Rozdział 8;

349 21 4
                                    

Przez ten rok działo się w moim życiu zaskakująco wiele. Na każdej płaszczyźnie.
Wróciłam do swojego miasteczka na dość krótko. Finalnie pożegnałam się ze studiami, odebrałam parę sentymentalnych drobiazgów od przyjaciół, a nawet odwiedziłam swoją matkę, która, jak od swojego trzeciego rozwodu moją obecność kwitowała przytakiwaniem i pomrukami, większa uwagę poświęcając ekranowi starego telewizora i puszce z piwem w dłoni.
Przez moment wahałam się, czy nie zabrać zdjęcia, gdzie byliśmy we trójkę. Byłam wtedy mała, miałam cztery, może pięć lat, a rodzice byli jeszcze razem.
Ostatecznie wyszlam stamtąd praktycznie bez pożegnania, pozwalając ramce dalej zbierać kurz.
Żyła, nic jej nie groziło, wszystko było tak jak zawsze. Tylko tyle potrzebowałam.
Próbowałam znaleźć ojca na własną rękę. Dotarłam pod doskonale sobie znany adres, ale dowiedziałam się, że dom został sprzedany rok temu, a poprzedni właściciel wyprowadził się za granicę. Przynajmniej tak twierdzili nowi lokatorzy.
Jednocześnie spokojniejsza, ale i pełna nostalgii wróciłam do bazy, którą mogłam nazywać domem. To tu spędzałam czas pomiędzy kolejnymi misjami, to tu byli moi wszyscy bliscy.
Price chyba wszystkim robił za ojca. Był w końcu kapitanem. I nadawał się do tej roli idealnie, obu. Reszta chłopaków była dla mnie jak bracia.
No, może poza...
Moje relacje z Simonem wydawały mi się ... dziwne. Były dni, gdzie uznawałam się za jego co najwyżej dobrą znajomą, ale gdy w końcu przypomniał sobie o tym, co w sumie, w teorii między nami istniało, ledwie byliśmy w stanie zapanować nad sobą na tyle, żeby nikt nie przyłapał nas na gorącym uczynku w bardzo konkretnych sytuacjach, czasem w jego, czasem w moim pokoju.

Wysiadłam z auta i przeciągnęłam się mocno. Cholerstwa nie były zbyt wygodne, ale za to piekielnie wytrzymałe. To był chyba jeden z niewielu pojazdów, które pozwalali mi prowadzić.
Dobrze, raz kiedyś zahaczyłam o barierki. Ale one są zalane w beton, na litość boską! Zderzak tylko trochę się przerysował. I odrobinę wgniotł.
Chwyciłam swoją torbę, wypchaną zakupami i schowałam się w swoim pokoju. Bycie kobietą w typowo męskich warunkach czasem było cholernie męczące.
Ktoś zapukał donośnie do drzwi. Podskoczyłam zaskoczona, dziękując w duchu, że jeszcze nie zaczęłam rozpakowywać swoich nabytków.

- Tak? - rzuciłam głośno, prostując się.

- Mała, briefing w gabinecie! Jak najszybciej! - zawołał Soap przez drzwi.

- Idę! - odkrzyknęłam i tęsknię spojrzałam na zamkniętą, materiałowa siatke.

Porzuciłam jednak myśli o zawartości i wyszłam szybko na korytarz. Nauczyłam się już, że podczas mojej nieobecności nikt nie wejdzie do mojego pokoju nieproszony. Każdy sam sobie urządzał swój kąt, sprzątał go i dbał. Przynajmniej póki nie było skarg od sąsiadów.

Wpadłam do gabinetu w pośpiechu. Szybko jednak zatrzymałam się, nie wiedząc, czy wybuchnąć śmiechem z rozbawienia, czy radości.

- To już rok jak oficjalnie tu pracujesz! - wyszczerzył się Price, lekko podnosząc mały torcik z pojedyncza świeczka.

- Malinowy, twój ulubiony.

Uśmiechnęłam się rozczulona, patrząc po nich. Soap oparł się przedramieniem o mój bark.

- No co się tak patrzysz? - wyszczerzył się, zakładając na moją głowę plastikową, dziecięcą koronę.

- Wybrałem najlepszą cukiernię jaką tylko była w okolicy.

- Ale skąd wiedzieliście, że malinowy? - rzuciłam wesoło, podchodząc do biurka i zaczynając kroić ciasto.

Simon odchrzaknal cicho.

- Przecież zdarzyło ci się raz na jakiś czas wspomnieć, nie? - bąknął speszony, biorąc ode mnie porcję.

Spojrzałam mu w oczy.

- Tak, może raz na jakiś czas. - rzuciłam w końcu, wracając do rozdawania ciasta.

Taka spokojna, acz wesoła impreza była potrzebna chyba wszystkim. Tak, mi też. Zdecydowanie tak.

- M-m. - mruknęłam przecząco, kilka godzin później zabierając Kieliszek z dala od butelki trzymanej przez Soapa.

- Jeden toast wypiłaś! - rzucił zaskoczony.

- Za dużo się ze mną dzieje po alkoholu, zwłaszcza takim mocnym. - uśmiechnęłam się do niego szeroko.

- Ale przynajmniej mamy trochę twoich zdjęć, na których się uśmiechasz. - odparł wesoło, odstawiając butelkę na blat.

Była prawie północ, jak wróciłam do koszar. Zatrzymałam się przy drzwiach mojego pokoju i spojrzałam na Simona, który przyprowadził mnie tu, nie mówiąc ani słowa.

- A ty? - rzuciłam do niego cicho. - Masz kilka moich zdjęć z dzisiaj?

Uśmiechnął się szeroko. Ucałował mnie w kącik ust, pogłaskał po policzku i odsunął krok w tył.

- Idź spać. Bo zrobię ci rano karny trening. - wyszeptał.

- W mojej czy twojej sypialni? - uśmiechnęłam się szerzej.

Parsknął tylko rozbawiony, poczochrał mnie po głowie, o mało nie zrzucając korony i ruszył do swojej sypialni.
Przez chwilę patrzyłam za nim, aż w końcu wsunęłam się do pokoju.
Wzrok tylko na chwilę zatrzymał się na mojej torbie, w której wciąż leżały nierozpakowane zakupy.
Otworzyłam okno na całą szerokość i zapaliłam papierosa. Jeżeli to wszystko okaże się prawdą, będę udupiona. Nie tylko ja. Jedyne, co miałam nadzieję, to fakt, że po tym zespół się nie rozsypie. Przeze mnie ...

Pomyłka [Ghost x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz