Rozdział 4;

393 26 4
                                    

Wpatrywałam się w okno, uważnie analizując powoli opadające płatki śniegu.
Przez ostatnie dni robiło się tu coraz ciszej i ciszej, aż w końcu pozostało tylko parę osób.
W tym ja. Prawieze każdy pojechał do domu na święta. Do rodziny. Do ozdobionej choinki, pełnego stołu, bliskich, czekających na powrót.
Tylko nie ja.
Wiedziałam, że Price też został. Ghost chyba też. Soap na pewno wrócił do domu, żegnał się ze mną już tydzień temu.
Ci, którzy zostali, w kantynie organizowali sobie wigilię.
Nawet skombinowali choinkę, a ja aż z mojego pokoju słyszałam wesołe śmiechy, gdy przygotowywali stoły i kolejne posiłki.

Krótkim ruchem obtarłam łzy i skuliłam się odrobinę bardziej, opierając policzek na kolanach.
To nie są moje pierwsze święta, które spędzę sama. Ale na pewno pierwsze, gdy będę samotna.
Co z tatą? Jak często mama próbowała się do mnie dodzwonić? Czy moi przyjaciele martwią się, zgłosili moje zniknięcie? Czy dalej jestem na liście studentów na tej lichej uczelni?

Przemyślenia przerwało mi ciche pukanie do drzwi. Zaskakująco spokojne i nienatarczywe.
Wyprostowałam się, obtarłam szybko łzy i odchrząknęłam krótko.

- Proszę.

Do środka wszedł Ghost. Przez chwilę przypatrywałam się mu, tak zwyczajnego, w prostych dresach, koszulce i masce.

- Cześć. - rzucił cicho. Dziwnie cicho jak na niego.
- Nie idziesz na dół? Praktycznie wszyscy już tam są.

Uśmiechnęłam się lekko, ale mimo to zaprzeczyłam ruchem głowy.

- Nie mam na to nastroju.

- Jest jedzenie. - rzucił odrobinę bardziej niepewnie, jakby w myślach szukał argumentu, by namówić mnie do wyjścia z pokoju.
- Wszyscy zaczynają się dobrze bawić.

- Wiem. Słyszę. Dzięki za zaproszenie. - uśmiechnęłam się do niego delikatnie.

- Wiesz... - odchrzaknal, poprawiając się lekko i wsadzając dłonie w kieszenie. - Jest trochę prezentów pod choinką. Według mnie cośtam dla ciebie się znajdzie.

Przyglądałam się mu z zaskoczeniem. Fatygował się, żeby zorganizować mi coś na święta? Tylko dla mnie?

- Ja...- bąknęłam tylko, lekko w szoku. - Nic dla nikogo nie mam, i w ogóle... Nawet nie pomyślałam, że będzie tutaj się coś działo....

- Po prostu chodź. Ok?

Zacisnęłam lekko usta, przez chwilę tęsknie zerkając na śnieg, wciąż leniwie pruszący za oknem.
Bez słowa jednak wstałam, ściągnęłam lekko rękawy bluzki i ruszyłam za nim.

- Dużo osób jest? - rzuciłam w końcu, idąc obok niego.

- Nie, kilkanaście. - odparł spokojnie, idąc obok mnie.
Chyba nawet po to zwolnił krok?

- Ale sami swoi, tacy, którzy siedzą tu już od lat. Kapitan też jest.

Przytaknęłam, odrobinę bardziej żwawo. Sama obecność przyszywanego wuja jakoś poprawiła mi humor.

- Dlaczego ty tu jesteś? - szepnęłam nagle, sama zaskoczona tym pytaniem.
- Z tego samego powodu co inni. - wzruszył ramionami, zerkając na mnie krótko. - Nie mam do kogo wracać. A ty? Miałabyś gdzie spędzić święta, gdybyś nie musiała tu być?

Uśmiechnęłam się smutno.

- Nie. - rzuciłam cicho. - Pewnie jakaś koleżanka z litości zgarnęłaby mnie do siebie.

Weszliśmy do jadalni, gdzie kilka osób siedziało już przy stołach, pijąc kawy z papierowych kubków i śmiejąc się między sobą.
Dzisiaj nikt nie miał na sobie mundurów. Za to bez problemu dostrzegłam, że każdy z nich ma przy sobie conajmniej jedną broń.
Ruszyłam do automatu z kawą, gdzie zaczęłam przygotowywać również dla siebie ten napój bogów.

Pomyłka [Ghost x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz