Rozdział IV

121 7 0
                                        

Gdyby ktoś zapytał Ghosta, powiedziałby, że Las Almas to gówno. Nie żeby kiedykolwiek powiedział to komukolwiek na głos. Był całkiem pewien, że Alejandro i Rudy ścigaliby go za takie oświadczenie i chcieli jego głowy. Mimo to wyspa nigdy tak naprawdę nie rozgrzała Ghosta.

Energicznie spacerując ulicami miasta, starał się ignorować otoczenie.

Wokół miasta unosił się ciągły smród wymiocin, odchodów i rozkładu. Większość drewnianych domów wymagała nowej warstwy oleju, aby chronić je przed ostrą bryzą oceaniczną i ciągłą wilgocią w powietrzu. Większość ulic była na tyle mała, że można je było uznać za aleje. Nie wspominając już o tym, że nigdy nie powinieneś dać się złapać samotnie w ciemny kąt. Ludzie tutaj są nieufni i o zimnym sercu. Nie jest to społeczność, która wita podróżników i kupców z otwartymi ramionami.

Mimo to Vaqueros dostrzegli coś, co warto ocalić i chronić. Kim więc był Duch, żeby ich za to osądzać? Był człowiekiem, który ponad wszystko cenił lojalność.

Ludzie byli surowi i przeważnie nieprzyjazni wobec obcych. Las Almas było schronieniem dla wielu ludzi, którzy nie dbali o zasady i prawa. Wielu poszukiwanych wykorzystywało miasto, aby ukryć się przed radarami rządów brytyjskiego i hiszpańskiego oraz uniknąć kar.

Kradzieże i morderstwa zdarzały się tu codziennie i nikt się tym specjalnie nie przejmował. Bez oficjalnego rządu nie było nikogo, kto chroniłby prawa i ludzi. Z wyjątkiem Vaqueros, grupy mężczyzn i częściowo kobiet, którzy urodzili się tutaj i kochali swoje miasto. Chociaż dołożyli wszelkich starań, aby przekształcić Las Almas w bezpieczniejsze miejsce i skłonić kupców do wejścia do portu, niestety było ich o wiele za mało, aby do tej pory pomyślnie wykonać to zadanie.

Wchodząc do tawerny, Ghost rozejrzał się, szukając twarzy swoich sojuszników. W tej chwili nie było tak pełno. Przy barze siedziało kilku podejrzanie wyglądających piratów lub degeneratów, w innym kącie popisywało się kilka prostytutek.

Kobiety wyglądały na zmęczone, a niektóre nawet chore. Dreszcz przeszedł przez Ducha, gdy odwrócił wzrok, nie chcąc zwrócić na siebie uwagi jednego z nich. Nie chciał mieć do czynienia ze zdesperowanymi prostytutkami, próbującymi znaleźć mężczyznę, który zapłaciłby za niezadowalający seks i małą pamiątkę w postaci choroby.

W sumie nie miał ochoty spędzać tu zbyt wiele czasu. Nie miał ochoty na towarzystwo ani na rum, który mu podawano. Nie mówiąc już o smrodzie tytoniu i taniego rumu, który niemal zagłuszał unoszący się w powietrzu zapach chorób i seksu.

Zniesmaczony wystąpił naprzód, pragnąc odnaleźć Vaqueros i jak najszybciej się stąd wydostać. Nigdy nie zrozumie, dlaczego tak bardzo lubili to miejsce i używali go jako miejsca spotkań.

Zauważył dotyk na swoim pasku. Ledwo muskając palcami, próbując otworzyć sakiewkę, aby szybkim ruchem chwycić pieniądze. Kradzież była dobra, ale nie aż tak dobra.

Szybki jak żmija odwrócił się i pod pachą odepchnął niemal kradzież od najbliższej ściany. Trzymając nóż przy gardle, skupił mężczyzn i…

„Rudolfo?!”

Niżsi mężczyźni roześmiali się nerwowo i jedną ręką poklepali Ducha po ramieniu.

– Ciebie też miło widzieć, Hermano.

Dłoń wylądowała ciężko na ramieniu Ducha, potrząsając nim lekko, gdy za jego plecami rozległ się głośny śmiech. Ghost cofnął się i ponownie osłonił sztylet.

„Dobrze widzieć, że nie straciłeś instynktu na morzu. Cieszymy się też, że wróciłeś z podróży bez szwanku. Śledź nas.”

Poprowadzili Ducha do schodów i na pierwsze piętro. Vaqueros używali tego miejsca jako swego rodzaju bazy i często planowali tu swoje patrole lub ewentualne naloty. Ghost nie był pewien, jaką umowę zawarli z właścicielem tawerny, by zaufać im w tym wszystkim na tyle, ale musiała to być dobra umowa.

My MermaidOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz