Rozdział 10

308 20 5
                                    

Jakiś tam jest. Nawet mi się podoba, a Wam? Napiszcie co myślicie ;) Miłego czytania. 

___________________________________________________________

Will

- Po raz kolejny Ci mówię, że nic mi nie jest. Aghh.. - Przewróciłem oczami z poirytowania. Ileż razy można zadawać to samo pytanie w przeciągu kilku minut?

- No okey, ale prze... Mmmm.! - Nie wytrzymałem, zakryłem usta czarnookiej swoją dłonią wnosząc oczu ku niebu. Usłyszałem chichot pielęgniarki, która zakładała szwy na moją ranę, dzięki znieczuleniu nic mnie nie bolało, no może trochę dłonie, miałem zaczerwienione kostki po bojce.

- Niech się Pani nie martwi, do wesela się zagoi. - Uśmiechnęła się ciepło. - A tak swoją drogą to ma Pani bardzo odważnego narzeczonego, takiego to ze świecą szukać. - Mina Katherine wyrażała teraz nie tylko szok, ale w większej mierze złość. Nie zdążyłem jej wytłumaczyć tej całej historyjki wymyślonej na poczekaniu. Przecież musiałem powiedzieć, że jestem jej narzeczonym, tak to bym nie mógł się dowiedzieć czy wszystko z nią w porządku. Dziewczyna teraz próbowała oderwać moją dłoń od swoich ust i zapewne wykrzyczeć światu, że wcale nie jestem jej narzeczonym, dlatego musiałem szybko zareagować.

- Widzisz KOCHANIE jakie masz szczęście, że mnie masz. A teraz daj całusa. - Zabrałem rękę krepująca usta brunetki, zrobiłem dziubek i próbowałem z całych sił się nie roześmiać na widok miny dziewczyny. Bylem ciekaw o czym teraz myśli, zmarszczyła śmiesznie brwi, lecz po chwili jej wargi ułożyły się w pięknym uśmiechu, położyła dłoń na moim policzku, była taka ciepła, jej skóra pachniała kwiatami, przymknąłem na chwile oczy i gdy je z powrotem otworzyłem zauważyłem twarz Katherine tuż przed moją, dzieliły nas centymetry. Dziewczyna zagryzła wargę, spojrzała w moje oczy jeszcze bardziej się przybliżając, zamknąłem oczy oczekując dotyku jej ust na moich. Cholernie pragnąłem znowu je poczuć, posmakować.

- Ała! Za co? - Jęknąłem z oburzeniem. Dziewczyna dźgnęła mnie palcem między zebra, które teraz masowałem by uśmierzyć ten nieprzyjemny ból.

- Za to KOCHANIE, że się przechwalasz. - Pokazała mi język (jakie to dojrzałe) i uśmiechnęła się z satysfakcja widząc mój grymas na twarzy.

- Dobra gołąbeczki, spokój już. Ja musze dokończyć tutaj szyć, a Pani mogłaby skoczyć do bufetu na dole po jakąś kanapkę i kompot. Pani narzeczony stracił trochę krwi, nie chcemy żeby znów nam upadł na podłogę.

- W mojej kurtce jest portfel, weź go, bo Ty raczej nie Wzięłaś ze sobą żadnych pieniędzy. - Uśmiechnąłem się pocieszająco, dziewczyna wzięła portfel, uśmiechnęła się smutno i wyszła.

- Widać, że zależy jej na Panu. - Usłyszałem słowa pielęgniarki, pokiwałem kilka razy głową na tak. Chwila! Co? Zależy jej?

- Dlaczego Pani tak uważa? - Bylem ciekaw co ma do powiedzenia kobieta, która opatrywała moja ranę. Miała ona może koło 45-50 lat, niewysoka, krótkie, ciemne włosy, wesoła kobieta, która jak wynikało z plakietki przyczepionej do fartucha ma na imię Martha.

- Żeby Pan widział jak zareagowała jak Pan upadł zaczęła...

- Nie jestem żadnym Panem, na imię mam Will. - Uśmiechnąłem się.

- Willu, Twoja narzeczona zaczęła ochrzaniać lekarza żeby zostawił ją w spokoju i zajął się Tobą. Bała się o Ciebie, nie potrafiła powstrzymać łez, a mnie serce krajało się na ten widok. - Wskazała na mnie palcem wskazującym i powiedziała matczynym tonem.

- Trzymaj się jej i mimo problemów nie pozwól jej odejść. W dzisiejszych czasach trudno o taką dziewczynę. Sama mam syna, który co raz wraca do domu ze złamanym sercem przez jakąś lafiryndę. - Zachichotałem widząc waleczna minę Marthy, która najchętniej sama by wybrała przyszłą żonę swojemu synowi.

- Obiecuje, że jej nie puszcze choćby nie wiem co. - Mrugnąłem do kobiety, która zaśmiała się cicho przyklejając duży plaster na moją ranę.

- Kupiłam Ci kanapkę z kurczakiem, kompotu nie było, więc wzięłam sok pomarańczowy, a na deser kawałek szarlotki. - Zaczęła wyliczać Kat gdy tylko przekroczyła próg sali.

- Widzisz, a nie mówiłam? - Tym razem to pielęgniarka puściła mi oczko uśmiechając się pod nosem, w odpowiedzi wyszczerzyłem się do niej.

- Czy ja o czymś nie wiem? - Spytała dziewczyna patrząc to raz na mnie raz na kobietę w fartuchu.

- O wszystkim wiesz kochanie. - Posłałem czarnookiej buziak w powietrzu, wzruszyła ramionami i podała mi kanapkę.

- No to przystojniaku, nie możesz nadwyrężać lewej ręki żeby wszystko się ładnie zagoiło. Za tydzień młoda damo masz go przyprowadzić na kontrolę, bo jak znam facetów to oni zawsze uważają się za takich silnych, a potem o, proszę popatrzeć, idealny przykład.

- Przyprowadzę go, choćbym musiała go związać.

- Pomysł o związaniu nawet mi się podoba. - Wymruczałem do dziewczyny, którą od razu zalał rumieniec, to było słodkie.

- Ałł... A to za co? - Znowu dostałem, tym razem w ramię i od Marthy, nie mojej "narzeczonej".

- Przecież Ci mówiłam, że nie możesz nadwyrężać ręki. Miesiąc i możecie figlować do woli. - Martha zaczęła się śmiać widząc mój wyraz twarzy. Miesiąc? W sumie.. Katherine nawet nie jest moją dziewczyną, chyba nie mam co liczyć w ogóle na jakiekolwiek figle.

- Kiedy będziemy mogli już stąd wyjść? Bez obrazy, ale mam dość tego miejsca. - Powiedziała brunetka do pielęgniarki.

- W sumie została chyba tylko papierkowa robota, ale to raz dwa się się tym uwiniemy. Pomogę Wam to wszystko wypełnić. Jest w pół do drugiej, pewnie chcecie rzucić się na łóżko i od razu zasnąć po dniu pełnym wrażeń.

- A żeby Pani wiedziała. - Westchnąłem zmęczony.

20 minut później siedzieliśmy już w taksówce, jeszcze w szpitalu uzgodniłem z Katherine, że jedziemy do mojego mieszkania. Derekowi wcześniej wysłałem smsa, że wszytko w porządku i pogadamy jutro. A co do taksówki, nie chciałem ryzykować, że zasłabnę przed kierownicą i spowoduje wypadek. Moje myśli krążyły wokół tego co się działo przez ostatnie godziny, zwłaszcza pobytu w szpitalu. Lekarze widząc, że krwawię chcieli od razu mnie zbadać, ale stanowczo oznajmiłem, że nie ruszę się o krok od "narzeczonej" i dopóki się nie dowiem, że wszystko z nią w porządku. Nagle serce zabiło mi mocniej, a krew odpłynęła z twarzy, przypomniałem sobie co zostawiłem w mieszkaniu. No pięknie, Katherine pewnie ucieknie z krzykiem. Popatrzyłem na dziewczynę, nasze spojrzenia się skrzyżowały, wysłałem do brunetki fałszywy uśmiech i jak najszybciej skierowałem swój wzrok gdzie indziej zastanawiając się jak wytłumaczę Kat to co zobaczy pod moim dachem.

ZaryzykujOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz