Profesor Hecat

58 8 5
                                    


profesor Hecat

Poniedziałkowe zajęcia nie były zbyt wymagające. Vivienne rozpoczęła dzień od Zielarstwa, które zawsze było przyjemne ze względu na ciepłą atmosferę, którą wnosiła profesor Garlick. Tym razem poświęciła lekcję Czyrakobulwie - roślinie, która odpowiednio stosowana była lekiem na trądzik, jednak często uczniowie wykorzystywali ją w ramach „żartów", wywołując nią piekące bąble na skórze ofiar.

Po dwugodzinnej przerwie, którą Vivienne poświęciła na spacer po błoniach w towarzystwie Poppy i lekturę Anny Kareniny w bibliotece, odbywała się lekcja Obrony przed czarną magią u profesor Hecat. Wśród uczniów można było wyczuć podekscytowanie, ponieważ mieli wreszcie zacząć ćwiczyć zaklęcie Expecto Patronum. Wcześniej dziewczyna umówiła się z Sebastianem, że podejdzie on po lekcji do sali profesor Hecat, aby wspólnie z Vi spytać nauczycielkę o Filiusa Trelawney.

Równo o jedenastej zniecierpliwieni uczniowie zajęli miejsca w sali. Profesor rozpoczęła lekcję od wyjaśnienia pojęcia Expecto Patronum - sentencja z łaciny oznacza w tłumaczeniu „Czekam na opiekuna". Podczas teoretycznej części zajęć, Hecat omawiała czym właściwie jest Patronus i w jakich sytuacjach jest przydatny. Wiedzę tę oczywiście uczniowie już mieli. Powszechnie wiadomo było, że jest to zaklęcie obronne w przypadku spotkania dementora, jednak bardzo trudno jest je osiągnąć. Następnie - ku zdumieniu wszystkich - profesor Hecat zaprezentowała swojego własnego Patronusa. Był nim krokodyl. Puchoni w zadumie obserwowali, jak zaciekłe i pełne wigoru zwierzę przechadza się po sali z otwartą paszczą. Vivienne pomyślała, że gad szczerze odzwierciedla stanowczy charakter nauczycielki. Była niezmiernie ciekawa własnego Patronusa.

Uczniowie zebrali się w kole i ze wsparciem profesor Hecat podejmowali próby rzucenia zaklęcia. Jako pierwszemu udało się to Arthurowi Plummly - chłopak wyczarował rysia. Rozpędzone zwierzę biegało dookoła pomieszczenia, a sam Arthur niemal podskakiwał ze szczęścia. Vivienne rozmawiała z nim tylko raz, ale wiedziała o jego dużej pasji do Opieki nad magicznymi stworzeniami i miłości do zwierząt.

- Chciałabym być na zajęciach z Gryfonami - Poppy szepnęła do ucha Vivienne. - Garreth umie już wyczarować całego Patronusa. Chciałabym zobaczyć minę profesor Hecat.

- To wspaniale! Może kiedyś również mi się poszczęści - odpowiedziała, próbując rzucić zaklęcie.

Vivienne skupiła się na samych pozytywnych wspomnieniach - rodzinne wycieczki w góry, pierwsze lekcje w Hogwarcie, lot na hipogryfie, wakacje u Sebastiana... Wszystko wydawało się zbyt słabe. Różdżka Vi utworzyła srebrną mgłę, która jednak nie byłaby wystarczająco silna aby odgonić dementora. Zerknęła ponownie na Poppy, której mgiełka stopniowo nabierała kształtu. Poppy tymczasem myślała o wszystkich chwilach, w których wspólnie z Vivienne uratowały biedne stworzenia z rąk kłusowników, przypominała sobie ich wdzięczne spojrzenia. Nagle, nie wiadomo skąd, na myśl przyszło jej ostatnie spotkanie z Garretthem, gdy trzymał ją w ramionach podczas imprezy w Pokoju Życzeń. Wspomnienie wyraźnie zwizualizowało się przed jej oczami i przeszło przez nią ciepłe uczucie, które wydawało się przenikać także przez jej różdżkę. Całą salę wypełnił jasny błysk, a przed dziewczyną pojawił się...

- Smok! Wielkie nieba! - wykrzyknęła z zachwytem profesor Hecat. Podeszła do Poppy, ciągle obserwując stworzenie pokaźnych rozmiarów, które wprawiło część uczniów w przerażenie. Widok naprawdę był niesamowity. - Panno Sweeting, niewiarygodne.

Gdy Patronus Puchonki rozpłynął się, a w sali ponownie zapanowała cisza, nauczycielka odezwała się do dziewczyny.

- Znam doprawdy tylko jednego czarodzieja, którego Patronusem jest smok. No, teraz już znam dwóch! Gratulacje dla pani Sweeting, brawa!

Ostatni Obrońca | Hogwarts LegacyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz