zaczynają się podnosić na swoich małych nóżkach i uciekać ze stolika.
Zdecydowanie było w tym coś dziwnego, ale i zabawnego. Tym bardziej, że cały świat ciągle wirował. Ręka przesunęła się z mojego ramienia, by złapać mnie za brodę i odwrócić w stronę Marcowego. Przyglądał mi się uważnie. Jego oczy też świeciły ! Dlaczego moje oczy też nie mogły świecić.
- To raczej nie po herbatce koteczko. Ty w ogóle ogarniasz co się dzieje ? - zapytał jednak, moją uwagę przykuły już kolorowe pierzaste skrzydła Królowej, które opadły do tyłu, gdy się odchyliła. W pionie trzymała ją tylko niebieska gąsienica. Co za komedia - Koteczko.
Pochyliłam się w jego stronę, by bardzo powoli połączyć nasze usta. Na początku, zdawał się wahać, wiedziałam jednak, że to tylko gra, bo mój facet nie mógł mi się oprzeć. To mnie ośmieliło. Wspięłam się na kolana niczym zmysłowa kotka, obejmując jego twarz dłońmi i pogłębiając pocałunek. Jego delikatny zarost łaskotał wnętrze moich dłoni. Zajączek wyhodował futerko.
Szybko również przestał być bierny. Jego dłonie zsunęły się kolejno na moją szyję przez ramiona, aż na talię, którą zaczęły powoli głaskać. Łapki Zajączka łaskotały mnie na tyle, że zaśmiałam się w jego usta. Poczułam, jak on również zaczął się uśmiechać.
- Podoba si się koteczko ?
- Łaskoczesz mnie - przyznałam, nim wyrwał się ze mnie jęk, gdy zaczął całować moje obojczyki.
Pozwoliłam mu błądzić ustami między nimi a szyją, odchylając z przyjemnością głowę do tyłu. Marcowy doskonale wiedział co robił. Przytrzymywał moje ręce, gdy niecierpliwe chciałam go pokierować by całował mnie dokładnie tam gdzie chciałam. Był dokładny i spokojny, chodź sama zaczynałam się niecierpliwić. Powoli i stopniowo nakręcałam się coraz bardziej. On również się nakręcał. Czułam to bardzo wyraźnie.
I bardzo mi się to podobało.
Całował mnie nieśpiesznie. Nie zauważyłam nawet kiedy wzmocnił uścisk i podniósł mnie do góry. W pewnym momencie poczułam po prostu, że lecę. Unosiłam się w powietrzu podczas gdy on trzymał mnie za uda. No i ani na moment nie przestawał mnie całować.
CZYTASZ
Czerwień Gniewu
RandomPo tym co się stało przestałam być sobą. W jakimś stopniu oczywiście. Prawda jest taka, że ta mała dziewczynka umarła. Metaforycznie czy dosłownie nie mam pojęcia. Zmieniłam się. Opętał mnie gniew i poczucie niesprawiedliwości. Swoje cierpienie prób...