35. Grzeczni chłopcy się tak nie zachowują

1.1K 65 17
                                    

Lucas

- Czy możesz mi wytłumaczyć dlaczego biegasz po szpitalu, zamiast rozmawiać z panią doktor tak jak mi obiecywałeś? - zapytałem surowo, chociaż w rzeczywistości bardziej byłem zaniepokojony niż zły.

- Chce do domu - wypłakał jedynie i usiadł zrezygnowany na podłodze wycierając rękawem sweterka płynące łzy.

- Wrócimy do domu kiedy skończysz wizytę u doktor Paige - oznajmiłem, na co Nicolas jeszcze bardziej się rozpłakał.

Złapałem go pod pachami i posadziłem na pobliskim krześle, samemu klękając tuż przed nim. Z kieszeni spodni wyciągnąłem opakowanie chusteczek i przetarłem jedną jego mokre policzki.

- Powiedz mi co się dzieje - poprosiłem zmartwiony.

- Ona... Ona pytała o... o David'a. Ja nie chce... Nie chce o nim roz-rozmawiać - odpowiedział łapiąc ciężko oddechy.

- Rozumiem, że trudno ci wracać do tych wspomnień, ale właśnie po to tutaj przyjechaliśmy. Aby pani doktor pomogła ci się z nimi uporać - przypomniałem mu spokojnie.

- Tatusiu chce do domu! Proszę! Nie chce z nią o tym rozmawiać! - wykrzyczał błagającym i płaczliwym tonem a ja już wiedziałem, że nasz dalszy pobyt tutaj nie miałby dzisiaj sensu.

Zadzwoniłem po Peter'a i Harrego, którzy przyjechali tutaj z nami, i poprosiłem, aby zabrali Nicolas'a do samochodu. Kiedy malec był już z nimi, sam poszedłem z powrotem do gabinetu 705, w którym czekała zdezorientowana lekarka.

- Znalazł go pan? - zapytała, gdy tylko pojawiłem się w drzwiach.

- Tak, moi ochroniarze zabrali go do auta. Myślę, że starczy mu terapii jak na jeden dzień - oznajmiłem a kobieta przytaknęła na to stwierdzenie.

- Dzisiaj już nie będę go męczyć, ale Panie Evans on ma poważny problem. Taka długotrwała trauma bez leczenia w jego wieku może wywołać poważne konsekwencje w przyszłości. Nie wspomnę już o tym, że sam Pan mówił, że ma epizody, kiedy bez niczyjej pomocy wchodzi w głęboką przestrzeń a to nie jest dobry znak - poinformowała i przeszła z fotela na obrotowe krzesło przed biurkiem z którego wyciągnęła plik karteczek - Przepiszę Panu odpowiednie leki, może je pan przemycić rozpuszczone w napoju czy podać wraz z posiłkiem, ale ważne aby trzymał się Pan odpowiednich godzin ich przyjmowania. Wypisze to Panu wszystko tutaj - mówiła nie odrywając wzroku od kartki - Poczekamy tydzień, zobaczymy jak Nicolas na nie zareaguje i wznowimy nasze spotkania, gdy tylko będzie na to gotowy - wstała i podała mi receptę ze wskazówkami.

Grzecznie podziękowałem kobiecie za dzisiejszą wizytę i zabrałem nasze rzeczy z pomieszczenia. Zanim wróciłem na podziemny parking, wykupiłem przepisane leki w szpitalnej aptece a kiedy zbliżałem się do swojego samochodu po dużej, prawie pustej przestrzeni, rozbrzmiewał odgłos śmiechu moich ochroniarzy.

- Strzelili samobója?! Nie żartuj Harry! Żadna tutejsza drużyna nie jest aż tak do dupy! - Peter śmiał się głośno co jakiś czas zaciągając sie papierosem.

- Nie żartuje! Kurwa postawiłem na nich 100 dolców, a ci takie akcje odpierdala...

- Gdzie jest Nicolas? - zapytałem przerywając tą jakże ciekawą dyskusję a Peter momentalnie upuścił z rąk papierosa przygniatając go butem.

- Śpi w Pana aucie szefie - odpowiedział Harry prostując plecy - Nie mogliśmy go uspokoić, cały czas płakał za Panem, ale dałem mu smoczka ze schowka i w końcu zasnął.

I rzeczywiście na tylnym siedzeniu mojego samochodu Nikoś spał pod kocem powoli ssąc smoczka a za poduszkę służyła mu złożona kurta Peter'a.

Moje serce trochę się uspokoiło, gdy maluszek był już przy mnie i pochylając się nad nim pocałowałem go w skroń i zapiąłem pasem bezpieczeństwa.

I'll be a good boyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz