Rozdział 14;

284 18 5
                                    

Jechaliśmy cholernie długo. Na tyle długo, że Scott zaczął robić się nerwowy.
Mijaliśmy kolejne i kolejne miejscowości, lasy i wioski.

- Scott jest już obolały. - rzuciłam w końcu do przodu, w stronę miejsca kierowcy, które oczywiście zajmował on.

- Za kilkanaście minut będziemy na miejscu. - odparł przez ramię.

Rzeczywiście, w końcu zjechaliśmy w bok przy jakimś lasku w drogę, której na pewno bym nie zauważyła, gdybym nie wiedziała, że tam jest.
Jeszcze długo powolnym tempem kulaliśmy się po wybojach, na które nie pomagała nawet dobra amortyzacja auta.

Gdy silnik zgasł tuż po zjechaniu w jakieś krzaki, odetchnęłam cicho. Było mi ekstremalnie niewygodnie. Dużo lepiej czułam się, gdy to ja prowadziłam.
To była jedna z wielu kwestii w jakiej nie ufałam nikomu. Nawet jemu.

Pomógł mi wyjść z auta, po czym wziął dziecko na ręce.

- Zaraz cofnę się po bagaże. - rzucił krótko, ruszając wąską dróżką w zaroślach.
Odrobinę skonfundowana ruszyłam za nim. Starałam się rozglądać dyskretnie, lecz gałęzie, teraz w pełni rozkwitu były jednak tak gęste, że nie widziałam dalej niż kilka metrów. W myślach przyznałam mu jednak rację. To była dobra kryjówka.
Gdy liście pod moimi stopami zamieniły się w chrzeszczące kamienie, przystanęłam po kilku krokach.

Mały, skromny biały domek, parterowy, z wielkimi oknami. Z komina leniwie leciał dym, szybko rozpływający się w powietrzu. Trawnik był równo przystrzyżony, nawet kwiaty wydawały się być przyjemnie zadbane.

- Idziesz? - rzucił, zatrzymujac się i odwracając lekko w moją stronę.
- Sama mówiłaś, że mały jest zmęczony. Musi iść spać.

Wyrwałam się z szoku i ruszyłam za nim, starając się wyglądać, jakby widok przytulnego domku nie zrobił na mnie większego wrażenia.
Wiedziałam jednak, że domyśla się. Czasami miałam wrażenie, że potrafił prześwietlić wszystkie moje emocje, nawet te, których ja sama nie byłam świadoma.

Odczekałam chwilę, aż odkluczy drzwi, po czym, przepuszczona przez niego jako pierwsza, wsunelam się do dość dużego salonu, otwartego na kuchnię.
Było tu zaskakująco ciepło. Duży kominek trzaskał wesoło ogniem, rozstaczając aurę swojskości. Kanapa, stojąca kilka metrów przed nim, z zarzuconymi przez oparcie kocami tylko potęgowała to wrażenie.
Moje myśli momentalnie wypełnił obraz, jak krzątam się po tej małej, skromnej kuchni, przygotowując obiad. Scott radośnie drepta boso po dywanie, śmiejąc się i bawiąc z kotem, zwykłym dachowcem, który przybłąkał się z nikąd, jak to koty mają w zwyczaju i został już na zawsze. Uśmiecham się szeroko na ten widok, a przez drzwi na taras wchodzi Simon, lekko spocony po pracy w ogrodzie. Przechodząc obok mnie pocałował mnie w policzek, głaskając bok wyraźnie zaokrąglonego brzucha. Jak tylko dowiedział się, że będzie dziewczynka, wpadł w czystą obsesję...

- No dawaj szeregowy. Zdejmiemy to i idziesz spać. Chcesz spać z mamą? Ani jednej nocy jeszcze nie spędziłeś w samotności, nie?

Lekko nerwowy głos Ghosta wyrwał mnie z marzeń na jawie. Odwróciłam się do nich i przez chwilę obserwowałam, jak nieporadnie próbuje zdjąć kurteczkę chłopcu, któremu wyraźnie ten fakt się nie spodobał. Wił się na jego kolanach, na zmianę popiskując i pojękując.

- Pokaż go. - rzuciłam w końcu, widzac, jak w ramionach mężczyzny za chwilę zostanie sama kurtka, bez dziecka.

We dwójkę wygraliśmy tą nierówna bitwę, a już po chwili chłopiec wrócił w moje ramiona, uspokajając się ze smoczkiem w buzi.

- Mowiles, że trzeba go położyć. - przypomniałam, obserwując, jak odrobinę nerwowo odwiesza kurtki na wieszak.
- Mamy gdzie?
- Tak. - rzucił Simon, jakby sam tym faktem był zaskoczony. - Tak, tak, wszystko już czeka.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 14 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Pomyłka [Ghost x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz