,,Wielkie dusze cierpią w ciszy'' ~ Friedrich Schiller
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Mike co z nią?! Obudziła się już? – napięty głos Raphaela wyrwał Mikea z jego chaotycznych myśli.
- N-nie, nadal jest nie przytomna! – odkrzyknął przerażony, trzymając w ramionach April. Na jej czole pasowała się paskudna rana powstała najprawdopodobniej od uderzenia spadającego betonu. Mike z całych sił zapierał się nogami, aby amortyzować siebie i ją, gdy Raph szaleńczo manewrował skradzionym wcześniej szarym vanem między ulicami Nowego Jorku, kierując się na autostradę międzystanową nr. 278. Jego ciche stęknięcia zlewały się z hałasem panującym na zewnątrz. Mike do tej pory nie mógł uwierzyć w to co działo się wokół nich. Jego łzy lały się niepohamowanie, gdy tulił do siebie ciało swojej przyjaciółki. Całe miasto stało w płomieniach, szczytne drapacze chmur były niczym niż tylko pustymi skorupami dawnych osiągnięć techniki. Ludzie którzy zdołali przeżyć, biegali chaotycznie we wszystkich kierunkach, tratując się wzajemnie. Ich krzykom nie było końca. Na ulicach leżały setki trupów, niektóre były bardziej lub mniej rozszarpane. Wszędzie słychać było wycie syren alarmowych, a samochody roztrzęsionych nowojorczyków zderzały się ze sobą, gdy w panice próbowali opuścić miasto. To wcale nie pomagało Raphaelowi w kierowaniu ponad 50 mil na godzinę między labiryntem porzuconych aut. Nie wspominając o żelaznym pręcie, który tkwił głęboko w jego podbrzuszu tuż po lewej stronie. Trzymając kierownicę prawą ręką, na tyle ile mógł, tamował krwawienie lewą przy pomocy jakiegoś szalika.
Potężne szarpnięcie, spowodowane gwałtownym hamowaniem, posłało Mikea na przednie siedzenie. April cicho jęknęła.
- Ouchh, co jest stary?! – zapytał Raphaela z wyrzutem, masując przy tym obolałą żuchwę.
Nie otrzymawszy odpowiedzi od brata, spojrzał zaniepokojony przez przednią szybę i zamarł. Przed nimi, w odległości kilkuset metrów na wraku jakiegoś samochodu stało to. To coś, przez co ich życie w ciągu zaledwie kilkunastu godzin zamieniło się w prawdziwe piekło. Patrzyło centralnie w ich stronę.
- Raph? – spytał półszeptem przerażony Mike.
W tym momencie wydarzyło się wiele rzeczy na raz. Potwór, jak na zawołanie rozpoczął szarżę w ich stronę, zamykając lukę między nimi w zastraszającym tempie, Raphael z impetem wrzucił wsteczny bieg, jadąc tyłem, praktycznie na oślep, a April uznała, że to będzie świetny moment, aby właśnie teraz się obudzić.
- Trzymajcie się! – krzyknął Raphael, do dwójki pozostałych, gdy szaleńczo manewrował w niemalże kaskaderskiej jeździe tyłem. Z piskiem opon, wykonał niezły ślizg, obracając samochód o całe 1800 i z impetem ruszył do przodu. Podwozie vana jęknęło w proteście. Mike spojrzał w tylną szybę i pożałował. Potwór był w odległości jakiś 30 metrów za nimi i wcale nie zamierzał z nich zrezygnować.
- Raph szybciej! – wrzasnął.
- Staram się, nie widzisz?! Może chcesz się zamienić co?!- odkrzyknął zirytowany Raph.
- Przestańcie się kłócić! – głos April wytrącił ich obu z kłótni.
- April! Wszystko w porządku?- spytał Mike z troską, kładąc dłoń na jej czole.
- Tak, daję radę. Co się dzieje?! – spytała. Mike który już otworzył usta, aby jej odpowiedzieć, został uprzedzony przez potężny huk tuż za nimi. Rozpędzony wóz strażacki, wciąż na sygnale, z impetem uderzył w potwora wbijając go w ścianę kamienicy, kasując go na miejscu.
- Jeden z głowy – mrukną Raph, obserwując całą scenę w tylnym lusterku.
- Co to było?! – krzyknęła spanikowana April. No tak, od początku była nie przytomna i nie widziała jeszcze potworów.
- To jest... to jest..., Raph co to jest? – Mike przekierował pytanie do starszego brata. Raphael przez chwilę bacznie obserwował dwójkę w tylnym lusterku, po czym odpowiedział:
- Nie wiem, ale cokolwiek to jest, wymordowało i zrujnowało połowę miasta. Musimy się jak najszybciej z niego wydostać.
- A co z chłopakami i Splinterem? Gdzie oni są?- spytała April.
Bolesna cisza zapanowała w aucie. Przejeżdżali właśnie przez Verrazzano-Narrows Bridge, który jakimś cudem nadal był przejezdny. Mike pociągnął nosem, próbując przy tym powstrzymać nowe łzy formujące się w jego oczach.
- Najprawdopodobniej zostali tam... Musieliśmy ich zostawić i się ratować – Raph powiedział ze smutkiem.
- Ale to Leo i Donie, oni zawsze mają plan. Na pewno uciekli tak jak my, po prostu nie złapaliśmy się po drodze – dodał pełnym przekonania głosem Mike. Jednak wszyscy wiedzieli że szanse na to były nikłe.
Trójka przyjaciół mknęła przez autostradę, zostawiając zrujnowane miasto za sobą.
- To... to co teraz? Gdzie się udamy? – spytała April, po dłuższej chwili ciszy.
- Jedziemy na starą farmę Caes...- Raph nie zdążył dokończyć zdania, ponieważ potężny kaszel uniemożliwił mu to. Na kierownicy pojawiły się liczne kropelki krwi. Część spłynęła mu z ust, na i taki już zakrwawiony plastron. Miał trudności ze złapaniem oddechu.
- Raph!- krzyknęła przerażona April.
- W porządku, nic mi nie jest- odparł twardo, ocierając niedbale ręką krew z warg, ignorując przy tym czarne plamki pojawiające się w jego polu widzenia – to nic wielkiego.
- Na litość Boską, wykrwawisz się! Musimy cię opatrzeć! Daj mi prowadzić! – nie ustępowała.
- Dopiero gdy będziemy dalej od miasta, tu wciąż jesteśmy w ich zasięgu – odparł Raph.
- Raph proszę – Mike dotknął delikatnie jego ramienia – nie jesteś nam potrzebny martwy – dodał szeptem.
Oblicze Raphaela stwardniało. Jego dłoń mocniej zacisnęła się na kierownicy. Spojrzenie wyostrzyło się, pozbywając się wszystkich plamek.
- Nie będę – odparł poważnym tonem, jednak po chwili dodał znacznie lżej – zmienimy się bliżej farmy, gdy będę miał pewność że będziemy bezpieczni.
- Dziękuję- odpowiedział Mike, obejmując z powrotem April, gdyż zaczynała drżeć czy to z zimna czy ze strachu. Nie wiedział.
- Spróbujcie się przespać, kilka godzin jazdy przed nami – oznajmił im- gdy znajdę jakiś sklep spożywczy obudzę was, dobrze?
Nie otrzymał żadnej odpowiedzi, gdyż obydwoje już zasnęli z wyczerpania, tuląc się do siebie na podłodze vana. Jadąc dalej, pogrążył się w swoich myślach. Żadne z nich nie widziało gorących łez, spływających w ciszy po policzkach Raphaela.
CZYTASZ
A Quiet Place TMNT 2007
FanfictionGdy na Ziemię spadają niezidentyfikowane obiekty pełne monstrualnych potworów, rozpoczyna się apokalipsa którą przetrwają tylko ci, którzy zachowają ciszę. Czy Raphaelowi wraz z April i Michelangelem uda się przetrwać niekorzystne czasy? Czy ludzkoś...