Rozdział 5;

385 28 4
                                    

Dyszałam ciężko, wpatrując się we wciąż huśtający się worek treningowy.
Upał za oknem na potęgę dawał się we znaki, zapewne nie tylko mi. Współczułam teraz wszystkim, którzy w pełnym rynsztunku musieli spędzać czas na zewnątrz.
Przez ponad pół roku zmieniłam się. Zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Wciąż i wciąż, wpierw dla zabicia czasu korzystając z nieograniczonego dostępu do siłowni, wyraźnie nabrałam mięśni. Wraz z potem ulatywały ze mnie kolejne resztki frustracji, złości, strachu.
Byłam inna. A może dopiero teraz zaczęłam być sobą? Mniej nijaka, z pasją, jeszcze lepszymi umiejętnościami. Zdecydowanie bardziej ostra w języku, nie bojąca się odpowiadać sarkazmem.
To akurat przez Simona. Powziął sobie za cel trenowanie mnie, przez co przejęłam charakter jego niemiłych komentarzy.
Zdawało mi się, że przez ten czas między nami wyrosła swego rodzaju przyjaźń, a conajmniej dobra znajomość, podparta odrobiną zaufania.
Przynajmniej ja ufałam jemu.
On mi - raczej nie.
Wciąż ukrywał przede mną swoją twarz, nawet, gdy palił w pobliżu mnie. Doprowadzało mnie to czasami do pasji.
Ale co mogłam zrobić? Zerwać mu ją na siłę?
Nie wiem przez co przeszedł, ani on nie wie przez co przeszłam ja. Sama oczekiwałam szacunku do moich traumatycznych przejść, więc okazuje to samo w zamian.
Na razie działało.

Z całej siły po raz ostatni uderzyłam worek, aż sapnęłam ciężko na cały głos.

- Tu jesteś.

Za moimi plecami rozległ się głos Soap'a.

- Kapitan chce cię widzieć u siebie. Natychmiast.

Zmarszczyłam brwi, patrząc na niego i starając się coś odczytać z jego twarzy. Trwała jednak w kamiennym wyrazie.

Bez słowa wyminęłam go i ruszyłam szybkim krokiem. Słyszałam, jak idzie za mną.

Czy Price coś znalazł? Ojciec... Błagam, niech okaże się, że znalazł mojego ojca.
Bezpardonowo weszłam do biura, wciąż lekko zdyszana.
Ignorując zaskoczone spojrzenia, nieco gwałtownie usiadłam naprzeciwko wujka.
Poprawił się nerwowo, zerkając na akta przed sobą.
Czyli coś znaleźli. Czułam, jakby zaraz moje serce miało wyskoczyć z klatki piersiowej, jednak mimo to wyciągnęłam dłoń do teczki.

- Pamiętaj tylko... - rzucił jeszcze ciężko. - Że tutaj zawsze będzie dla ciebie miejsce. Niezależnie, czy zdecydujesz, czy chcesz być w szeregach kompanii, czy dołączyć do naszego zespołu.

Czułam, jak zimny pot obficie oblewa moje plecy. Co było w tej teczce? Co takiego zrobił mój ojciec, że już teraz padają takie propozycje?
Czując wzrok wszystkich na sobie, chwyciłam dokumentację.
Prosta, biała teczka nie była podpisana ani zamknięta.
Uchyliłam okładkę i zaczytałam się.
Z każdą kolejną linijką miałam wrażenie, że odpływam z tego świata. Wzrok co chwila zachodził mi mgłą, ale nie mogłam oderwać oczu od kolejnych i kolejnych słów.
Akta huknęły o blat, gdy rzuciłam je niedbale, wstając.
Ledwie łapałam oddech. Czułam się zdradzona, wykorzystana. Dlaczego, kurwa mać?!
Zaczęłam nerwowo klepać po kieszeniach spodni, jednak ktoś był szybszy.
Simon wysunął do mnie otwartą paczkę.
Z nieznaczną ulgą poczęstowałam się papierosem i skorzystałam z zapalonej przez niego zapalniczki.
Moje nogi były jak z waty. Mimo to, mając wrażenie, że zaraz się przewrócę, podeszłam do okna. Pustym wzrokiem obserwowałam nowicjuszy, trenujących na placu.
Żar poparzył mnie w palec. Bez słowa więc zadusiłam niedopałek w popielniczce, która nie wiadomo kiedy pojawiła się na biurku.

- Co dalej? - rzuciłam w końcu, prostując się i patrząc po ich twarzach. - Jak mniemam, wyrok jest jeden.

- Mamy już pozwolenie. - rzucił Price, prawieże szeptem.

Kiwnęłam głową. Byłam pusta. Kompletnie pusta. Zniknęła frustracja sprzed kilku miesięcy, zniknął strach, zniknęły traumatyczne przeżycia.
Została tylko jedna emocja.

- Jest mój. - rzuciłam w końcu lekko, podchodząc do Ghosta i bezpardonowo biorąc od niego kolejnego papierosa.

Nachylił się do mnie, patrząc mi prosto w oczy.

- Powiedz, co i jak chcieli z ciebie wyciągnąć, a zemsta jest tylko twoja. - szepnął cicho.
Odpalił zapalniczkę. Skorzystałam z płomyka, zaciągnęłam się i rozluźniłam lekko, wciąż nie spuszczając z niego wzroku.

- Przysięgam ci, Simonie Riley, jeżeli złamiesz tą obietnicę, osobiście wykręcę ci jaja, wyrwę je i upcham w gardle tak, że nie będziesz mógł już nigdy w życiu korzystać z własnych strun głosowych. Zorganizuję jednak ściepę na jakiś tablecik z guziczkami i będziesz się tak z nami komunikował. A jak będziesz dość grzeczny, dorzucę ci tam nawet kilka przekleństw.

Mój głos przestraszył mnie samą. Cichy, zimny, kompletnie wypruty z emocji. Czułam spojrzenia Price'a i Soap'a na swoich plecach. Nie czułam już jednak dreszczy i strachu.

Simon wyprostował się, a z jego oczu wręcz buchała satysfakcja i zadowolenie.

- I to jest właśnie moja dziewczynka. - szepnął, kładąc mi dłoń na policzku. - Mów więc co wiesz, a w tym czasie wszystko będzie przygotowane do wyjazdu.

Pomyłka [Ghost x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz