Rozdział 4

13 2 0
                                    


    Stara farma Caesego wyglądała zupełnie tak samo jak ostatnio. No może z wyjątkiem wysokich traw polnych i małych wysianych gdzie nie gdzie drzewek. Szary van zaparkowali przed gankiem posesji. Zanim weszli do środka, Mike wraz z Raphem zrobili krótki zwiad wokół domu. Przeczesując poszycie lasu w odległości kilkudziesięciu metrów, upewnili się że na ten moment są na pewno sami. Nie sprawdzali terenu tylko w obawie przed potworami; ludzie również byli tu nie mile widziani. Bądź co bądź, nadal byli zmutowanymi żółwiami o których świat nie miał pojęcia.

    Po zakończeniu zwiadu, bracia wnieśli wszystkie zgromadzone przez kilka dni podróży zapasy żywności, medykamenty i inne przydatne urządzenia (ze stacji benzynowej zabrali mikrofalówkę, telefon stacjonarny i zdemontowaną w toalecie suszarkę do rąk). Raphael ciężko opadł na kanapę w salonie, zmęczony podróżą i zwiadem. Jego rana powoli zaczynała się goić. Plastron w miejscu pęknięcia zabliźniał się, kreując brzydki zrost płyt tarczowych. Mike wraz z April usiedli obok i z wyczekiwaniem wpatrywali się w Raphaela. Czekali na jego dalsze decyzje. W końcu Raphael przemówił.

- Musimy ustalić pewne zasady będąc tutaj – rozpoczął. – Potwory wabi dźwięk, więc wszystko co robimy musimy robić najciszej jak się tylko da. Nie mogą nas tu znaleźć, a zapewniam was, w końcu tu też się pojawią – tu spojrzał znacząco na każde z nich- nie możemy pod żadnym pozorem dać im się wykryć. Staramy się używać jak najrzadziej mediów, o ile w ogóle będą działać. W piwnicy zrobimy główną bazę wywiadowczą – przenosimy tam wszystkie sprzęty które pomogą nam nawiązać kontakt ze światem. Rozmawiamy ze sobą cicho lub szeptem, rozumiemy się?

Mike uśmiechnął się na myśl o bazie wywiadowczej w piwnicy. Jego brat w pełni nadawał się na jakiegoś tajnego komandosa podczas apokalipsy.

- Teraz najważniejsze: zapasy pożywienia. Te które mamy ze sobą starczą nam może maksymalnie na 2 – 3 dni w porywach. Musimy być oszczędni. W spiżarni i w piwnicy mieliście trochę suchego pokarmu prawda April? – spytał się.

- Tak, zawsze zostawiamy tu trochę opakowań makaronów, mąki, cukru i słoików.

- Świetnie, to również się nam przyda. Ale nie starczy nam na wieczność. W końcu będziemy musieli szukać pożywienia gdzieś dalej- tutaj zatrzymał się- a to będzie wiązać się z zostawieniem was samych na bliżej nieokreślony czas. Czego wolałbym nie robić- dodał z markotną miną.

- Daj spokój Raph, poradzimy sobie, poza tym nie tylko ty musisz szukać pożywienia więc...

- Jeżeli myślisz że puszczę którekolwiek z was samo, to grubo się mylisz – przerwał mu ostro Raph. – Wasza dwójka zostaje tutaj tak długo aż nie zmienię zdania, rozumiesz?

- Ale...- Mike protestował.

- Bez dyskusji!- syknął Raph. Mike pokiwał głową. April spojrzała na niego. Ona również się zgadzała.

- Jestem za was odpowiedzialny i nie mogę was narażać. Gdy coś mi się stanie, ty Mike przejmujesz dowodzenie, jasne? – powaga tonu Raphaela przeraziła Michelangela. Nie wyobrażał sobie aby to on podejmował jakiekolwiek decyzje. Cholera, nie wyobrażał sobie że Raph może zniknąć. Przeżył już utratę dwóch braci, nie mógł stracić ostatniego.

- Nic ci nie będzie Raph, nie pozwolę na to – z tymi słowy Mike przesunął się w stronę starszego brata i mocno go objął. Niewylane łzy kłębiły się w oczach młodszego, ale nie pozwolił im lecieć. Musiał być silny. Dla April. Dla Rapha. Dla jego rodziny.

     Pierwsza noc na farmie minęła im bez żadnych zakłóceń. Choć Raphael upierał się, aby to on stał na warcie w razie nagłego pojawienia się potworów, Mike zdołał go przekonać aby odpoczął i porządnie się wyspał. W końcu mieli do dyspozycji prawdziwe łóżko. Nie minęło jednak dużo czasu, zanim i Mikea pochłonął sen. Cała trójka spała razem w jednym pokoju, aby zwiększyć bezpieczeństwo. Nazajutrz jako pierwsza obudziła się April. Postępując według zasad Rapha, starała się nie generować żadnego hałasu. Najciszej jak tylko mogła, poprzesuwała stare graty w piwnicy żeby zrobić trochę więcej miejsca na ich przyszłą ,,bazę wypadową'' jak to ujął Raph. Wzdłuż ściany stała półka ze starymi butelkami wina i paroma innymi trunkami- należały jeszcze do dziadków Caesego. Cóż, przynajmniej nie musieli się martwić o zapasy alkoholu. Uśmiechnęła się pod nosem. Znając zamiłowanie Raphaela, nie wróżyła im długiej przyszłości. Mogły przetrwać trzy pokolenia Joensów, ale jednego zmutowanego żółwia zapewne już nie. Gdy piwnica wyglądała względnie dobrze do zagospodarowania, April ruszyła do kuchni, aby sporządzić śniadanie chłopakom. Nie spodziewała się ich w najbliższym czasie, przynajmniej Raphaela, Mike był już bardziej na miejscu. Obydwoje byli wycieńczeni, w szczególności Raph, więc nie miała zamiaru ich budzić.

     Gdy Mike schodził cicho po schodach, April kończyła zaparzać kawę. Przywitał się, obdarowując ją ciepłym uśmiechem i silnym przytulasem. Nie będąc mu winna, cmoknęła go w policzek. Zasiedli razem do stołu i jedli kanapki jeszcze ze stacji benzynowej, okazjonalnie szepcąc coś do siebie. Następnie ponownie udali się urządzać piwnicę. Przenieśli razem stolik, kilka krzeseł nie zapominając o wszystkich przydatnych sprzętach. Z góry znieśli stary komputer oraz radio, które od zawsze leżało w sypialni dla gości. I tak o to powstała pierwsza oficjalna baza wywiadowcza imienia Conana Barbarzyńcy (Mike uznał że ta nazwa świetnie pasuje do sytuacji, April nie koniecznie).

    Kiedy słońce zaczynało zachodzić za drzewami, dołączył do nich Raphael. Kilkanaście godzin wygodnego snu dobrze mu zrobiło. Jego cienie pod oczami były znacznie mniejsze, a kolor skóry był o wiele ciemniejszy niż przedtem. April podeszła do niego i położyła ostrożnie dłoń na jego podbrzuszu.

- Jest coraz lepiej- zapewnił z małym uśmiechem.

Następnie odgarnął jej kosmki włosów z czoła, aby zobaczyć jej ranę. Już się zagoiła, niestety pozostawiając bliznę. Potarł ją delikatnie kciukiem.

- To nic- powiedziała szybko.

- Nadal jesteś piękna, wiesz o tym?

- Tak – mówiąc to objęła go w ciasnym uścisku.

- Hej, a ja? – spytał urażony Mike.

Nie zwlekając, zrobili mu miejsce w małym kręgu.

- Kocham was ludzie – wymruczał Mike.

- My ciebie też Mike.

A Quiet Place TMNT 2007Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz