1. Tajemniczy nieznajomy

1.8K 38 3
                                    

Nicolas

Otworzyłem powoli zaspane oczy. Znowu nie mogłem spać tej nocy. Za każdym razem kiedy staram się zasnąć w mojej głowie nawraca ten sam obraz. Głośny huk, mocne szarpnięcie, krzyk kobiety, pisk opon a później tylko ciemność.

W takich okolicznościach po raz ostatni widziałem rodziców. To jedyne wspomnienie, z nimi związane, od ponad 12 lat nie pozwala mi przespać spokojnie całej nocy.

Zazwyczaj budzę się z głośnym krzykiem i płaczem. Chłopaki w sierocińcu mają mnie z tego powodu serdecznie dość, dlatego odkąd tutaj trafiłem, w wieku 4 lat, żaden się ze mną nie zaprzyjaźnił.

Na szczęście po kilkunastu skargach na mnie, za zakłócanie ciszy nocnej, dostałem swój własny pokój więc już nie budzę nikogo w nocy, lecz niestety koledzy dalej czują do mnie urazę.

Czy to z powodu sposobu z jakim obchodzą się ze mną tutejsze opiekunki, czy z powodu posiadania jako jedyny pokoju jednoosobowego, tego nie wiem, ale mimo moich starań żaden nie chce się ze mną zadawać.

Przynajmniej nie w miły sposób. Uznali mnie za idealny obiekt drwin i prześladowań. Mimo, iż przywykłem już do tekstów typu ,,beksa lala'' czy ,,płaczliwy krasnal'' dalej gdzieś z tyłu głowy bolą mnie ich docinki. Przecież to nie moja wina, że jestem mały i chudy. ,,Taka po prostu twoja uroda kochanie'' powtarza mi za każdym razem Pani Erika, moja główna opiekunka.

Jednak pomimo jej słów ja serdecznie nienawidzę swojego ciała. Gdybym był duży i silny, chłopaki wreszcie by mnie zaakceptowali. Miałbym się z kim porozmawiać, z kim spędzać czas. Może nawet ktoś by mnie wtedy zaadoptował?

Lecz niestety, jest jak jest. Nie mam nawet co marzyć o adopcji a za jedyne towarzystwo służą mi książki. Już parę lat temu pogodziłem się ze swoim losem. Doczekam tutaj pełnoletności a później wyjadę, jak najdalej stąd. Gdzieś gdzie będę mógł zacząć nowe życie.

Wstając z łóżka usłyszałem odgłosy szpilek stukających o drewniany parkiet. Zerwałem się na równe nogi stając przy szafie, tak zawsze kazano nam oczekiwać pojawienia się opiekuna. Nie myliłem się, ktoś zbliżał się do mojego pokoju. Parę chwil później drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem a ich progu dojrzałem Panią Erikę.

- Nikoś skarbeczku, przyszykuj się ładnie i szybciutko zejdź na śniadanie. Zaraz przyjdzie was obejrzeć pan Evans i kto wie może to twój szczęśliwy dzień i w końcu ktoś cię adoptuje - powiedziała z uśmiechem na ustach Pani Erika, kobieta w średnim wieku o kręconych rudawych włosach i bladej cerze.

- Przecież dzień adopcji jest dopiero za tydzień, poza tym mnie i tak nikt nie będzie chciał - odpowiedziałem cicho, spuszczając głowę.

- Tak, ale ten Pan bardzo chciał was dzisiaj obejrzeć i nie opowiadaj bzdur, masz taką samą szansę na adopcję jak inni chłopcy - powiedziała podając mi wieszak z mundurkiem sierocińca, którego wcześniej przy niej nie dostrzegłem. - Ubieraj się szybko i wejdź do jadali, on tutaj będzie za 20 minut - odparła wciskając mi w ręce ciuchy, po czym wyszła zamykając za sobą drzwi.

Obejrzałem swój mundurek, ten sam który za każdym razem każą nam zakładać w dniu adopcyjnym, aby żaden nas się nie wyróżniał i miał taką samą szansę na adopcje. Nie chciałem go zakładać, kojarzył mi się on z bólem odrzucenia jakiego doświadczyłem już nie raz ze strony potencjalnych rodzin adopcyjnych.

Nie miałem jednak wyboru, jedyną i najważniejszą zasadą respektowaną tutaj przez opiekunów był całkowity zakaz nieposłuszeństwa. Gdyby ktoś zauważyłby, że nie ma mnie w jadalni, a na pewno ktoś by zauważył, spotykałaby mnie bolesna kara, której wolałbym uniknąć.

Raz tylko taką dostałem, w wieku 7 lat, gdy nie chciałem zjeść do końca obiadu. Opiekunka tak mnie zlała, że przez następnych parę dni nie mogłem usiąść na tyłku. Od tamtej pory się pilnowałem, starałem się unikać problemów i jak najrzetelniej wykonywać powierzone mi zadania.

Dlatego więc, mając wizję kary przed oczami, szybko się przyszykowałem, ubrałem mundurek i skierowałem się w stronę jadali.

Stojąc w wejściu na salę dostrzegłem już wszystkich chłopaków z sierocińca siedzących na swoich miejscach. Przed sobą każdy miał już podane śniadanie i rozmawiając miedzy sobą czekali na pojawienie się opiekunów i dyrektora.

Nie można było zacząć jeść jeżeli w pierwszym stole w jadalni nie zebrali się wszyscy dorośli, a dyrektor oficjalnie nie rozpoczął posiłku. Złamanie tej zasady również kończyło się karą.

Podszedłem więc do swojego miejsca, na końcu jednego ze stołów, i usiadłem przed podanym śniadaniem. Dwie kromki chleba z dżemem, herbata i zielone jabłko. Wow dyrektor chyba chce się przypodobać temu mężczyźnie, nigdy, przez całe 12 lat, nie dostaliśmy takiego śniadania. Zazwyczaj składało się z brejowatej owsianki i szklaki wody.

W sierocińcu nie karmiono nas dobrze. Dostawaliśmy tyle jedzenia aby zaspokoić głód, ale żadnemu z nas nigdy go nie wystarczało. Zawsze po posiłku wychodziliśmy z jadalnymi głodni. Dlatego każdy chłopak tutaj był chudy, jednak ja byłem najchudszy z nas wszystkich. Mimo, iż za każdym razem, oprócz tej akcji z obiadem 9 lat temu, dojadałem posiłki do końca nie mogłem przybrać na masie. Przyzwyczaiłem się już do tego stanu rzeczy.

Z rozmyślań wybudziło mnie pojawienie się dyrektora, który o dziwo przyszedł dzisiaj na śniadanie tylko z jednym, obcym mi mężczyzną. Był on bardzo wysoki, miał ciemne brązowe włosy, ułożone na żel. Ubrany był w proste czarne, garniturowe spodnie, białą koszulę i kamizelkę w jasnym zielonkawym odcieniu. Czy to ten cały Pan Evans? Czy to właśnie on chce kogoś dzisiaj zaadoptować? Idąc w ślad za innymi chłopcami wstałem z krzesła.

- Dzień dobry Panie dyrektorze - powiedzieliśmy wszyscy na raz.

- Witajcie chłopcy, możecie zacząć posiłek. Smacznego - powiedział dyrektor Grayson, starszy mężczyzna z siwą brodą i okularami na nosie. Usiadł on na swoim krześle, ręką wskazując siedzenie obok, na którym po chwili usiadł tajemniczy nieznajomy.

Usiedliśmy wszyscy z powrotem na krzesła, zaczynając jeść śniadanie. Podczas posiłków nie wolno było nam rozmawiać. Słychać więc było tylko odgłosy przeżuwania i popijania herbaty. Dyrektor wraz z tym mężczyzną nic nie jedli. Co jakiś czas tylko wymieniali po cichu zdania miedzy sobą, przyglądając się nam.

Zjadłem śniadanie jako jeden z pierwszych. Bezszelestnie podniosłem się z krzesła trzymając w rękach pustą tackę z talerzem i kubkiem. Skierowałem się w stronę okienka do ich oddawania, kiedy mój wzrok spotkał się ze wzrokiem nieznajomego. Jego piękne zielone oczy wpatrywały się we mnie, a ja tak się w nich zatraciłem, że nie dostrzegłem na czas stojącego przede mną Roberta, który również zamierzał oddać swoją tacę.

Wpadłem w plecy chłopaka, a resztki mojej niedopitej herbaty wylały mu się na sweter. Natychmiast obrócił się w moim kierunku i pchnął mnie z całej siły do tyłu.

***

Ufff pierwszy rozdział za nami. Mam nadzieje że kogoś zainteresowały losy Nicolas'a i czekacie na więcej.
Następny rozdział pojawi się w przyszłym tygodniu, najprawdopodobniej w środę.

Wesołych świat i do następnego! Buziaczki Dominika <3

I'll be a good boyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz