Profesor - Czerwiec 1891

82 9 7
                                    




      profesor

czerwiec 1891
    Ostatnie dni w Hogwarcie uczniowie spędzali przede wszystkim na błoniach. Pogoda była piękna, a sumy skończyły się ponad tydzień temu. Vivienne była zadowolona z egzaminów, przynajmniej na tyle, na ile mogła przewidzieć wyniki. Nie można było tego samego powiedzieć o jej przyjaciołach. Każdy z nich narzekał na jeden konkretny przedmiot, który poszedł im fatalnie.

    Cała grupa spotykała się teraz częściej. Zwykle przesiadywali w Trzech Miotłach, ale czasem siedzieli po prostu wspólnie nad Jeziorem Hogwartu. Garreth ścigał się z Vivienne na miotle, podczas gdy reszta obserwowała wyścig w napięciu. Późnym wieczorem Puchonki grały razem w szachy czarodziejów w pokoju wspólnym.

    Vivienne czuła się naprawdę dobrze. Cały Hogwart zdawał się powoli zapominać o terrorze, jaki panował w świecie czarodziejów, gdy Ranrok i Rookwood próbowali objąć władzę. Dodatkowo, mając już egzaminy z głowy, atmosfera była jeszcze przyjemniejsza niż zwykle. Nawet Zenobia Noke stała się mniej irytująca, a Leander Prewett - mniej natrętny. Vi miała też teraz nieco więcej czasu, aby skupić się na hodowli roślin w Pokoju Życzeń. Jadowita tentakula zaczynała nabierać już zdumiewających rozmiarów.

    Tylko jedna rzecz nie dawała jej spokoju - wciąż tkwiła w niej Starożytna Magia. Traktowała ją jednocześnie jako dolegliwość, ale i zbawienie. Chcąc nie chcąc, umiejetność uratowała ją jednak w niejednej sytuacji. Problem tkwił w tym, że bez profesora Figa, nie ma nikogo z kim może ćwiczyć panowanie nad mocą. Staruszek pewnie twierdził, że jestem już wyuczona. Pewnie inaczej miałby dla mnie jakiś plan B - Vivienne stwierdziła w myślach. Jednak nie czuła się spokojna. Incydenty, jak ten w Pokoju Życzeń w maju, nie mogą się zdarzać - nie może sobie na to pozwolić.

    Wpadła na pomysł, z którego nie była dumna. Musi zajrzeć do gabinetu profesora Figa. Jeżeli ma gdzieś znaleźć coś, co może okazać się przydatne, to znajdzie to właśnie tam. Miała tylko nadzieję, że pokój nie został jeszcze gruntownie wysprzątany przez profesor Weasley. W końcu minął dopiero miesiąc... A może miesiąc?

    Gdy wieczorem wszyscy zbierali się do łóżek, Vivienne opuściła pokój wspólny Hufflepuffu i gdy znalazła się w pustym korytarzu, rzuciła na siebie zaklęcie Kameleona. Po kilku minutach dotarła pod klasę profesora Figa bez problemu. Poczuła ulgę, gdy Alohomora zadziałała na drzwi wejściowe. Jak najciszej weszła do pomieszczenia.
- Lumos! - wypowiedziała cicho zaklęcie rozświetlające. Na końcu różdżki wytworzyła się kula światła. Na widok wnętrza Vivienne poczuła nagłe kłucie w sercu. Stosy książek, drewniane ławki, duża, zapisana tablica, wiszące na każdym kroku kawałki pergaminu - wszystko było niezmiennie na swoim miejscu; tak jakby następnego dnia miała odbyć się kolejna lekcja z profesorem Figiem. Puchonka westchnęła i powolnym krokiem ruszyła w stronę kamiennych schodów prowadzących do gabinetu. Ta część nie będzie łatwa. Miejmy to za sobą - pomyślała Vi.

    Pokonała kolejne stopnie i znalazła się przed wejściem do gabinetu profesora. Po raz kolejny Alohomora okazała się przydatna. Otworzyła drzwi i weszła do środka. Podobnie jak w samej klasie, gabinet stał nienaruszony. Ku przerażeniu Vivienne, na wieszaku przy wejściu wciąż wisiał płaszcz profesora Figa. Czy naprawdę nikt tu nie zaglądał? Nie mieli odwagi czy po prostu nikt o tym nie pomyślał? Jak mogli tak szybko o nim zapomnieć? Dziewczyna odrzuciła wszystkie te myśli i postarała się myśleć logicznie. Przyszła tu w innym celu.

    Mając przed sobą wszystkie stosy papierów, kilka szaf i regałów z wypadającymi szufladami, zwątpiła w swój plan. Nie bardzo wiedziała, od czego zacząć. Zaczęła więc od biurka. Przeszukała trzymane w nim dokumenty, a kiedy natrafiła na stare listy z Miriam, poczuła jak zżera ją poczucie winy. Mogła po prostu pójść do profesor Weasley, a nie grzebać w prywatnych rzeczach swojego mentora i przyjaciela. No trudno. Już tu jestem, więc nie wyjdę stąd z pustymi rękoma.

    Później zabrała się za stosy książek przy biurku. Głównie były to podręczniki z Teorii Magii. Niedługo zajęło jej zorientowanie się, że nie znajdzie tam tego, czego szuka. Po przejrzeniu części regałów straciła wiarę niemal całkowicie. Chyba jednak będzie musiała udać się ze swoim zmartwieniem do wicedyrektorki. Jednak naszła ją pewna myśl. Nie było gwarancji, że się uda, ale warto było spróbować. Z powrotem wyciągnęła różdżkę.

-Revelio! - wypowiedziała zaklęcie z nadzieją, licząc, że ukaże jej cokolwiek pomocnego w kwestii Starożytnej Magii. Tak też się stało.

Vivienne zauważyła podświetloną niebieską poświatą stronę - była to pojedyncza strona pergaminu na jednej z półek w gablocie. Faktycznie, dziewczyna nie zaglądała do niej wcześniej. Szybkim krokiem podeszła we wskazane miejsce i wzięła pergamin do ręki. Był on zapisany przez profesora Figa.

Ost tni obrońca

                      koni czna rozmo a

          spr wa Staroż tnej Magii               Fil  s Tr awn y

daw iej w Ho war ie          -              szuk ć na połud ie od Cragcroft

Pismo zdecydowanie należało do nauczyciela, jednak list musiał być naprawdę stary, gdyż pojedyncze litery wyblakły na tyle, że były nie do odczytania. Vivienne bez zwłoki złożyła stronę do mniejszych rozmiarów i umieściła pod szatą. Wróciła do klasy, upewniając się, że solidnie zamknęła za sobą drzwi do gabinetu. Przed wyjściem na korytarz zgasiła różdżkę i zerknęła na dłonie w celu zweryfikowania, czy zaklęcie Kameleona wciąż działa.

Ostrożnie wyszła na hol i zamknęła za sobą drzwi. Rozejrzała się, a następnie stwierdzając, że korytarz jest pusty, ruszyła w stronę pokoju Hufflepuffu. Zamek w nocy wydawał się być zupełnie innym miejscem niż w dzień, kiedy korytarze zapełnione były uczniami z siedmiu roczników. W pustej przestrzeni było coś kojącego. Vivienne ledwo opuścił stres związany z przebywaniem w klasie profesora Figa, gdy za rogiem wpadła na osobę idącą w jej kierunku. Znów poczuła supeł w brzuchu.

- Patrz jak łazisz! - oburzył się Ślizgon. Vivienne momentalnie uspokoiła się.

- Ominis, to ja - odezwała się. Twarz chłopaka złagodniała.

- Vivienne! Przepraszam, nie spodziewałem się, że to możesz być ty. Co tu robisz?

- Mogłabym ci zadać to samo pytanie - odpowiedziała wymijająco.

- Spaceruję - powiedział niepewnie. - Potrzebowałem chwili poza dormitorium.

Vivienne stwierdziła, że nie będzie teraz drążyć tematu. Miała tylko nadzieję, że Ominis zdecyduje się na to samo, żeby nie musiała przyznawać się do grzebania w prywatnych rzeczach profesora.

- Ah, rozumiem. W istocie robię to samo - próbowała powiedzieć to w sposób przekonujący.

Chłopak załapał aluzję i również nie nalegał na dalsze wyjaśnienia. Przyjaciele zrozumieli się wzajemnie i pożegnali, aby udać się każdy w swoją stronę.

Reszta trasy powrotnej odbyła się bez niespodzianek. Przed wejściem do pokoju wspólnego Vivienne zdjęła z siebie zaklęcie i udała się do dormitorium. Skrawek pergaminu schowała dokładnie do podręcznika z Historii Magii i położyła się do łóżka. Zamykając oczy, dręczyły ją różne myśli: jak stary jest ten zapis? Kogo dotyczył i dlaczego nikt z Obrońców wcześniej o nim nie wspomniał? Czy to możliwe, że nie wiedzieli? Gdzie wybiera się Ominis w środku nocy? Zasnęła.

Ostatni Obrońca | Hogwarts LegacyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz