Prolog;

688 28 3
                                    

Wokół mnie panowała ciemność, jak od ostatnich kilku dni. A może tygodni, miesięcy?
Nie, miesiące z pewnością to nie były. Nie czułam jeszcze aż takiego zimna. Było chłodno, tak, ale to z pewnością nie była zima.
Myśli, które miały odciągnąć mnie od bólu w całym ciele, przerwały strzały.
Wpierw drgnęłam instynktownie, jednak tylko na ułamek sekundy moje całe ciało spięło się, wywołując kolejną falę bólu.
Uspokój się dziewczyno, powtarzałam do siebie, myślisz, że skoro robili tobie takie rzeczy to nie potrafią strzelać? Mieli mundury, mieli wyposażenie wojskowe.
Zupełnie jak...

- Znaleźć ją! - rozległ się głos.

Dziwnie znajomy, ale jakby z oddali. W moim sercu zapłonęła maleńka, ciepła iskierka nadziei. Czy to on? Tyle lat...
A jeżeli to majaki? Jeżeli moje ciało, mój umysł są już tak zmęczone, tak poranione, że umieram, że chce przywołać myśli o tych, przy których czułam się całkowicie bezpiecznie?

Ciężkie, szybkie kroki były coraz bliżej.
To nie były ich kroki. Już się nauczyłam. Te były cięższe, bardziej nerwowe, a buty chyba bardziej taktyczne, niż te wyjściowe, w jakich się pojawiali.
Przyszli po mnie. To już mój czas. Zmęczyli się tym, że nic nie chce powiedzieć.
Związane na plecach dłonie przełożyłam w przód i odetchnęłam cicho. Ból w barkach zmalał nieco, jednak zcierpnięte mięśnie wciąż dawały o sobie znać.
Wyciągnęłam coś z prowizorycznego legowiska. Zimna stal pistoletu przypomniała mi lekcje, udzielane od dziecka.
Złap mocno, wyceluj, strzel. Opuść broń, uzupełnij magazynek, przygotuj się. Nie spuszczaj wzroku z celu.
Na szczęście miałam cały zapas naboi. Głupi żołnierz nawet nie zauważył, kiedy stracił pistolet. Chyba tak zafascynował się przesłuchiwaniem mnie, że ...
Potrząsnęłam nerwowo głową, czując, jak mój oddech przyspiesza histerycznie, a serce zaczęło bić tak, że miałam wrażenie, że sam jego huk zdradzi, gdzie jestem.
Gdy ciężkie tąpnięcia butów rozległy się jeszcze bliżej, z trudem uniosłam ciężką głowę w stronę maleńkiego światełka, wpadającego z korytarza przez skromne okienko w stalowych drzwiach do mojego... pokoiku. Mój skaczący z przemęczenia i wygłodzenia wzrok ledwie mógł skupić się na jedynym punkcie orientacyjnym.
Ręce, odrobinę nieposłuszne, wciąż obolałe podniosły się. Kciuk ledwie miał siły, by odbezpieczyć broń, jednak po krótkiej walce udało się.

- Szukajcie wszędzie, do cholery!

Ten sam głos co wcześniej. Zacisnęłam usta i oczy, starając się nie zaszlochać na cały głos.
Wizja bliskiej śmierci sprawiła, że jednocześnie czułam błogą ulgę, a zarazem ogarniała mnie panika. Nie miałam już sił, by żyć dalej. Byłam wycieńczona. A zarazem tak bardzo chciałam iść dalej...

Cichy strzał rozniósł zamek, w którym zazwyczaj chrobolił klucz.
Skrzydło uchyliło się z cichym jęknięciem i w drzwiach stanął potężny mężczyzna.
Po moich plecach przebiegł dreszcz. Wysoki, mocno zbudowany, w mundurze szturmowym, ale na pewno innym, niż mieli tamci. To nie był jeden z nich.
Przyszli po mnie inni? A może zabiją mnie tylko dlatego, że tu jestem?
Nie wytrzymałam, zaczęłam łapczywie wciągać powietrze. Tylko przez to zorientowałam się, że przez cały ten czas ledwie zdobywałam się, by złapać oddech.
Odgłosy zwróciły uwagę żołnierza. Gdy zrobił krok w moją stronę, zaczęłam odpychać się stopami. Podszedł jeszcze bliżej.

- Odsuń się!

Chciałam brzmieć groźnie. Zdecydowanie. Tak, żeby wiedział, że to nie jest pierwszy raz, jak mam broń w ręku.
Mój głos jednak ledwie rozległ się po celi, zachrypnięty i piskliwy. W sumie, wcale się nie dziwiłam. Przez ostatni czas używałam go głównie do krzyczenia i szlochu.

- Kapitanie, chyba ją mam. - rzucił ciężkim głosem mężczyzna do radia, przypiętego do kamizelki. Kolejny krok.

W histerii ledwie łapałam oddech, widząc, jak wyciąga do mnie rękę.

- Nie! - wrzasnęłam na cały głos, naciskając spust, rozległo się kilka strzałów.
Chybiłam każdym. Kurwa mać!

- Co ty robisz? - zawarczał żołnierz, od razu wyrywając mi pistolet i odrzucając broń.
Poczułam silny uścisk na ramieniu, który podciągnął mnie w górę. Jednak liny, ciasno zawiązane na mojej kostce i dłoniach sprawiły, że gdyby nie mocny chwyt, runęłabym na ziemię.
Kolejne siarczyste przeklnięcie.
Zimny nóż jednym ruchem rozciął więzy.
Byłam wolna. Lekko pociągnięta do pionu po raz kolejny, z trudem stanęłam na nogach. Od tej pozycji aż zakręciło mi się w głowie.

Wolna.

Wolna.

Uciekaj. Uciekaj, kurwa!

Nie myśląc o żołnierzu, nie myśląc o strzałach na zewnątrz, ruszyłam biegiem w stronę światła na korytarzu.
Moje ciało jednak nie było tak rześkie jak umysł. Nie byłam tak szybka, jakbym chciała, mimo, że uważałam się za naprawdę sprawną. Nogi, teraz miękkie jak galareta, ugięły się w pół.

- co ty odpierdalasz?!

Ten sam, ostry głos... Jego właściciel złapał mnie za ramiona i pociągnął w tył.
Nie, nawet jakbym miała być rozstrzelana, to wyjdę na swoich zasadach.
Rzuciłam się dłońmi na maskę, chcąc obdrapać napastnika połamanymi paznokciami. Wyglądało to jednak komicznie. Cała we krwi, brudzie, poszarpana i absolutnie bez sił bardziej sprawiałam wrażenie, jakbym próbowała naśladować taniec godowy jakiejś zdziczałej małpy.
Zachrypiałam cicho, jak w ułamku sekundy zostałam zamknięta w żelaznym uścisku i podniesiona w górę.

- A teraz zamknij się. - mruknął cicho, zerkając na mnie w dół. - Albo będziemy oboje oglądać własne flaki.

Zapamiętałam tylko jego oczy. Pełne gniewu, dezaprobaty, ciemne, ciemne jak drewno.
Chyba nie zapamiętałam za wiele. Ciało, czując podporę w kimś, kto nie chciał mnie zabić, rozluźniło się na tyle, że mimowolnie powieki opadły, a mięśnie rozluźniły się. Czułam tylko lekkie drgania, wywoływane przez kolejne szybkie kroki, a po chwili bieg.
Uderzenie rześkiego, lodowatego powietrza ocuciło mnie jedynie na chwilę, by uczucie wrzucania, albo wskakiwania gdzieś spowrotem przywołało mrok przed moje oczy.
Odpłynęłam całkowicie, błogo, tak, jak potrzebowałam tego od dawna.

Pomyłka [Ghost x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz