Rozdział 3;

369 25 0
                                    

Przyjście tutaj było zarazem dobrym pomysłem, jak i fatalnym. Widok śmiejących się i żartujących kolegów rozluźnił mnie nieco, do takiego stopnia, że na moje usta wykwitł lekki uśmiech.

- Nareszcie! - rzucił wesoło Soap, już po kilku szklankach mocniejszego trunku, gdy zauważył moją minę.

- Mała nareszcie się uśmiecha!

Zawstydzona spuściłam głowę i zaczęłam obracać w dłoniach szklankę z drinkiem. Nie upiłam ani jednego łyka. Nie chciałam, żeby pod wpływem alkoholu wyszło ze mnie to wszystko, co powoli zaczęło chować się głęboko, przyjemnie głęboko.

- No, powiedz coś w końcu. - rzucił jeszcze z szerokim uśmiechem, nachylając się lekko w moją stronę.

- Coś. - rzuciłam z szerokim uśmiechem, podnosząc na niego wzrok.
Wywołało to falę śmiechu. Wesołego, szczerego śmiechu. To właśnie dzięki niemu poczułam się, że chyba powoli zaczęłam tu pasować.

- No i masz nawet poczucie humoru. - rzucił wesoło Soap, klepiąc mnie lekko po plecach.

Wyprostowałam się gwałtownie, momentalnie czując gulę w gardle.
Wtedy też ktoś poklepał mnie po plecach. I wykorzystał to, że się odwróciłam.

- Coś nie tak? - rzucił Price, widząc moją twarz.

Zmusiłam się do ponownego uśmiechu.

- Nie, spoko. Soap klepnął mnie tak, że wytrzepał mi kamienie z nerek i muszę do toalety. - rzuciłam na tyle żartobliwym tonem, na jaki było mnie stać.

Odstawiłam szklankę, wciąż pełną na stół i wstałam.
Może odrobinę zbyt gwałtownie. Może odrobinę za szybko wyszłam, ale wiedziałam, że moja pokerowa twarz spływa powoli, jak miernej jakości podkład podczas nieprzyjemnej mżawki.

Upewniłam się tylko, że widzieli jak idę w stronę toalety. Skręciłam stamtąd w bok, grzebiąc po kieszeniach.
Dopadłam do drzwi na zewnątrz i pierwsze co zrobiłam, to zapaliłam papierosa i zaciągnęłam się dymem, przyjemnie gryzącym po wciąż zaciśniętym gardle.
Nigdy nie paliłam. Unikałam tego jak ognia. Sam zapach, gdy moi znajomi oddawali sie temu słodkiemu nałogowi doprowadzał mnie do mdłości.
Teraz palę jak diabli. Najchętniej wypaliłabym całą paczkę pod rząd, odpalając jednego od drugiego. Zajmowałam czymś ręce, zajmowałam umysł, żeby skupiał się na zaciąganiu toksyn do płuc, zamiast na tym, co dzieje się w okół mnie.

- Mała. - rozległ się głos za mną.

Nie odpowiedziałam. Nawet nie zareagowałam. Wiedziałam, że Ghost stoi za mną, jak cień.
Przez chwilę zastanawiam się, czy wtedy, w tamtych lochach nie założył mi jakiegoś chipa, który wysyła mu sygnały, gdy mój mózg walczy z przeszłością.

- Zaraz wrócę. - rzuciłam przez ramię, nie mogąc zdobyć się, by na niego spojrzeć. Wiedziałam, co się by wtedy stało.
Na skorupie pojawiłaby się kolejna rysa.

Zrobił kilka kroków w moją stronę, starając się utrzymać dystans. Chyba nie wystraszyłam ich aż tak sytuacją sprzed chwili?

- To nie twoja wina. - rzucił cicho, zapalając swojego papierosa.

Moja szczęka zadrżała.

- Wiem. - wychrypiałam tylko, patrząc pusto przed siebie.
Przysuń dłoń, obejmij ustami papierosa, zaciągnij się. Głęboko, do płuc, nie przepony.

- Sophia. - szepnął, również patrząc w dal. - To nie twoja wina.

Pierwszy raz ktoś tutaj użył mojego imienia. Po moich policzkach popłynęły perliste łzy. Szybko pociągnęłam nosem, mając nadzieję, że nie zwróci to zbytnio jego uwagi.

Rzuciłam niedopałek na ziemię i przydeptalam go butem.

- Wiem. - szepnęłam znowu.

- Sophia. - powtórzył jak mantrę, teraz odrobinę twardszym, może ostrzejszym głosem. - Wtedy też nie była twoja wina.

Poczułam to prawieże fizycznie. Kolejne pęknięcie, znacznie boleśniejsze, rozerwało mój umysł przez ułamek sekundy.
Przestałam panować nad łzami. Odwróciłam głowę w bok, mając nadzieję, że ich nie zauważy, nawet jeżeli to była głupia i krótka nadzieja.

- Wiem. Ale mnie to bolało. Ja cierpiałam.

Nawet nie wiem, po co to z siebie wyrzuciłam. Wiedziałam tylko, że za ułamek sekundy nie będzie odwrotu.
Odchrząknęłam, prostując się i odwracając spowrotem do drzwi.

- Idę już do siebie. Jestem zmęczona. - rzuciłam do niego krótko.

- Wiesz, że jesteśmy tu dla ciebie? - rzucił jeszcze do moich pleców.

Zatrzymałam się. Zwilżyłam językiem usta, wzięłam głęboki wdech i przymknęłam lekko oczy, dając sobie czas na ułożenie odpowiedzi w głowie.

- Wiem doskonale. - rzuciłam pusto. - Wiem, że jesteście tu dla mnie. Ale czy jesteście dla moich problemów? Koszmarów? Przeszłości? Przyszłości?

Nie czekając na odpowiedź, szybkim krokiem ruszyłam przed siebie. Nie chciałam, nie mogłam kontynuować tej rozmowy. Wtedy mój mur, moja skorupa, tak starannie budowane, legną w gruzach.
A jak upadną, to, co trzymają w sobie z takim wysiłkiem zaleje mnie z taką siłą, że się w tym utopię.

Pomyłka [Ghost x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz