Lato (część 1)

64 9 9
                                    




lato (część 1)

lipiec 1891

    Pierwszy tydzień pobytu Vivienne w Feldcroft zleciał jak jeden dzień. Poranki zwykle wyglądały podobnie: dziewczyna budziła się koło dziesiątej, budziła z dołu Sebastiana, który zaspany schodził z piętra i szykował dwie kawy. Później razem pili je przed domem, rozmawiając o snach z minionej nocy i planach na nadchodzący dzień. Te z kolei składały się zwykle ze zwiedzania pobliskich jaskiń, rozbijania pojedynczych zgrupowań kłusowników, latania na miotle i wizyt w pubach niedalekich wiosek. Wieczory też miały swoją rutynę: siadali przy odpalonym kominku i grali w szachy popijając kremowe piwo, a potem rozmawiali do późnych godzin, aż któreś z nich pierwsze odpuściło i poszło do łóżka.

     Tak też było tego wieczoru, gdy odpoczywali przy kominku po długim spacerze do Irondale i z powrotem. Sebastian wygrał partię szachową, a Vivienne była na tyle zmęczona, że nie domagała się rewanżu. Usiedli więc na kanapie i obserwowali płomienie w kominku. Na stoliku stały cztery puste butelki po piwie kremowym. Dziewczyna przykryła się kocem i odezwała się pierwsza.
- Miło spędza mi się tu czas. Jest całkiem inaczej niż w Brighton.
- Oj, tak, ale musisz też mnie kiedyś do siebie zaprosić! - odpowiedział Sallow. Vivienne uśmiechnęła się.
- Moi rodzice bardzo chętnie by cię poznali. Poza tym mamy wolny pokój. Jesteś tam mile widziany.

     Po chwili przyjemnej ciszy Puchonka odezwała się ponownie.
- A w kwestii wolnego pokoju... Dziękuję, że udostępniłeś mi pokój Anne. Chyba nie miałaby nic przeciwko? - spytała ostrożnie. Na imię siostry Sebastian lekko się wzdrygnął, ale zachował spokój.
- Na pewno nie. Właściwie, to myślę, że naprawdę byście się polubiły. Anne przydałaby się przyjaciółka.
W odpowiedzi Vivienne skinęła głową, a chłopak zaraz kontynuował.
- Ja też potrzebowałem przyjaciółki. Można powiedzieć, że spadłaś mi z nieba - uśmiechnął się.
- Czyli rozumiem, że w końcu zajęłam miejsce Ominisa na podium? - zaśmiała się Vi. - Nie wiem, czy kiedyś mi to wybaczy.
- Ominis też bardzo cię polubił, rozmawialiśmy o tym. Na początku był sceptyczny...
- Sceptyczny? - przerwała mu dziewczyna. - On mi dosłownie groził!
- Oj, nie bierz tego do siebie. Poza tym, przekonałem go. I naprawdę się cieszy z waszej przyjaźni.

     Gdy temat zszedł na Gaunta, Vivienne zdecydowała się podzielić z Sebastianem ostatnim zdarzeniem.
- Wiesz, kiedy wychodziłam w nocy z klasy profesora Figa, tak się złożyło, że wpadłam na Ominisa.
Sebastian uniósł brew.
- W środku nocy?
Dziewczyna przytaknęła.
- Eh, tak myślałem - westchnął Sallow. - Prawdopodobnie wymknął się na spotkanie z Samanthą.
Vivienne wyprostowała się.
- Z Samanthą Dale? Z Ravenclawu?
- Widzę, że bardzo cię to ożywiło. Nie mów, że on ci się podoba - zaśmiał się Sebastian.
- Nic z tych rzeczy! Po prostu zdziwiło mnie to. Nigdy nie widziałam ich razem. Chociaż... - zastanowiła się przez chwilę. Otworzyła szerzej oczy - Faktycznie dosiadła się do niego w przedziale! Że też o tym nie pomyślałam!
- No widzisz. Tak szybko dorastają - skomentował Sallow.

     Znów zapadła cisza, a ogień w kominku powoli wygasał. Pomieszczenie stopniowo stawało się coraz ciemniejsze. Vivienne, nie wiedząc kiedy, przymknęła oczy i otulona kocem przysnęła z głową na ramieniu Sebastiana. Na zewnątrz niespodziewanie zaczęło delikatnie padać i co jakiś czas słychać było odbicia kropelek od okien. Musiało minąć około dwudziestu minut, zanim dziewczynę obudziły grzmoty zbliżającej się burzy. Ospale zaczęła podnosić głowę.
- Zasnęłaś - powiedział cicho chłopak, patrząc na Vivienne, która także zerkała na niego przymkniętymi jeszcze oczami. Wydawało się, że mijają godziny, kiedy w bezruchu patrzyli sobie w oczy. Ich twarze były bardzo blisko siebie. Być może to spowodowało, że ich usta się spotkały.

Ostatni Obrońca | Hogwarts LegacyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz