3. Uczeń.

760 17 23
                                    


Przed śmiercią Valerii uczyłam się nieco lepiej niż dotychczas. Wciąż jednak nie zapominałam o tym, że jak zawalę teraz, to zawalę całą swoją przyszłość. Zależało mi, aby dostać się na dobre studia, a potem po prostu wieść godne życie z rodziną u boku. Dlatego, gdy dziś rano Layla po prosiła mnie o ponowne zerwanie się z lekcji, odmówiłam.  

- Nie ma takiej opcji. - zaprzeczyłam od razu, kręcąc głową. - Nawet nie pamiętasz tego, jak się u mnie znalazłaś. - zakpiłam.  

Dwa dni temu do rana wierciłam się w ciasnym łóżku, nie mogąc zmrużyć oka. Byłam wręcz pewna, że nie pójdę na wagary już nigdy w życiu. Luke – Bo właśnie tak miał na imię nieznajomy, nie wyglądał na złego chłopaka. Ale pozory czasem mylą, nieprawdaż? Jego kolega natomiast buchał złą aurą i wydawało mi się, iż gdyby nie Luke to stałabym tam do rana.

W chwili, gdy pożegnał się ze mną wymawiając moje imię, strach i niepokój oblały moje ciało. Po głębszych przemyśleniach wywnioskowałam, że to niemożliwe, aby moja rodzina była aż tak znana. Nie miałam pojęcia, czy jechał tamtędy specjalnie, czy tylko przypadkowo. Rozsiał we mnie ziarenko zaniepokojenia. Miałam się trzymać z daleka od problemów, a minął dopiero tydzień, a jechałam z nieznajomymi chłopakami późnym wieczorem w burze. Cudownie.  

W środę i czwartek odpuściłam sobie szkołę, podobnie jak Layla. Obie czułyśmy się katastrofalnie, choć to i tak za mało powiedziane. Dziewczynę męczył spory kac, bo jak wspominała "długo już nie piła". Mnie za to dręczyły wyrzuty sumienia. Layla oczywiście nie miała mi za złe, ale imitowała wszystko czułam się winna. W piątek też nie chciałam przychodzić do szkoły, ale Brandon spojrzał na mnie rano sceptycznie i stwierdził, że żadna wymówka mi nie pomoże. 

- O co ci szkodzi? - jęknęła męczeńsko, robiąc przy tym błagalną minę. - Mamy dziś zastępstwo ze Scott.  

- I dziś zamierzam się na nim pojawić. - Poprawiłam torebkę na ramieniu i zerknęłam na zrezygnowaną przyjaciółkę. 

Szła obok mnie z grymasem na twarzy. Gdy rano jej brat Archer, zawiózł nas do szkoły ledwo co funkcjonowała. Z dobrych wieści - Zaczęłyśmy swobodnie rozmawiać, co wyjątkowo mnie zaskoczyło. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że zachowywałyśmy się jak dawniej. Rozmawiałyśmy ze sobą bez niezręczności i oporu. Tak jakbyśmy nie widziały się tylko tydzień. Cieszyłam się z tego powodu, a przyjście do szkoły nie było już dla mnie takie stresujące. Właściwie w ogóle nie czułam negatywnych emocji, a przecież wredne komentarze i wścibskie spojrzenia nie ustały. A to wszystko dzięki Moon. 

Właśnie szłyśmy przez szkolny korytarz, kierując się do sali, w której miałyśmy lekcję. Co sekundę parskałam śmiechem, słuchając jej wywodu na temat barmana, który nas przed wczoraj obsługiwał. Dziewczyna była nim zachwycona i bez przerwy mi o nim trajkotała nad uchem. Zmieniała również temat, a pro po jej samopoczucia. Obie wywnioskowałyśmy, bowiem następnym razem żadna z nas nie będzie piła, a zamiast tego pójdziemy na jakiś fast food. Choć obiecywałam sobie, że następnego razu nie będzie. 

- Mój tata napisał, że oddał wóz do naprawy. - wymamrotała gasząc wyświetlacz. - Mój brat zgodził się nas podwieźć wieczorem.  Razem z Archerem przyjedziemy po ciebie.

Ziewnęłam i skinęłam głową. Dziś miała się odbyć wyczekiwana impreza. Chciałam się z niej wymigać, ale dziewczyna by mnie chyba udusiła. Gdy starałam się przemówić jej do rozumu, że to zły pomysł, twierdziła, że zachowuje się jak stara panna. Zdecydowałam się więc na nią pójść, wmawiając sobie, że potrzebuję się trochę rozerwać. 

- I nie ma wymówki. - Uniosła palec wskazujący i brwi. - Dziś wraca ktoś ważny, ale dowiesz się na miejscu. - dokończyła tajemniczo zbijając mnie całkowicie z tropu. 

Silent Lies 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz