3 tygodnie później
Siedzę w klasie, chyba na lekcji historii, ubrana w czarne spodnie i czarna bluzę, której kaptur mam naciągnięty na głowę. W słuchawkach od mp3 rozbrzmiewa piosenka „Band of horses–The Funeral „. Do moich uszu mimo piosenki przedziera się dźwięk szkolnego dzwonka. Wstaje, zakładam i wychodzę za małym tłumem ludzi. Moje nogi kierują mnie do wyjścia gdy nagle czuje jakąś rękę na moim ramieniu, odwracam się, unoszę lekko głowę do góry i widzę twarz mojego chłopaka Matta. Kapitan drużyny futbolowej, blondyn o niebieskich oczach, mimo takiej pogody jaka panuje w Londynie, Matt jest opalony, pewnie przez wyjazdy na wakacje z rodziną. Wyjmuję słuchawki z uszu.
- O co chodzi? – pytam go trochę zbyt oschle.
- Ile jeszcze masz się zamiar tak zachowywać? – zapytał mnie ostro.
- Nie wiem, a co?
- Bo jesteś moją dziewczyną, a nie widziałem Cię od... - nie dokończył zdania, ale doskonale wiedziałam o co mu chodzi. Krew w moich żyłach zaczęła wrzeć.
- Jeśli nie możesz zrozumieć przez co przechodzę może powinnam przestać nią być?! – powiedziałam na tyle głośno, że kilka osób na korytarzu zatrzymało się spoglądając na nas.
Odkręciłam się na pięcie i puściłam biegiem w stronę parkingu gdzie stał mój samochód BMW E46. Usłyszałam jeszcze tylko za sobą krzyk Matta – Kat zaczekaj! – ale zignorowałam to. Czym prędzej wskoczyłam do samochodu, odpaliłam silnik i ruszyłam z piskiem opon wjeżdżając na główną drogę.
Zacisnęłam dłonie na kierownicy próbując wyrównać oddech. Matt.. Nie powinien tego robić. Nie powinien o tym wspominać. Czułam, że oczy mnie zaczynają piec, a obraz stał się bardziej rozmazany. Jedną ręką nie zważając na makijaż mocno przetarłam oczy. Skupiłam się na moim celu. Dotarcie do domu, zamknięcie się w pokoju i.. Nie chciałam tego nazywać po imieniu, ale tak jadę do domu się ciąć, bo tylko to daje mi ulgę. Nikt mnie nie rozumie, nawet nie wiem czy ktokolwiek próbuje zrozumieć. Wjeżdżam na podjazd, za nim prezentuje się elegancki dom, który otacza biały płotek. Wzdłuż całej tej ulicy są takie same domy, ale to właśnie w tym się wychowałam. To w tym domu było tyle wspomnień, że na każdym kroku coś mi przypominało o stracie, która ostatnio mnie dosięgnęła.
Wychodzę z samochodu, kierując się w stronę frontowych, ciemnych drzwi, które są oczywiście otwarte, a to dlatego, że moja mama jest w domu. Na szczęście nigdzie jej nie widzę na swojej drodze, więc wskakuje szybko po schodach i wchodzę do swojego pokoju zamykając drzwi. Po czym od razu opieram się na nich plecami i moje ciało zsuwa się w dół, aż ląduje na podłodze. Zamykam oczy i odchylam głowę do tyłu, robię głęboki oddech. Czuję się wyczerpana, a jest dopiero 14:30. Nawet nie zauważam kiedy przysypiam siedząc na podłodze.
- Tato! Tato! – krzyczę do niego radośnie biegnąc w jego stronę.
- Córcia tylko uważaj, nie przewróć się – odpowiada mi z uśmiechem na ustach.
Wpadam w jego ramiona, a on podnosi mnie i obraca o 360 stopni. Na pewno się już domyśla z czego się tak cieszę.
- Wygrałam ten konkurs pisarski! – mówię całując go w policzek. Odstawia mnie na ziemię, ale nadal ma dłonie na moich ramionach i patrzy na mnie z dumą w oczach.
- Nie miałem co do tego najmniejszy wątpliwości kochanie, w końcu po kimś masz ten niesamowity dar – i zachichotał.
- A Ty jak zawsze skromny – pokazałam mu język.
- Chodź do domu, trzeba to uczcić, a wiesz co to znaczy prawda?
- To znaczy, że zrobisz te przepyszne naleśniki z owocami – zapiszczałam z radości.
I wtedy moje ciało opada na podłogę z hukiem. Budzę się. To był tylko sen. Zaczynam płakać. Nie podnoszę się z ziemi, tylko trzęsę się na podłodze nie mogąc oddychać, bo nadchodzą następne fale rozpaczy. Zaciskam dłoń w pięść. Paznokcie wbijają mi się we wnętrze dłoni. Podnoszę się i idę powoli do łazienki. Odkręcam wodę, która napełnia powoli wannę. Rozbieram się do naga, patrzę na moje ciało w lustrze. Widzę różowe blizny na moich udach, które świadczą o tym, że byłam zbyt słaba by poradzić sobie normalnie z bólem. Przejeżdżam palcem po moich udach, który trafia na uwypuklenia , przymykam oczy i liczę blizny dotykając ich, choć doskonale wiem, że jest ich 9. Otwieram oczy, wchodzę do wanny, zakręcam wodę, bo jest jej już wystarczająco. Wanna jest na tyle duża, że mogę się w niej bez problemu zanurzyć, co w tej chwili robię. Po chwili podnoszę się do pozycji siedzącej, sięgam po żyletkę leżącą na brzegu wanny, oglądam ją, a robiąc to moja wyobraźnia postanowiła spłatać mi figla i wydawało mi się, że słyszę tatę – Córciu proszę Cię, nie rób tego. Poradzisz sobie beze mnie. Wierzę w Ciebie. Zawsze tak było – Łzy znowu zaczęły spływać mi po policzkach, a ręka z żyletką skierowała się w stronę uda, by zostawić po sobie 10 bliznę. Ostrze powoli rozcina mi skórę, a ja oddaje się błogiemu bólowi pochodzącemu z ciała, a nie z duszy, która jest w kawałkach. Panującą ciszę przerywa mi rozmowa, która toczy się na dole z moją mamą i bratem Derekiem, który jest ode mnie starszy o 4 lat. Nie mieszka już z nami, ale zawsze mogłam na niego liczyć. Prawie zawsze.. Nie wie, że się tnę. I chce żeby tak zostało, więc szybko wyskakuje z wanny. Wyjmuję korek i woda zaczyna spływać, aż w końcu całkiem znika. Wycieram ciało pośpiesznie ręcznikiem, nakleiłam mały plaster na nową ranę. Ubieram się w ubrania, które miałam wcześniej na sobie i zbiegam po schodach na dół. Wchodzę do kuchni i rzucam się w ramiona brata, który mocno mnie przytula i całuje w głowę.
- Hej mała, tęskniłem za Tobą. – wyszeptał mi we włosy nadal przytulając.
- Ja za Tobą też. Na ile zostajesz? – zapytałam z nadzieją, że zostanie na zawsze chociaż doskonale wiedziałam, że tak nie będzie. – Czemu nie zadzwoniłeś wcześniej, że przyjeżdżasz? Wyjechałabym po Ciebie na lotnisko – odsunęłam się od niego i spojrzałam troszkę oskarżycielsko.
- Usiądź chcemy z mamą z Tobą porozmawiać. Derek łapie mnie za rękę i prowadzi do kuchni gdzie siadamy na stołkach przy wysepce. Całe pomieszczenie jest urządzone dla niektórych sztywno, a dla nas po prostu bez żadnego szału czy nadmiaru. Białe ściany, na których gdzieniegdzie wiszą przyrządu kuchenne. Kilka białych drewnianych szafek, które mieszczą różnych wielkości garnki czy talerze, na jednej z nich stoi doniczka z niebieskim storczykiem, a obok zdjęcie naszej czwórki. Derek, mama, ja i tata. Byliśmy wtedy tacy szczęśliwi.
- To nie brzmi zbyt dobrze.. – mamroczę pod nosem.
- No więc – zaczyna moja mama – wiem, że nie jest Ci tutaj łatwo, że to miejsce ma zbyt wiele wspomnień, dlatego..
- Chce żebyś przeprowadziła się do mnie – kończy Derek za mamę z uśmiechem.
- Do Los Angeles?! – prawie krzyczę.
- No tam mieszkam, z tego co wiem, bo chyba się w ciągu kilku godzin nic nie zmieniło – odpowiada z przekąsem jakbym była głupia, a nie jestem.
- Ale kiedy miałabym się przeprowadzić?
- Do końca roku szkolnego zostało 3 miesiące, więc na początku sierpnia, po załatwieniu wszystkich spraw tutaj byś się przeprowadziła i zaaklimatyzowała w tym jakże słonecznym mieście i wybrała uczelnie na której chcesz studiować –zabrzmiał jak w jakiejś reklamie co wywołało u mnie chichot. – No siostra, więc jak?
- Oczywiście, że tak! Podeszłam do niego i przytuliłam, a potem cmoknęłam w policzek, a on odwdzięczył się rozczochraniem mi włosów.
- A Ty mamo też się przeprowadzasz?
- Tak, tylko, że Ty będziesz mieszkać z bratem, a ja wynajmę sobie jakieś mieszkanko. – uśmiechnęła się delikatnie. Kocham ją bardzo, podeszłam do niej i wtuliłam się w nią, a ona jakby czytając mi w myślach odpowiedziała – Ja Ciebie też słoneczko.
CZYTASZ
Zaryzykuj
RomanceProlog Londyn Jest koło pierwszej w nocy, chyba... straciłam poczucie czasu.. siedzę w kącie w pokoju na podłodze, moje ramiona obejmują nogi. Moje ciało buja się w rytm uderzających kropli o parapet. Łzy nie chcą przestać płynąć.. Czuje okropny ci...