Rozdział 6;

337 24 3
                                    

Wszyscy siedzieli w ciszy, paląc papierosa za papierosem.
Od dobrych kilku minut między nami wisiała ciężka cisza. Tylko Simon od czasu do czasu wstawał, żeby zgasić papierosa i zaraz odpalić kolejnego.

- Za ile wyjeżdżamy? - rzucił w końcu do Price'a.

- Dwanaście minut. - ten odparł cicho.

Wstałam powoli, nieco już zesztywniała. Niedopałek wylądował w popielniczce.

- Pójdę się przygotować. - rzuciłam do nich.

- Nie.

Zimny głos zaskoczył mnie. Spojrzałam na niego.

- Simon, obiecałeś.

- Wiem. - rzucił zaskakująco spokojnie, stając tuż przede mną i kładąc dłoń na jego ramieniu. - Ale nie wiemy, kto będzie na nas czekał. A nie będziemy ryzykować twoim życiem, rozumiesz?

Spojrzałam mu w oczy w mieszanina poczucia zdrady i zawodu. Tyle są warte jego obietnice? Zrobił to tylko po to, żeby wyciągnąć ze mnie informacje?

W dupie z nim. W dupie z nimi wszystkimi. Jak chcą, niech jadą, to w końcu nie mój problem.

Odwróciłam się napięcie i wyszłam, kwitując wszystko donośnym trzaśnięciem drzwiami.

Już byłam przy swojej sypialni, jak złapał mnie mocno za ramiona. Zatrzymałam się, ale nie odwróciłam. Wiedziałam, czego chce. Nie miałam teraz jednak ochoty na słowne przepychanki, że jest lepszy, da sobie radę. W przeciwieństwie do mnie.

- Przepraszam. - wyszeptał, chowając w moich włosach twarz wciąż ukrytą za maską.

- Za złamaną obietnicę ? - wyszeptałam. - Za to wszystko? Za to, że nie będę mogła się zemścić?

Niedelikatnie wyszarpałam się z jego uchwytu i weszłam do pokoju. Szybkim wzrokiem objechałam wszystko, co mogłam, poszukując czegoś, co mogłoby zająć moje dłonie.

- Ale cię rozumiem. - rzuciłam w kierunku postaci, wciąż stojącej w drzwiach, samej zajmując się układaniem sterty ubrań, czekającej na mnie od kilku dni na krześle.
- Nie mam doświadczenia. Nie miałam okazji pokazać wam moich umiejętności w spokojniejszych warunkach.

- Nie chodzi o brak zaufania do ciebie. - rzucił, wchodząc głębiej i zamykając za sobą drzwi. - Chodzi o brak zaufania do siebie samego.

Parsknęłam pod nosem.

- Przestań używać wymówek, tak? - syknęłam do niego. - Równie dobrze po tym wszystkim możecie mnie zrzucić do jakiegoś mieszkania chronionego, czy coś. Mam dość siedzenia tutaj z dupą.

- Robimy to wszystko dla twojego bezpieczeństwa.

Powoli wciągnęłam powietrze nosem, przymykając lekko oczy.

- Po co? - wyszeptałam. - Dlaczego jestem dla was aż tak ważna? Czemu nie przekazaliście mnie do wydziału ojca, żeby to oni mnie chronili? Dla kogo to robicie?

Odwróciłam się dopiero, gdy poczułam jego dłoń na swoim policzku.

- Dla mnie jesteś ważna. - szepnął, patrząc mi w oczy, z brwiami lekko zmarszczonymi w wyrazie troski. Jego palce wciąż delikatnie gładziły moją twarz.

- Dlatego ja mam zostać tu, a ty iść tam? - szepnęłam, starając się skupić na wypowiedzi.
Jego dotyk jednak palił mnie niemiłosiernie, jakby skóra miała mi zaraz odpaść.

- Tak. - odszeptał, przysuwając się parę centymetrów bliżej. - Masz być bezpieczna i czekać na mój powrót.

Przytaknęłam tylko. Po co miałam się kłócić? I tak w tej kwestii nie miałam prawa głosu. Nie wygrałabym, nawet jakbym krzyczała, awanturowała się, gryzła i kopała.

- A jak pobiegnę za wami? - wyszeptałam, obserwując jak przybliża się do nie coraz bardziej i bardziej.

- Przywiozę cię spowrotem i zamknę tu na klucz. - zamruczał, biorąc moją twarz w dłonie i opierając się swoim czołem o moje.
- Masz być grzeczna.... Rozumiesz?

Przytaknęłam wiotko, niczym kukiełka, sterowana przez niego. Jedyne, na co sobie pozwoliłam, to uniesienie dłoni i dotknięcie linii jego szczęki przez materiał maski.

- Postaram się. - wydusiłam cichutko, całkowicie zafascynowana jego rysami twarzy, podziwianymi teraz z tak bliska. Jego oczy, z drobnymi zmarszczkami naokoło, zmarszczone w skupieniu brwi.. westchnęłam błogo. Mój mały palec wsunął się pod rant jego maski, gdy nasze twarze prawieze stykały się ze sobą.
Zamknęłam oczy. Czułam się głupio, robiąc to, ale tak chyba było lepiej.
Pozwolił mi podsunąć materiał aż do policzków.
Jego usta, gorące i wilgotne, drżące lekko zetknęły się z moimi.
Przyjemny, delikatny pocałunek miał w sobie coś, co sprawiało że nie mogłam się oderwać. Moje ciało rozluźniło się błogo, gdy chowałam się w jego ramionach, wciąż nie mogąc uwolnić się od niego.
Jego ręce ciasno zaplotły się wokół mojej talii, prawieze boleśnie dociskając mnie do niego. Nie buntowałam się. Wręcz przeciwnie. Przyjemne dreszcze przebiegły przez mój brzuch w dół, kumulując się w newralgicznym miejscu.

- spóźnisz się. - wyszeptałam w jego usta.

Odmruczał tylko twierdząco, wplatając palce w moje włosy i lekko possał moją dolną wargę, aż zmiękły mi nogi.

- Wrócisz do mnie... Tak? - wychrypiałam cichutko, odsuwając się w końcu.
Gdy rozchyliłam powieki, jego twarz po raz kolejny była zasłonięta.

- Wrócę. - odparł łagodnie. - Jak tylko spełnię Twoją zemstę.

Uśmiechnęłam się do niego. Ledwie zdążyłam pogłaskać go po policzku, jak z ociąganiem odsunął się, puszczając mnie i wyszedł bez słowa.
Za to ja, długo, bardzo długo patrzyłam jeszcze w drwi.

Mega przepraszam za tak późne wrzucenie kolejnej części, ale szkolne choroby wjechały u mnie w domu na maksa. Postaram się wrócić do częstszego publikowania . Love U  

Pomyłka [Ghost x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz