Rozdział 7

18 1 0
                                    


    Tak jak postanowili, tak też robili. Mike wraz z Raphem zabił deskami wszystkie okna, zostawiając odpowiednio duże szpary, aby móc dobrze obserwować podwórko. Drzwi wejściowe i na taras, były częściowo zabarykadowane, od wewnątrz, tak aby w razie nagłej potrzeby móc je barykadować lub de-barykadować. Szary van przestawili w pobliżu szybu, aby w razie ewakuacji mieli do niego szybki dostęp. Mieszkanie w piwnicy nie było pławieniem się w luksusach, ale wszyscy rozumieli, że robią to dla swojego własnego bezpieczeństwa. Z początku było trochę dziwacznie, spać tak na podłodze na wyrwanym materacu z łóżka, ale gdy cała trójka leżała obok siebie, nasłuchując w ciszy odgłosów z zewnątrz, bardziej niż wszystko inne doceniali swoją bliską obecność. April wręcz nie mogła powstrzymać się od robienia ukradkiem zdjęć śpiących braci. Ciągły stres i zmęczenie rozkładało ich na łopatki więc zasypiali niemalże natychmiast. Jednocześnie wyglądali tak uroczo. Raphael od czasu do czasu pochrapywał, co dodatkowo bawiło April. Większość jego ran zagoiła się już, a w miejscu pęknięcia w plastromie pozostała ciemniejszego koloru blizna, składająca się ze zrostów płyt tarczowych Rapha. Widząc tak ogromną poprawę, wszyscy odetchnęli z ulgą. Otwarta rana w jamie brzusznej to nie błahostka, a nie mając dodatkowo możliwości profesjonalnego opatrzenia, Raphael igrał ze śmiercią. Na szczęście wszystko dobrze się zrastało, dzięki czemu cała trójka była spokojniejsza. Niestety wszystko co piękne, musi się kiedyś skończyć. W końcu musiało wydarzyć się coś, co zakłóciło z pozoru ich spokojny pobyt.

     Mike krzątał się w kuchni, w ciszy sporządzając obiad dla wszystkich. Raph wyszedł tego dnia rano, aby pozbierać trochę dzikich jagód i przy okazji zrobić obchód okolicy. Sen nadal przyćmiewał powieki najmłodszego, ponieważ dzisiejszej nocy nie mógł zmrużyć ani oka. Dochodziła godzina 14, a słońce powoli zmniejszało swoją odległość od horyzontu. Raphaela wciąż nie było. Mike bezgłośnie poruszał ustami, śpiewając Wake Me Up Before You Go Go, jednocześnie odtwarzając melodię w głowie. Kiwał się przy tym na boki do rytmu. Mike spojrzał na swoje kulinarne dzieło (stare tłuczone ziemniaki z gotowanym królikiem, który złapał się poprzedniego dnia w ich pułapkę na pobliskiej polanie). Zmarszczył brwi. Cóż, nie było to zbyt wiele, ale musieli się tym zadowolić. Wkładając wszystko do szklanego naczynia, miał zamiar jeszcze lekko podpiec dziczyznę w piekarniku. Niestety, przez swoją ospałość zaplątał się o własne stopy i runął jak długi na zmienię, wypuszczając naczynie z rąk. Próbując się ratować, złapał za stół kuchenny, lecz tylko go za sobą pociągnął, powodując głośny zgrzyt nóg o podłogę. Straszliwy huk jaki powstał w wyniku jego upadku poniósł się echem po ścianach domu. Mike zamarł. Chwilę potem ze schodów zbiegła przestraszona April, zaalarmowana nagłym hałasem. Sapnęła z przerażenia. Mike chciał coś powiedzieć, ale w tej chwili obydwoje usłyszeli potworny ryk i odgłos szybko zbliżającego się stworzenia.

- Piwnica, szybko! – wychrypiał Mike, zachowując resztki opanowania. Pędem pognali do piwnicy, uważając na rozbite wszędzie szkło. Zamykając za sobą drzwi na klucz, stłoczyli się obydwoje na dnie piwnicy, w kącie za regałem ze słoikami. Przylegając do siebie wpatrywali się z przerażeniem w drzwi. Przez kilka sekund nic się nie działo aż...

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

     Raphaela obudziło gryzące poczucie niepokoju w dole jego klatki piersiowej. Ze zgrozą odkrył, że drzemał w pobliżu jeziora, przy którym postanowił się na chwilę zatrzymać, aby zebrać myśli. Przecierając dłonią oczy, zobaczył że musi być już dawno po południu, sądząc po położeniu słońca na niebie. Ile godzin spał? To prawda, w nocy miał trudności z zaśnięciem, ale nie sądził, że odetnie go tak nagle w ciągu dnia. To było bardzo nieodpowiedzialne z twojej strony Raphael, zasypiać Bóg wie gdzie, w lesie pełnym potworów, bez absolutnie żadnego pomyślunku – Raph wręcz słyszał grzmiący głos jego starszego brata Leonarda, wytykającego mu jego kolejny błąd.

- Geez, Leo wyluzuj, nic się nie stało – pomyślał Raphael. Nie dokończył tej myśli, gdy nagle pośród drzew wybrzmiał przerażający ryk jednego z potworów. Dobiegał gdzieś z prawej strony Rapha... po prawej stronie znajdowała się farma.... Raphaelowi przyspieszyło tętno. Nie zastanawiając się, Raph wystartował w stronę farmy.

Cholera! – zaklął. Cholera! Cholera! Cholera!

Raphael biegł ile tylko pozwalały mu na to jego długie nogi. Przeskakiwał powalone pnie i kępy mchu w niewyobrażalnym tempie. Gdy zaczął dostrzegać ściany domu zza drzew, po drugiej stronie las dobiegł drugi ryk przerywany wściekłym klikotem. Kurwa. Było ich dwóch. Pierwszy potwór ze wściekłą szarżą spowodowaną zaplątaniem się w druciane ogrodzenie, wyłamał drzwi wejściowe domu, wyrywając je kompletnie z zawiasów. Kawałki drewna poleciały we wszystkich kierunkach, tworząc istne pole miniowe składające się z tysięcy małych drzazg. Raph zatrzymał się w szoku za pobliskim drzewem. Nie wiedział co miał zrobić.

    Michelangelo przełknął nerwowo ślinę. Wszechobecna cisza nie zwiastowała niczego dobrego. Nagle usłyszał ogromny huk dochodzący, gdzieś nad ich głowami. To wydarzyło się w przeciągu kilkunastu sekund. Ogłuszający łomot wściekłego potwora rozbijającego wszystko co napotka na swojej drodze wypełnił całą czaszkę Mikea. Wszystko się zatrzęsło. Strużki pyłu i kurzu spadły na nich, pod wpływem nacisku wielkiego cielska potwora. April przylgnęła do Mikea jeszcze mocniej, nie ważąc się oddychać. Mike kurczowo ją trzymał, z każdym odgłosem ściskając mocniej. Serce waliło mu jak oszalałe. Nie mógł trzeźwo myśleć. Modlił się aby drewniany strop nie zawalił się na nich. Potwór miotał się dalej, rozbijając to, czego wcześniej nie zdołał rozbić. Nagle do ich uszu dobiegł kolejny ryk, nieco głębszy niż ten pierwszy, poprzedzany klikotem. Mike miał łzy w oczach. Zginą przez jego głupotę i nieuwagę. Przez chwilę mogłoby się wydawać, że pierwszy potwór trochę się uspokoił, bo nie generował już tak wielkiego hałasu. Otworzywszy znów oczy, April spojrzała przez ramię na Mikea. Jeszcze nigdy nie widziała go tak przestraszonego. Był niemalże blady, na tyle ile pozwalała mu na to jego zielona skóra. Miał mocno zaciśnięte wargi i z wyczekiwaniem wpatrywał się w drewniany strop. Podążyła za jego wzrokiem. Podłoga zaskrzypiała pod ciężarem potwora. Znajdował się centralnie nad nimi. Usłyszeli po raz kolejny klikot, który wdzierał się im się w czaszkę. Kolejna strużka pyłu spadła centralnie na głowę Michelangela. Kręcąc zaciekle głową, tak aby strącić z siebie piach, Mike wewnętrznie panikował. Z całych sił próbował powstrzymać nagłe kichnięcie, lecz po prostu nie mógł dłużej tego utrzymać.

- Psik! – stłumione ręką April kichnięcie zagłuszyło chwilowy spokój.


      Raphael ze zgrozą obserwował jak potwór rozwala wszystko co było w zasięgu jego szponów. Widział jak stwór z łatwością wybija wszystkie okna, miotając się w tę i z powrotem. Ciągnący się za nim drut kolczasty zahaczał się o wystające kawałki drewna. Jakże żałował, że nie podłączył ogrodzenia na noc. Modlił się aby April wraz z Mikem przeżyli w piwnicy. Miał nadzieję, że zdążyli się tam schronić. Mike wiedział jak mają postępować w razie ataku. Co jeśli nie zdążyli? Co jeśli wejdzie po tym wszystkim do domu i znajdzie ich ciała całe we krwi? Nie. Nie mógł tak myśleć. Są bezpieczni. Schronili się i czekają aż wszystko się uspokoi. W tej chwili zauważył jak kolejny potwór, nieco większy niż jego kolega, wskakuje na dach budynku. Jego ostre jak brzytwa szpony z łatwością przebiły się przez strop, strącając kilkanaście dachówek na ziemię. Raphael dobrze mu się przyjrzał. Jego lewe ramię było wyszczerbione. Raph jęknął. To ten sam, który zaatakował go w sklepie, kilkanaście dni temu. Musiał w jakiś sposób odnaleźć jego trop, skoro ich tu znalazł.

Co za menda – pomyślał Raph. Miał teraz duszę na ramieniu. Czy iść tam i próbować odciągnąć potwory od przyjaciół? Czy czekać na to aż same opuszczą teren? Z logicznego punktu widzenia lepsza wydawała się opcja numer dwa, lecz Raphael nie mógł pozbyć się przeczucia, że im dłużej zwleka tym Mike wraz z April są bardziej narażeni. Ale co niby mógł zrobić? W starciu jeden na jeden z potworem nie miał najmniejszych szans. Były szybsze i zwinniejsze od niego, nie wspominając o tym, że było ich więcej. Niespodziewanie, przerywając względną ciszę, do jego uszu dotarło stłumione kichnięcie jego młodego brata.

I wszystko zamieniło się w piekło. 

A Quiet Place TMNT 2007Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz