Filius Trelawney (część 1)

25 5 0
                                    


Droga do Cragcroft z Bainburgh była prosta. Prawdę mówiąc, najtrudniejszą część wyprawy mieli już za sobą. Po emocjonującej i intensywnej nocy, jakiej doświadczyli w Bainburgh, piątego dnia wędrówki robili dużo przerw, aby systematycznie każdy mógł się nieco zdrzemnąć. Ponieważ nie byli już w posiadaniu namiotu, zdani byli na skrawki miękkiego mchu, który prowizorycznie zastępował im materac. Przez kolektywne zmęczenie i ogrom przemyśleń po poprzedniej nocy, nie rozmawiali ze sobą zbyt wiele i tylko podążali wyznaczonym szlakiem.

Ostatnią noc przed dotarciem do celu spędzili korzystając z dobroci starszej czarownicy, która zaproponowała im przenocowanie w jej stodole. Pierwszy raz tęskniąc za przytulnym namiotem, Vivienne zasypiała marznąc od zimnego powietrza wpadającego do wnętrza przez nieszczelne deski. W zaśnięciu nie pomagały jej także kłębiące się myśli o poznaniu Trelawney'go oraz o tym, czy mężczyzna będzie w stanie w ogóle jej coś powiedzieć. Nie mogła znieść myśli, że cała podróż tutaj finalnie zakończy się jedną wielką niewiadomą.

Nieco otuchy dodawała jej tylko świadomość, że Sebastian leży tuż obok niej, ze swoją dłonią ułożoną na jej.

Promienie słoneczne obudziły ich wcześnie rano i niewyspani ruszyli w dalszą drogę. Pozostało im około czterech godzin marszu do nadmorskiego Cragcroft. W głowie Puchonki widniał obraz domu z niebieskim dachem, o którym wspomniał parę dni temu Izurm. Dziewczyna postanowiła, że jeśli goblin ich okłamał w kwestii miejsca zamieszkania Filiusa, będzie gotowa wyruszyć w tak samo wyczerpującą podróż, aby go znaleźć i sprawić, że pożałuje swojego kłamstwa.

Już w pewnej odległości od miasteczka zaczęły towarzyszyć im odgłosy mew, przez co mogliby poczuć się jak na wakacjach, gdyby nie obecne okoliczności.

Przekraczając granice miasteczka dostrzegli, że przed każdym z domków znajdowały się łódki i zwisające z haczyków uschnięte ryby. Większość mieszkańców utrzymywała się właśnie z handlu rybami oraz nietypowymi, nadmorskimi roślinami. Coraz bardziej rozwijała się tu także turystyka - czarodzieje coraz częściej szukali wypoczynku nad południowym wybrzeżem.

Docierały do nich śmiechy z miejscowej karczmy, która przyciągała zapachem grillowanej kaczki. Cała piątka zdała sobie nagle sprawę, w jakim głodzie przemierzali ostatnie kilometry.

- Słuchajcie, chyba raczej nie chcemy odwiedzić pana Trelawney'go z pustymi żołądkami? - powiedziała Poppy. To wystarczyło, aby zaraz znaleźli się przy jednym z okrągłych stołów na tarasie karczmy.

Pogoda była dziś wyjątkowo przyjemna, w przeciwieństwie do minionej mroźnej nocy - słońce ogrzewało skórę, a lekka morska bryza dodawała orzeźwienia. Ciesząc się tymi momentami, siedzieli przy stole i kosztowali zamówione posiłki, na które wydali ostatnie posiadane pieniądze. Mimowolnie Vivienne rozglądała się za niebieskim dachem, który miał znajdować się gdzieś w okolicy.

Najedzeni i w dobrych humorach, wstali od stołu gotowi, aby zmierzyć się z finałem ich podróży. Garreth spytał jednego ze sprzedawców na lokalnym targu o Aleję Ognistego Krzewu - to tam miał mieszkać Trelawney. Starszy mężczyzna odburknął coś i wskazał im ręką drogę na północ.

Szli we wskazanym kierunku, analizując wzrokiem okolicę. Z każdym krokiem rozbrzmiewał specyficzny dźwięk żwiru, po którym się poruszali.

- Czy będziesz chciała, żebyśmy weszli do środka z tobą? - spytał Ominis, gdyż właściwie w żadnym wcześniejszym momencie nie poruszali tej kwestii. Rzeczywiście, w swoich wyobrażeniach Vivienne zawsze widziała siebie sam na sam z czarodziejem w jego domu - zakładając, że ją przyjmie. Z pewnością jednak byłoby jej raźniej w towarzystwie przyjaciół. Ale czy mężczyzna nie będzie miał nic przeciwko, żeby wparowała do niego bez zapowiedzi piątka uczniów z Hogwartu?

Ostatni Obrońca | Hogwarts LegacyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz