Rozdział 11;

307 19 2
                                    

Przez kilka długich chwil wpatrywał się we mnie.
W końcu jednak westchnął ciężko, wszedł głębiej do pokoju i zamknął drzwi.

- Jak Scott? - rzucił zaskakująco spokojnie, siadając na drugim brzegu łóżka, z dystansu obserwując, jak chłopiec radośnie bawi się jedną z nielicznych zabawek, jakie zdążyłam mu zabrać.

- Wydaje mi się, że dobrze. - mruknęłam cicho, również wpatrując się w dziecko. - Jakoś bardzo chyba nie przeżył przeprowadzki tutaj.

Przytaknął tylko. Jego dłoń nieznacznie zacisnęła się w pięść na pościeli.

- Ma twoje nazwisko? - wypalił w końcu.

- Tak. - szepnęłam.

- Dlaczego nie ojca? Biologicznego?

Westchnęłam, przymykając oczy.

- Bo go nie ma. - odparłam twardo, gdy w końcu zebrałam się w sobie. - We wszystkich dokumentach, w szpitalu, ojciec wszędzie jest wpisany jako NN.

- Dlaczego? - mruknął w końcu, podnosząc na mnie wzrok. - Dlaczego nie dałaś mu mojego nazwiska? Myślisz że nie wiem? Że to moje dziecko.

Zacisnęłam usta. Wiedziałam, że moment konfrontacji przyjdzie, ale nie, że już teraz.

- Po co miałbym to robić? Przecież nazwałeś go pomyłką. Wszystko, co działo się między nami.

Cmoknął zniecierpliwiony.

- Może po to, żebym podjął odpowiedzialność za swoje czyny, co? Po to, żeby dziecko miało ojca? A ty wsparcie, chociażby finansowe?

Parsknęłam krótko i pokręciłam lekko głową.

- Po co mu taki ojciec? - mruknęłam, uśmiechając się krzywo. - Co, raz na pół roku spędziłbyś z nim weekend? Płacił śmieszne alimenty co miesiąc? Rzucał na niego ryzyko, że przez nazwisko ktoś będzie chciał go skrzywdzić?

Milczał.

- Może lepiej taki ojciec, niż żaden? - mruknął w końcu.

- Simon, jestem idealnym dowodem na to, że lepiej nie mieć ojca, niż pierwszego lepszego tylko po to, żeby był. - szepnęłam, obserwując go. Wiedziałam, że zraniłam go tymi słowami. Ale czy on nie zranił mnie wcześniej swoimi?

- Na swój sposób masz rację. - rzucił spokojnie, siadając wygodniej i wciąż nie spuszczając wzroku ze Scotta. - Ale weź pod uwagę, że twoja osoba jako matki w jego dokumentach nie gwarantuje mu większego bezpieczeństwa niż moje dane.

- Tak, ale ktoś w dokumentach wpisany być musiał. - westchnęłam. - Nie chciałam go oddawać. Nie po to stąd odeszłam.

- Naraziłaś siebie i jego na większe niebezpieczeństwo i konsekwencje, niż jakbyś została tutaj i powiedziała prawdę, wiesz o tym?

W końcu podniósł na mnie wzrok. Zimny, ostry, wyraźnie niezadowolony.
Skuliłam się jak małe dziecko, wzrok spuszczając na swoje dłonie.

- Nie brałam takiej opcji pod uwagę. - mruknęłam. - Nikt nie miał wiedzieć, że jestem w ciąży. A ty w ogóle.

- Miałaś w ogóle w planach żeby mnie o tym poinformować?

- Tak. - rzuciłam zaskakująco szczerze. - Wtedy, kiedy przyszłam do ciebie nad ranem, krótko przed wyjazdem. Nie oczekiwałam kupienia domku na wsi i szczęśliwego, spokojnego życia przy twoim boku do usranej śmierci. Ale chociaż na odrobinę współpracy i wsparcia z twojej strony.

- Mimo wszystko mogłaś powiedzieć. Byłoby ci lepiej. U kogo się zatrzymałaś jak stąd wyjechałaś, co?

Jego głos zrobił się zaskakująco ostry. Nie byłam do końca pewna, z jakiego powodu. Czy dlatego, że go oszukałam, czy przez to, co się działo, jak opuściłam bazę.

- Hm? Gdzie poszłaś ? Ułożyłaś sobie cudowne życie z dala od wojska, jak mniemam?

- Nie. - wychrypiałam słabo. - Na kilka dni zatrzymałam się u znajomego, tylko po to, żeby potwierdzić ciążę u lekarza.

Westchnęłam cicho, przerywając. Nie miałam sił ukrywać przed nim prawdy. Miałam dość.

- A co dalej? Nie urodziłaś przecież kilka dni później, jak mniemam.

- Nie. - odparłam, wzruszając ramionami, gdy tylko trochę się uspokoiłam. - Zamieszkałam w domu samotnej matki. Dwa miesiące temu poszłam do pracy za dach nad głową i na tyle wypłaty, żeby starczyło mi na niezbędne minimum dla niego.

Milczał, patrząc na mnie. Dlaczego, dopiero teraz, gdy powiedziałam to wszystko na głos, uświadomiłam sobie, jak bardzo to wszystko było głupie.

- Jakbyś tu została... - odchrzaknal w końcu. - Dostałabyś służbowe mieszkanie. Normalną pensję i dwa lata opieki nad nim. A jakbyś wpisała mnie jako ojca...

- Nie! - krzyknęłam, podrywając się. - Nie mów mi, jak zajebiste życie bym miała, gdybyś oficjalnie był jego ojcem! Nie przekonasz mnie do tego, rozumiesz?!

- Nie obchodzi cię jego los? - zmarszczył brwi. - Nie obchodzi cię, że mogłabyś się stąd wynieść i Scott dostawałby pensję wysoką jak moja, tylko dlatego, że nie mogę przy nim być?

- A jak by coś ci się stało, co?! - wrzasnęłam histerycznie. - Ułożyłabym mu życie, i co wtedy?!

- Wtedy dostawałby rentę po mnie z wojska. - rzucił lodowato. - A jakbyś była moją żoną to ty też.

Parsknęłam rozbawiona. Naprawdę sądzi, że wskoczę mu w ramiona, jak tylko zacznie słodzić mi o ślubie tuż po tym, jak dowiedział się, że mamy syna?

- Jedyna przysięga, jaką przed tobą złożę na wzór tej małżeńskiej ... - wyszeptałam, patrząc na niego przymrużonymi oczyma.-... to taka o brzmieniu, że nie dopuszczę cię aż do śmierci. Dotarło?

Uśmiechnął się pod nosem.
Po chwili krótko zerknął na zegarek.

- Dobra, ogarnij się. Jedziemy.

- Gdzie ty znowu chcesz mnie zabrać?! - wrzasnęłam zdenerwowana, wypuszczając szybko powietrze z płuc.

- Do urzędu. - spojrzał na mnie zaskoczony. - Wpisać mu ojca. Jeszcze jest trzy godziny otwarty.

- Chyba sobie żartujesz że ci na to pozwolę! Nie ma takiej opcji!

Podszedł do mnie szybkim krokiem, aż cofnęłam się lekko.

- Właśnie ci wyłożyłem, dlaczego to jest najkorzystniejsza opcja. Ogarnij się, Soap zostanie z małym a my jedziemy. Dotarło? Pierdoleni Amerykanie.

- Pierdoleni Brytyjczycy. - zawarczalam w jego stronę. - Mam was wszystkich dość ! Muszę go nakarmić i położyć spać !

- To na co czekasz? - rzucił zirytowany. - Ja mam go nakarmić? Gdzie masz butelkę?

- Sama go karmię. - rzuciłam lodowato, siadając powoli na łóżku obok chłopca. - Mleko jest za drogie.

Wywrócił oczyma i grzecznie odwrócił się plecami, gdy podciągnęłam koszulkę i podsunęłam chłopca do siebie.
Ten, kilka chwil później spał już błogo, wtulony w ukochanego misia. Ja tylko uśmiechnęłam się smutno, patrząc na jego buzię. Czysty ojciec. Kropka w kropkę Simon. Już niedługo... Już niedługo będziesz Scott Riley. Pasuje ci, skarbie....

*****

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


*****

Bąbel na zdjęciu jest mój ❤️
Misio pochodzi ze Szkocji, od ukochanej cioci.

Pomyłka [Ghost x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz