Midnight

27.5K 1.6K 86
                                    

Wey heyy<3 znalazłam sposób na to by częściej dodawać rozdziały! Piszę na komórce w notatniku, mogę to rb wszędzie. W sql na lekcjach, na przerwach, gdy wracam do domu, gdy jadę gdzieś i wgl ZAWSZE xd Tak więc macie tu nowy rozdział :*****


--Nie powinnaś tu być -powiedział podchodząc do mnie i lekko przygryzł wargę, tak jakby nad czymś się zastanawiał.
-Zaryzykuję - odparłam przybliżając się do niego. Znajdowałam sie kilka centymetrów od chłopaka, a już czułam bijące od niego ciepło.
Nie odpowiedział, za to spojrzał na mnie tymi swoimi niebieskimi oczami tak, jak pustelnik patrzy na szklankę wody. Widziałam w nim pożądanie. Po chwili jego ręka znalazła sie na mojej tali zdecydowanie przyciągając mnie do siebie bliżej. Nie wiedząc co zrobić, owinęłam ręce wokół jego szyi. Teraz staliśmy twarzą w twarz.
Byliśmy na dworze, przed jego domem w sierpniową noc. Przez brak jakiegokolwiek światła ledwo widziałam jego twarz, ale to tylko mi pomagało, bo łatwiej się rozmawia z kimś, kogo się nie widzi.
-Wiesz, że to nie będzie trwać wiecznie- powiedział nagle. Zaczęłam bawić się jego włosami na karku próbując zrozumieć o co mu chodzi.
- Nic nie trwa wiecznie- odparłam starając się by w moim głosie można było usłyszeć tylko obojętność.
Brunet zmarszczył brwi na moje słowa.
- Mówię o mnie. -czułam jak lekko zaciska ręce na mojej talii, co znaczy, że się denerwuje. - Jannie, nie mam pojęcia jak to zrobię, ale wrócę.
Patrzyłam w jego szafirowe oczy z niedowierzaniem.
-Naprawdę? - zapytałam czując jak zły zbierają mi się w o czach. Właściwie to nie wiedziałam do końca dlaczego płaczę. Z tęsknoty, ze szczęścia, czy z miłości do niego. Pewnie ze wszystkiego razem.
-Naprawdę -zapewnił, a jego prawy kącik ust nieznacznie się podniósł. Poczułam jak na mojej talii kręci kciukiem małe kółeczka. Zaraz potem przybliżył się do mnie. Moje serce przyśpieszyło na myśl o tym, że zaraz mnie pocałuje. Ale on musnął swoimi ustami moje czoło.

A potem się obudziłam.
Byłam cała mokra i zdyszana. Tak było niemal codziennie. Śniłam o nim cały czas. Usiadłam na łóżku i zapaliłam główne światło w sypialni. Nie miałam jeszcze lampki nocnej, wiec musiałam znieść te niemiłe uczucie przyzwyczajania się do światła. Po krótkim namyśle poszłam do kuchni po szklankę wody. Nalewając ją patrzyłam na nocne życie miasta przez okno, bo miałam z niego doskonały widok na ulice. Co jakiś czas przejeżdżał samochód, świeciły też latarnie uliczne, ale nie widziałam żadnego przechodnia. Sącząc w ciszy wodę postanowiłam się przejść. Okryłam się moją ulubioną śliwkową bluzą i zarzuciłam na siebie kurtkę dżinsową, w której kieszeń włożyłam portwel i gaz pieprzowy. Dostałam go kiedyś od taty, wtedy mi się nie przydawał, ale odkąd Nick odszedł, został moim najlepszym kumplem gdy szwędałam się po mieście.
Wyszłam z mieszkania, zamknęłam drzwi, najciszej jak umiałam zeszłam po schodach, by nikogo nie obudzić i wyszłam z bloku prosto na ulicę. Było parę minut po północy (co odczytałam z zegara na pałacu kultury). Szłam przed siebie z ręką w kieszeni i palcem na spuście cały czas gotowa obronić sie gazem pieprzowym. Ulice były niemal puste, co minutę przejeżdżał obok mnie jakiś samochód, więc nie było dużego ruchu, co mnie zdziwiło bo znajdowałam się w centrum miasta. Szłam przed siebie bez konkretnego celu. To mnie uspokajało. Taka cisza i zimny powiew powietrza na twarzy. Coś cudownego. Po jakimś czasie doszłam do sklepu spożywczego. Postanowiłam zrobić małe zakupy. Kupiłam oreo, (nigdy mu się nie oprę) wodę, gumę do żucia (miałam małe uzależnienie) i bułkę drożdżową. Nie ma to jak śmieciowe jedzenie o północy. Wyszłam ze sklepu i powędrowałam do bloku. Szłam ciemnym chodnikiem patrząc na oświetlone budynki, kiedy usłyszałam jakiś szelest za mną. Ukradkiem spojrzałam w tył i zobaczyłam chyba mężczyznę idącego za mną. Trochę się zaniepokoiłam, ale przecież nie tylko ja mogę wychodzić o północy z domu. To nic dziwnego. A przynajmniej tak myślałam dopóki facet nie przyspieszył. O cholera. Nie musiałam się odwracać, bo czułam go tuż za sobą. Spokojnie, spokojnie, może mu się śpieszy, a ja za wolno idę i on chce mnie wyprzedzić. Ale mimo to zaczęłam szybciej iść. Rozglądałam się po budynkach, żeby zobaczyć ile drogi mi zostało do mojego bloku. Jeszcze chwila. Nagle poczułam, że on jest naprawdę tuż za mną . Cholera, on mnie ma na wyciągnięcie ręki. Kurwa kurwa kurwa. Nie odwracaj się . Nie odwracaj. Oh on i tak wie że go widziałam. Spojrzałam w tył. Był tuż za mna, wyciągał w moją stronę rękę. Nie myśląc za dużo wyrwałam się do ucieczki. Desperacko pragnęłam się gdzieś schować. Biegł tuż za mną. No nie, o cholera, już po mnie. Biegłam najszybciej jak umiałam. Serce omal nie wyskoczyło mi z piersi. W końcu dobiegłam do bloku. Szybko otworzyłam furtkę i wbiegłam po schodach do mieszkania. Zamknęłam drzwi na kilka spustów, przysunęłam też do nich fotel na wszelki wypadek. Cholera, czego on ode mnie chciał? Dlaczego mnie gonił? Może mnie z kimś pomylił? Ugh. To był głupi pomysł. Szwędanie się po mieście w nocy nie jest dobrą alternatywą. Zamknęłam wszystkie okna i zapaliłam światło. O cholera, teraz on wie, gdzie mieszkam. Szybko zgasiłam światło, żeby przynajmniej nie zobaczył na którym piętrze jestem (jakby to miało w czymś pomóc) i zaczęłam szukać latarki. Zapaliłam ją , wzięłam komórkę i trzęsącymi się rękami wybrałam numer do Nicka. Nie miałam go w kontaktach, ktoś go usunął, ale znałam jego numer na pamięć. Nauczyłam się go, gdy zmieniałam telefon i przepisywałam wszystkie numery. Usłyszałam pierwszy sygnał, drugi, trzeci.. Cholera, nie odbierał. Włączyła się sekretarka. Czemu go nie ma, gdy go potrzebuję?! Tak bardzo chcę żeby tu był!
Chwila.
Sekretarka powiedziała, że mogę nagrać wiadomość, a nie jak poprzednio, że nie ma takiego numeru.
Postanowiłam mu się nagrać.
-Nick! Gdzie ty do cholery jesteś?-zapytałam dusząc szloch. Za wszelką cenę chciałam się uspokoić, ale tym razem nie dałam rady, nie potrafiłam już udawać silnej - Dlaczego nie odbierasz? To ty zabrałeś te rysunki? - miałam tysiąc myśli w głowie, a strach mi nie pomagał się ogarnąć -Czemu odszedłeś?! Nie rozumiesz, że cię teraz potrzebuję?! - zaczęłam płakać. Wciąż czułam adrenalinę po ucieczce, ledwo stałam , bo nogi miałam jak z waty. Nie miałam już siły. Usiadłam na podłodze pod ścianą. - Nick, ktoś mnie gonił- powiedziałam szeptem. Pociągnęłam nosem. - Proszę wróć- jęknęłam resztkami sił i odłożyłam telefon. Objęłam się rękami cały czas trzęsąc się jak ciułała i kompletnie wykończona zasnęłam.

*Miesiąc później*

-Co robisz? - nagle tuż za mną znalazł się Harry.
Kupiłam sobie duże płótno 100x100, bo miałam taką ochotę, ale za nic w świecie nie wiedziałam co na nim namalować, więc siedziałam tak przed nim po turecku dobrą godzinę i zastanawiałam się czym i jak zapełnić tą pustkę.
-Myślę - mruknęłam nie odwracając wzroku od płótna.
-I prawidłowo. Ale dokończysz myślenie później, bo objad wystygnie. - powiedział. Odwróciłam się do niego zdziwiona.
-Umiesz gotować ? - zmierzyłam go wzrokiem. Nie mogłam w to uwierzyć, że ruszył tyłek i zrobił coś pożytecznego.
-Zamówiłem chińszczyznę- sprostował.
Cóż i tym nie pogardzę.
Wstałam z podłogi, trochę się porozciągałam, bo siedzenie bez ruchu przez dłuższy czas nie działa na mnie dobrze, i poszłam zjeść.
Harry mieszka ze mną od 3 tygodni. Nie powiedziałam mu, że ktoś mnie gonił, co prawda czasami czułam, że ktoś mnie obserwuje, ale zwalałam to na zmęczenie i przewrażliwienie. Postanowiłam to ignorować. Oczywiście kupiłam sobie pistolet na gaz i drugi gaz obronny, ale to tylko na wszelki wypadek. A co do Nicka.. Cały czas się nie odzywał, dzwoniłam do niego co wieczór, co może wydawać się bez sensu, ale nie traciłam nadziei. Nie mogłam stracić nadziei. To by mnie zabiło. Zoe radziła mi zaprzyjaźnić się bliżej z Harrym, twierdziła, że czekanie na Nicka jest bez sensu. Ona, jak z resztą wszyscy uważali, że on nie wróci. Ale ja nie potrafiłam tak łatwo odpuścić. Cały czas go rysowałam, nie potrafiłam przestać o nim myśleć. Był pierwszą rzeczą, o której myślałam gdy się budziłam i ostatnią kiedy zasypiałam. Nie mogłam się poddać, wiedziałam, że kiedyś będę musiała zawalczyć o własne szczęście, ale nigdy nie przypuszczałam, że to będzie takie trudne. Bo przecież nie mogę nic zrobić, a dzwonienie do niego i nagrywanie się mu w niczym nie pomaga oprócz tego, że przynajmniej czuję, że coś robię.
No chyba, że.... spróbuję go zwabić.



Jak myślicie, jak Jane spróbuje go zabić? Xd (jak to brzmi)^^ kolorowych i erotycznych snów :***

UprowadzonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz