19. Zranić czy być zranionym?

551 13 46
                                    


Hejka!
Kochani, jeśli możecie, to przeczytajcie notatkę na końcu.
Miłego czytania.

~*~

Przed chwilą picia obiecywałam sobie zawsze, że skończy się na dwóch piwach maksymalnie. Wolałam bawić się bez alkoholu niż być wrakiem człowieka na drug dzień. No właśnie. Czasem jednak moje zapewnienia uchodziły na marne, gdyż było mi tak dobrze, że nie zwracałam na nic uwagi.

Grzebałam widelcem w zimnym już spaghetti, które przygotowała gosposia państwa Moon. Dochodziła jedenasta, a tylko ja byłam na nogach. Wspólnie z Leo stwierdziliśmy, że nie ma sensu wracać do domów i postanowiliśmy przenocować u przyjaciółki. Niestety tylko ja byłam na nogach od ponad dwóch godzin, a pozostała dwójka smacznie sobie spała. Siedziałam więc cicho nie chcąc ich obudzić, bo po wczorajszej zabawie zwyczajnie im się to należało.

Przeczesałam palcami wilgotne jeszcze włosy i wytarłam koszulkę z niewidzialnego kurzu. Pozwoliłam sobie założyć ciuchy Layli i wziąć poranny prysznic w jej łazience. Chciałam poczuć się chociaż trochę lepiej, ale zawroty głowy, nudności i ogólne przytłoczenie mi w tym nie pomagało. Wstyd było mi przyznać, ale nic z wczorajszego dnia nie pamiętałam. Film urwał mi się w momencie, gdy tańczyłam na parkiecie po przyjściu chłopaków.

Przełknęłam niechętnie makaron i obejrzałam się przez ramię, na dwójkę śpiących przyjaciół w sypialni Layli. Mitchell pochrapywał pod nosem, a dziewczyna co chwilę ruszała się i mamrotała coś pod nosem. Pokiwałam głową i westchnąwszy pod nosem połknęłam jeszcze jedną tabletkę przeciwbólową. Odkąd wstałam czułam rytmiczne pulsowanie głowy i suchość w gardle.

- Boże czy ja jestem w matrixie? – Usłyszałam przytłumiony głos blondyna, który ukrył głowę w pościeli jęcząc pod nosem.

- Konkretnie to w domu Layli, ale jak wolisz matrix, to czemu nie. – parsknąwszy śmiechem wstałam z krzesła i podeszłam w kierunku dwuosobowego łóżka.  – Jak samopoczucie?

Chłopak otworzył jedno oko, krzywiąc się na promienie słońca, po czym złapał się za głowę i skulił z bólu.

- Czuje się jakby przejechał mnie tir. – wydukał, spoglądając na butelkę wody leżącą na szafce nocnej. – Ostatni raz. Więcej nie będę pił, nawet nie ma mowy. – burknął sam do siebie, wypijając duszkiem pół butelki.

- Mówisz tak za każdym razem.

Oboje z Mitchellem spojrzeliśmy na Moon, która z uśmiechem na ustach powoli przecierała oczy. Dziewczyna wciąż miała na sobie ubranie z wczoraj, a na twarzy tkwił rozmazany makijaż.

- Przesadziliśmy – mruknął, a chwilę potem podniósł się powoli z łóżka. Blondyn miał na sobie koszulkę i luźne dresy, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie tylko ja pozwoliłam sobie pożyczyć ubrania. – Archer uratował mi dupe.

- Archer to cię ukatrupi – zaśmiała się blondynka i opadła z powrotem na łóżko. – Jezu....czuje się wyśmienicie. – odparła rozmażona i przymknęła powieki.

Nagle drzwi od pokoju się otworzyły, a w progu dostrzegłam kamerdynera i niską starszą kobietę w fartuszku. Zmarszczyłam brwi, widząc trzymane przez nich tacę z jedzeniem.

- Dzieci, wspaniale że już wstaliście! – krzyknęła wesoło kobieta i wparowała do środka, podbiegając do okna. Jedną ręką otworzyła na oścież drzwi balkonowe i odwróciła się do mnie z uśmiechem. – Smakował ci makaron?

- Co tu się dzieje? – spytał z grymasem na twarzy Leo i potarł policzki dłońmi.

- Przyniosłam wam jedzenie, Leopoldzie Mitchell. – oznajmiła, wręczając mu ciepłą zupę i kubek herbaty. – No już zjedzcie i idzie się ogarnąć. Layla twoi rodzice wrócą za trzy godziny, prosili byś oddzwoniła. – zwróciła się do Moon, na co ta przytaknęła.

Silent Lies 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz