Rozdział 2;

395 28 0
                                    

Ostatnie kilka tygodni nie należały do zbyt ciekawych.
Skupiłam się głównie na dojściu do siebie, przynajmniej fizycznie, poznaniu terenu jednostki i mieszkańców. Jedyni jednak, których zapamiętałam, należeli do drużyny wujka Johna.
Najbardziej chyba polubiłam Soap'a. On jako jedyny nie poruszał tematu tego, co działo się po porwaniu. Pomógł mi zorganizować trochę ubrań, urządzić pokój, który mi przydzielono, a nawet załatwił telefon i słuchawki.
Valeria zniknęła gdzieś po kilku dniach po moim przybyciu. Jakoś niespecjalnie mnie to poruszyło.
Nie czułam zbytniej więzi z nimi wszystkimi. Ot, prosta znajomość, dla przetrwania okresu w niewoli. Ta jednak była zdecydowanie lepsza niż poprzednia.
Po raz kolejny z całej siły uderzyłam worek treningowy z pięści i zadyszałam ciężko. Nie zwróciłam też uwagi na dźwięk otwieranych drzwi do siłowni. Zamiast tego, dalej wyładowywałam swoją frustrację.

- Jesteś pewna, że masz na to dość siły?

Westchnęłam krótko, prostując się. Niechętnie spojrzałam na worek.

- Tak. - odparłam oschle, odwracając się i mierząc go wzrokiem.
Ghost stał przy drzwiach, jak zawsze w masce ukrywającej twarz, w prostej koszulce i spodniach dresowych. Dopiero niedawno dowiedziałam się, że to właśnie on mnie wyniosł. Byłam jednocześnie wdzięczna, ale zagubiona.
Zresztą nie rozumiałam połowy swoich uczuć, które targały mną przez ostatni czas.

- Zrobiłaś kilka podstawowych błędów. - zaczął znów, prostując się lekko. - Wiesz jakie?

- Brak rozgrzewki. - rzuciłam krótko, wsadzając dłonie w kieszenie i nie spuszczając z niego wzroku. - Nie zabezpieczyłam dłoni.

- Coś jeszcze?

Zamrugałam zdziwiona, patrząc na niego głupio. Chyba to zauważył.

- Włosy.

- Co? Co jest nie tak z moimi włosami?

W kilku krokach pokonał dystans, jaki nas dzielił.
Bez słowa wsunął palce w moje długie loki, sprawiając, że wzdłuż moich pleców przebiegł dreszcz. Ten jednak nie miał w sobie krzty strachu. Było w nim coś... Innego.

Oczywiście, że miałam już kilku partnerów. Oczywiście, że z kilkoma z nich sprawy zaszły tak daleko, że z pewnością nie mogłam nosić miana niewinnej. To było coś... Jeszcze głębszego.

- Włosy. - powtórzył znowu, zbierając je w górę i jeden kosmyk zawijając naokoło prowizorycznego koka.
- Bardzo łatwo za nie złapać i cię obezwładnić.

- Myślałam, że tutaj jestem bezpieczna. - wyszeptałam, odwracając się do niego i zadzierając głowę do góry, starając się spojrzeć mu w oczy. Mierzył mnie bezemocjonalnym spojrzeniem, niczym jakiegoś żółtodzioba.

- Nigdzie nie jesteś bezpieczna. - wyszeptał, nie spuszczając ze mnie wzroku.

- Nawet nie mam żadnej broni. - skwitowałam kwaśno. - Nie miałabym , jak się bronić, jeżeli coś by się zaczęło dziać.

Złapał mnie za nadgarstki, aż drgnęłam zaskoczona. Uniósł moje dłonie przed moją twarz.

- A to? Przed chwilą tej broni używałaś.

Lekko uderzył swoim kolanem o moje.

- A to? Kopnąć w krocze i spierdalać?

Odsunął się lekko, puszczając mnie.

- Nie uwierzę, że byłaś szkolona tylko z używania broni.

- Nie. - rzuciłam cicho, wzdychając ciężko.

Na samo wspomnienie tamtych czasów odwróciłam głowę w bok i zacisnęłam szczękę. Wydawały się tak odległe, o całe mile świetlne. I wiedziałam, że nie wrócą.

- Dlaczego się wtedy nie broniłaś? - wypalił w końcu, znowu krzyżując dłonie i wpatrując się w moją twarz.

Błagam, chociaż ty mi odpuść, rzuciłam w myślach. Przez ich dyskretne naciski czułam, że zaczynam powoli pękać.
Przełknęłam cicho ślinę.

- Słyszę, jak płaczesz w nocy. Śpisz coś chociaż?

Gardło ścisnęło mi się lekko. Miałam nadzieję, że żaden z nich nie dowie się, jaka jestem słaba. Ściany jednak najwyraźniej sa na tyle cienkie, że bez problemu było mnie słychać na korytarzu.

- Byłam za słaba. - rzuciłam w końcu, spowrotem wracając do uderzania w worek. Tym razem jednak zdecydowanie bardziej niechlujnie, jakbym jedynie chciała odwrócić swoją uwagę od niego.

- Byłam, jestem za słaba. Nie byłam przygotowana. Nie wtedy.

Zrobił w moją stronę kilka kroków. Słyszałam go tuż za moimi plecami.

- Dlatego jesteś tutaj. - rzucił cicho. - Nauczysz sieć jak się bronić. Jak zawsze być gotową.

- Na takie rzeczy nie da się być gotowym!

Sama byłam zaskoczona histerycznym wrzaskiem, jaki wydostał się z moich płuc. Odwróciłam się gwałtownie w jego stronę.

- Na to, co zrobili! Nie da się być gotowym, rozumiesz?!

Poczułam , jak moja skorupa pęka. Pierwsza, gruba rysa pojawiła się na niej z nienacka.

- Nauczysz się, jak być zawsze gotową. - rzucił tylko cicho. - Zadbam o to osobiście.

Parsknęłam zirytowana, patrząc w bok. Czułam łzy, zbierające się w moich oczach.
Bojąc się fali płaczu, jaka wydostałaby się przy następnych słowach, potrząsnęłam tylko przecząco głowa.

Wyminęłam go i szybkim krokiem ruszyłam do drzwi.

- Wiesz, że jesteśmy tu dla ciebie, prawda? - rzucił do moich pleców, gdy już łapałam za klamkę.

Palce zbielały, gdy zacisnęłam dłoń.

- Wykonujecie tylko rozkazy kapitana. - rzuciłam obojętnie. - Nic więcej.

- Myślisz, że przysłał mnie tu?

Spokój w jego głosie zaskoczył mnie. No pewnie że cię nie przysłał, syknęłam do siebie w myślach, do kibla też was nie wysyła.

- Nie. - rzuciłam w końcu spokojnie, odwracając się do niego. - Nie przysłał cię. Sam przyszedłeś. Zapewne poćwiczyć. Tyle.

Westchnął cicho, jakby zniecierpliwiony.

- Przyszedłem z zaproszeniem. - odparł w końcu. - Chcemy sobie wieczorem usiąść, może coś wypić i się rozluźnić. A tobie z pewnością się przyda, mała.

Zacisnęłam usta, słysząc, jak mnie nazywa. W sumie, wolał tak na mnie, odkąd się tu pojawiłam. Jak oni wszyscy zresztą. Nie ufałam im na tyle, żeby zdradzić swoje imię, chociaż to pewnie znali i nie zdradzali się z tym jedynie z szacunku. Bycie córką swojego ojca zobowiązuje. Zapewne, podobnie jak on, mam gdzieś tu swoją opasłą teczkę z aktami.

- Nie wiem czy mam dość chęci. - odparłam na tyle spokojnie, na ile było mnie stać.

- Najwyżej wrócisz do siebie. - wzruszył ramionami. - Kto nie próbuje ten nie wie. A nie możesz nas w kółko traktować jako kogoś, kto cię skrzywdził. Nie jesteśmy nimi. Chcemy ci pomóc. Ale ty, najwyraźniej tego nie potrzebujesz.

Cienka szpileczka wbiła się w moje serce. Nie chce ? Dlaczego tak myślą? Ufam im. Doceniam, co dla mnie zrobili. Po prostu... Po tym wszystkim ....

- Kiedy i gdzie? - westchnęłam w końcu.

Ghost uśmiechnął się szeroko.

Pomyłka [Ghost x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz