Rozdział 9;

323 20 1
                                    

Siedziałam na brzegu łóżka, od kilkunastu minut wpatrując się w coraz jaśniejsza szarość za oknem. Nie byłam w stanie się ruszyć. Nie byłam w stanie zrobić nic.
Wiedziałam jednak, że muszę.
Wciąż w dresach, w których uwielbiałam spać, podniosłam się powoli i wyszłam na korytarz. Moje stopy same doskonale wiedziały dokąd iść.
Wiedziałam, że nie śpi. Nie o tej porze.
Po krótkim zapukaniu drzwi otworzyły się, a Simon zmierzył mnie niezadowolonym, zaspanym spojrzeniem.

- Co jest? - westchnął, pocierając twarz. - Nie możesz spać?

- Nie. - mruknęłam, zaczynając coraz bardziej wątpić w to, po co tu przyszłam.

Krótkim gestem zaprosił mnie do środka i zamknął za mną drzwi.

- Chcesz spać ze mną, czy...

- Musimy porozmawiać. - przerwałam mu, wpatrując się w podłogę i pośladkami opierając się o rant biurka. Momentalnie poczułam, jak zrobiło mi się sucho w ustach, a serce już teraz chciało wyskoczyć z piersi.

Zmarszczył brwi, patrząc na mnie uważnie.

- Coś się stało? - mruknął, siadając na brzegu łóżka i nie spuszczając ze mnie wzroku.

Westchnęłam, zaczynając bawić się paznokciami.

- Co dalej? - rzuciłam w końcu, zbierając się w sobie i zerkając na niego.

- Co? - rzucił zaskoczony. Chyba całkowicie zbiłam go z tropu. - Uważasz że piąta nad ranem to dobra pora na dyskusje o związku?

- Wręcz idealna. - odparłam sucho, wciąż wpatrując się w niego. - Więc?

Westchnął nerwowo, zerkając na ściany, jakby nagle chcąc  uniknąć mojego spojrzenia.

- Słuchaj, Sophia... - mruknął, wstając i zaczynając krążyć nerwowo. - Wiem, że swoim zachowaniem i podejściem do ciebie dałem ci nadzieję, ale ...

Przerwał, pocierając nerwowo twarz, a po chwili zapalając papierosa. Czułam, jak zimny pot spływa mi po plecach.

- Przepraszam. - mruknął, gdy zaciągnął się głęboko. - Pchanie tego tak daleko było błędem.

Westchnęłam cicho i spojrzałam na swoje dłonie.
Jestem w dupie. Zespół się rozpadnie. Przeze mnie.

- Nie płacz, błagam. - wychrypial zrezygnowany na widok moich łez, które momentalnie spłynęły po moich policzkach.
- Ktoś taki jak ja nie nadaje się do związku, rozumiesz? Za dużo osób na mnie poluje. Mam zbyt ryzykowną pracę. To wszystko... To wszystko co było, co zadziało się między nami to była pomyłka.

Pomyłka.

Pomyłka.

Jestem pomyłką. Błędem. Dla wszystkich.

Przytaknęłam tylko krótko i wyprostowałam się.

- Masz rację. - rzuciłam z uśmiechem. - Do tego wszystkiego w ogóle nie powinno dojść.

Kiwnął krótko głową.

- Dziękuję, że to rozumiesz. - wyszeptał. - Gdyby nie to wszystko...

- Wiem. - przerwałam mu po raz kolejny. - Rozumiem. Jedyne o co proszę to żebyś nie krzywdził mnie dalej. Należymy do tej samej drużyny. Nic więcej.

- Tak. - odparł ciężko. - Tak, masz rację. Tak będzie najlepiej.

Nawet nie spojrzałam na niego, gdy szybkim krokiem wychodziłam z pokoju, trzaskając mocno drzwiami. Ledwie łapiąc oddech szybko wróciłam do siebie i docisnęłam dłoń do ust.
Cały płacz, żal ktory zbierał się we mnie od kilku dni usilnie chciał wyjść. Rozrywał mnie już od środka.
Skuliłam się na łóżku, opierając się o ścianę i przymknęłam oczy. Momentalnie potok łez polał się z nich, aż moja koszulka stawała się coraz bardziej mokra i mokra. Z ust co jakiś czas wyrywał się szloch, który w końcu ustał, gdy zasnęłam, zmęczona.

Ktoś pukał do drzwi. Usilnie i bardzo długo. Zignorowałam to, przewracając się na drugi bok i naciągając koc wyżej.

Ktoś wszedł do środka. Zmarszczyłam niezadowolona brwi.

- Boże, Sophia... - Soap westchnął z ulgą. - Wiesz, że jest praktycznie południe? Prawie dostaliśmy w głowę, szukając cię.

- Niepotrzebnie. - mruknęłam cicho, wciąż w tej samej pozycji.

Materac przy moich stopach ugiął się nieco, gdy usiadł.

- Co się dzieje? - rzucił zaniepokojony. - Jesteś chora? Źle się czujesz?

- Można to tak określić. - burknęłam tylko cicho. - Mentalnie się przygotowuje.

- Do czego?

- Do wyjazdu.

Zapanowała głucha cisza. Jego wzrok skrobał mnie po plecach.

- ...Co? - wykrztusił w końcu. - Coś nie tak? Coś stało się na wczorajszej imprezie? Jeżeli zrobiliśmy coś nie tak, powiedz, wszystko da się wyjaśnić...

- Nie wszystko. - urwałam mu smutno. - Próbowałam. Nie mam już wyboru.

Pociągnął mnie za ramię do góry. Mocno, ale wciąż delikatnie, tak, żeby nie zrobił mi krzywdy.

- Nie zmuszaj mnie do tego, żeby pojawił się tu Price. - szepnął, patrząc mi w oczy. - Ewentualnie osobiście zaniosę cię do jego gabinetu. Mów.

Uśmiechnęłam się, a po chwili po moich policzkach znowu popłynęły mi łzy.
Przysięgam, chyba wyleje z siebie cały roczny zapas, jeżeli będzie tak dalej.

Wstałam bez słowa, uważnie przez niego obserwowana.
Wyjęłam coś z szuflady biurka i podałam mu.

Momentalnie zrobił się blady na twarzy.

- Kto? - rzucił w końcu, gdy zebrał się w sobie by podnieść na mnie wzrok.

- To nie jest ważne. - rzuciłam cicho. - Nie dogadaliśmy się. To koniec. Kariera albo to. Dlatego odchodzę.

- Powinnaś porozmawiać z Price'm, serio, możemy ci pomóc ...

- Nie. - rzuciłam ostro. - Nikt, rozumiesz, nikt nie ma wiedzieć. Ty jesteś jedyny.

Przytaknął tylko bez słowa.

- Jeżeli będziesz potrzebowała pomocy, to masz mój numer. W jakiejkolwiek kwestii. Drzwi tutaj też zawsze będą otwarte.

Przytaknęłam tylko krótko.

- Sophia...

- Tak?

- Uważaj na siebie. Twój ojciec wciąż żyje. To nie koniec.

- Wiem, John. - wyszeptałam smutno. - Doskonale o tym wiem. Nigdy nie będę bezpieczna.

- Jesteś pewna, że chcesz aż tak ryzykować?

- Muszę to zrobić. - westchnęłam ciężko, wyciągając torbę podróżną z szafy. - Przekażesz Price'owi, że wypowiedzenie zostawię w jego biurze?

- Tak. - mruknął cicho. - Pamiętaj, żeby się do mnie odezwać raz na jakiś czas, okej?

- Dzięki. - uśmiechnęłam się do niego, zaczynając pakować swoje rzeczy. - Idź już.

Widziałam, że się ociąga. Że próbuje spędzić tu ostatnie chwile, jakby nie wierzył, że jeszcze kiedyś mnie zobaczy.

Też w to nie wierzyłam.

Gdy w końcu wyszedł, spakowałam się do końca, a gdy nastał wieczór, wykorzystałam czas, gdy patrole się zmieniały i wyszłam przez bramę, kierując się do najbliższego przystanku autobusowego.
Moje serce zostało za mną. Moja miłość tam została. Moja cała nowa rodzina. Moje łóżko, które o dziwo w końcu uznałam za zaskakująco wygodne. Dobre wspomnienia ostatnich czasów. Moje poczucie bezpieczeństwa.

Wszystko.

Ale przecież jestem pomyłką.

Pomyłka.

Pomyłka.

To wszystko było błędem, pomyłką.

Obtarłam łzy, oglądając się za siebie ostatni raz i ruszyłam dalej.

Pomyłka [Ghost x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz