Rozdział 13;

255 18 0
                                    

Kilka ostatnich tygodni było dla mnie zaskakująco błogie.
Praktycznie nie musiałam zajmować się własnym dzieckiem. Z wielkim żalem oddawano mi go na drzemki i karmienie. Ot, ewentualnie przewijanie. Bardzo szybko stał się maskotką oddziału, śmiejąc się do każdego i błyszcząc dwoma skromnymi ząbkami na dole.
Simon jednak nie opuszczał go na krok. Nie oddalał się nawet, gdy Scott bałaganił w dokumentach Price'a, siedząc mu na kolanach.

- Tatata. - zaswiergotal po raz kolejny chłopiec, siedząc na podłodze i bawiąc się grzecznie.

Simon, siedzący na brzegu łóżka uśmiechnął się szeroko, jak zawsze gdy te kilka niepozornych sylab wylewało się z ust naszego dziecka.
Leżąc za jego plecami i wpatrzona w malucha uśmiechnęłam się czule. Dopiero co obudziłam się z drzemki, wykorzystując fakt, że chłopacy poszli zdać raport.
Chłopacy.
Moi chłopcy.
Oboje byli moi.
Zostałam zdominowana przez płeć męską w naszej małej rodzinie. Jednak jakoś dziwnie mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie.

- Wiemy coś więcej? - rzuciłam w końcu do Ghosta.

- Nie. - odparł stoicko, wciąż wpatrzony w syna. - Z jednej strony to dobrze... A z drugiej niekoniecznie.

- Nie wiemy czy czegoś nie planują. - szepnęłam smutno.

- Dokładnie.

Zamilkł. Zamyślony wzrok wbił w syna, a po kilku długich chwilach westchnął cicho.

- Sophia. - zaczął w końcu, prostując się lekko i odwracając głowę w moją stronę.
- Są pewne decyzje, które trzeba podjąć.

Po moich plecach przebiegł dreszcz. Podniosłam się powoli do siadu, nie spuszczając wzroku z jego twarzy.

- Tak? - rzuciłam zaniepokojona. - Coś nie tak?

- Chodzi o wasze bezpieczeństwo. - zaczął zaskakująco spokojnie, poprawiając się lekko tak, żeby być bardziej odwrócony w moją stronę.
- Padła propozycja umieszczenia was w mieszkaniu chronionym.

Poczułam, jak wszystkie emocje spływają mi po twarzy wraz z zimnym potem, zapewne wyimaginowanym.

- Mamy stąd wyjechać? - rzuciłam głucho.

- Tak. - stwierdził krótko, przytakując. - Wasza obecność tutaj jest niebezpieczna zarówno dla was, jak i całego oddziału.

Spuściłam głowę. Spodziewałam się tego co prawda, prędzej czy później, miałam jednak nadzieję, że moje problemy rozwiążą się szybciej, niż podjęcie tak drastycznych kroków.
Nerwowo zaczęłam skubać skórki przy paznokciach, powyrywane już do krwi ze stresu.

Jego palce podniosły lekko moja twarz za brodę, tak, bym spojrzała na niego.
Zaskoczona wbiłam w niego wzrok. Rzadko kiedy inicjował jakikolwiek kontakt fizyczny między nami, niekoniecznie erotyczny.

- Osobiście będę dbał o wasze bezpieczeństwo. - szepnął. - Nie mogę was stracić po raz kolejny. Nie przeżyję kolejnych takich tortur.

Uśmiechnęłam się słabo. Słowa czułości z jego ust były dla mnie niczym miód na serce, nawet przekazane w tak zawiły sposób.

- Więc co dalej, Simon...? - wyszeptałam, patrząc mu w oczy. - Wyjeżdżamy razem..? Czy tylko ja i Scott...?

- Mamy wybór. - stwierdził łagodnie, wciąż trzymając mnie za brodę, jakby się bał, że ucieknę od niego wzrokiem.
- Możesz wyjechać do Szkocji. Z Soapem. Zadba o ciebie i małego...

- Albo? - wydusiłam z siebie cicho.

- Albo wyjedziemy we trójkę. Zabiorę was do siebie.

- Nie sądzisz że to głupie ukrywać się pod adresem, który jest we wszystkich bazach? Przecież nas tam zameldowałeś.

Parsknął rozbawiony.

- Nie nie, słoneczko. - rzucił z uśmiechem. - Myślisz, że ten adres w ogóle istnieje? Myślisz, że tylko ja mam taki adres w dokumentach? Nie, pojedziemy do mojego mieszkania. Jest na fałszywe dane, więc nie będzie to miejsce, gdzie będą nas szukać. Przynajmniej nie od razu.

Przytaknęłam krótko, czując, jak gardło ściska mi się z emocji.
Wizja wyjazdu i bycia znowu samą z małym, bez niego... A możliwość stworzenia z nim chociaż namiastki rodziny...

- Spróbujmy zamieszkać we trójkę. - stwierdziłam w końcu, gdy poczułam, że moja krtań zaczyna na nowo funkcjonować.

Uśmiechnął się szeroko. Powoli, bardzo powoli przysunął sie do mnie, a jego wargi delikatnie musnęły moje usta.

- Zajmę się wszystkim. - wyszeptał w moje usta, gdy w końcu się odsunął, na ledwie parę milimetrów. Wyrwana z błogości, polprzytomnie przytaknelam.
Nie mogłam znowu nic powiedzieć. Gardło ścisnęło mi się po raz kolejny.
Dlaczego tylko on tak na mnie działał?
Dlaczego każdy jego gest w moją stronę sprawiał, że zachowywałam się tak dziwnie?
Czyżbym... czyżbym się w nim zakochała?
Czy właśnie tak wygląda miłość ?
Jeżeli tak, to jest to naprawdę powalony stan.
Napawałam się nim jednak, chcąc czuć to wszystko jak najmocniej, jak najdłużej.
Moje wnętrza zaczęły wymieniać się miejscami na samą myśl, że będziemy w końcu tylko we trójkę, bez gapiów i dodatkowych towarzyszy, komentujących każdą interakcje miedzy nami.

Pomyłka [Ghost x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz