Rozdział 12;

350 19 4
                                    

John prawieże podskakiwał z radości, jak Simon poprosił go o zajęcie się małym, gwarantując przy tym szybki powrót.
Nie powiedział tego na głos, ale doskonale wiedziałam, że jeżeli dość sprawnie nie zajmiemy się jego kaprysem, to mały będzie piekielnie głodny. A nie miałam przy sobie butelki ani mleka. Do tej pory tego nie potrzebowałam.

Siedziałam w samochodzie obok niego, patrząc za okno, gdy jechaliśmy. Nie miałam odwagi się odezwać.

- Będziesz coś dla niego potrzebować? Możemy wykorzystać to, że będą sklepy z rzeczami dla dzieci. - rzucił w końcu. Nie mogłam w jego głosie wyczuć ani jednej emocji.
Odchrząknęłam krótko, poprawiając się.

- Sama nie wiem. - mruknęłam. - Na pewno pierdoły typu pampersy, takie tam.

Przytaknął bez słowa, wpatrzony w drogę. Miałam wrażenie, że jego mięśnie twarzy drgnęły lekko, jakby chciał odwrócić głowę w moją stronę albo powiedzieć coś więcej. Spasował jednak.

W samym urzędzie spędziliśmy dość dużo czasu. Wpierw, starając się znaleźć odpowiedni wydział, a potem czekając pod nim w kolejce.

- Za cztery dni byście już tego nie zrobili. - zaburczała niezadowolona kobieta za biurkiem, dokładnie analizując akt urodzenia Scotta.
- Dzieciaczek by pół roku skończył i byście państwo musieli dochodzić wszystkiego przez sąd.

- Możemy więc w takim razie przyspieszyć całą tą procedurę? - rzucił zirytowany Simon, starając się panować nad głosem.

- Tak tak, już. - wywróciła oczyma, zaczynając klikać coś na klawiaturze.
Robiła to na tyle irytująco wolno, że zaczęłam dreptać w miejscu, nerwowo zerkając na zegarek. Została jeszcze godzina, może odrobinę dłużej. Mały nie zaśnie na drzemkę beze mnie. Postawi pół bazy na nogi, jak zacznie płakać.

- Kilka rzeczy w danych dziecka nie jest uzupełnione. - rzuciła w końcu urzędniczka, poprawiając się na krześle. - Dane matki są , ojciec wpisany. Stały adres zamieszkania ojca, poproszę.

Simon szybko podyktował dane. Gdy kobieta zapisała je w systemie, przeniosła wzrok na mnie.

- Teraz stały adres zamieszkania matki i dziecka.

Parę razy otworzyłam usta, chcąc coś powiedzieć, jednak ani jedno słowo ani nawet dźwięk nie uleciały z moich ust.

- Proszę wpisać taki sam jak mój, przecież to logiczne. - wtrącił się niezadowolony Simon.
Rzucił mi tylko ostre, niezadowolone spojrzenie i zajął się dokańczaniem formalności.
Jedyne, co musiałam zrobić, to złożyć podpis. Moja dłoń drżała nieznacznie, szybko jednak pokwitowałam wszystkie wnioski i westchnęłam krótko.

Oczywiście że jak wyszliśmy, to pierwsze co to zapaliłam. I oczywiście że nie podniosłam nawet wzroku na niego.

- Niedaleko jest galeria. - rzucił w końcu. - Mam iść z tobą?

Wzruszyłam ramionami.

- Zasiłki mi jeszcze nie weszły, więc jak masz jakieś plany, to nie angażuj mnie w nie.

Wywrócił oczyma i pokręcił niezadowolony głową. Rzucił niedopałek na ziemię i przydeptał go ciężkim, wojskowym butem. Gdy również dopaliłam, otworzył mi drzwi pasażera. Speszyłam się nieco na ten widok. Jak mógł być wobec mnie kulturalny pomimo tego, że tak go skrzywdziłam?

-  Niech ci będzie. - rzucił, gdy oboje usiedliśmy w aucie.- Tylko musisz wybrać rozmiary, czy jak się tam mierzy takie małe bąki.

Przytaknęłam tylko krótko, nawet nie mając pewności czy dostrzegł moją niemą zgodę, skupiony na drodze.

Pomyłka [Ghost x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz