Rozdział dwudziesty trzeci.

61 7 3
                                    

Ethan

       Byłem pewien, że dziewczyna coś kombinowała. Jednak było jeszcze zbyt wcześnie, abym zorientował się co. Clarie z pewnością zauważyła coś już rano. Gdybym tylko z nią porozmawiał przed wyjściem nie siedziałbym na zapleczu nielegalnych wyścigów od kilu godzin, których wygraną jest życie. Nie miałem pojęcia, czy zwątpiłem w swoje możliwości, które chyba jeszcze nigdy mnie nie zawiodły. Może zwątpiłem w swoją intuicję albo w to, że uda mi się to przeżyć. Wierzyłem jednak, że moja rodzina już coś z tym robi. Błagałem Boga, aby podczas tej walki byli bezpieczni. Musieli być. 

        Widziałem brutalną śmierć ochroniarzy bazy. Mam ich krew na rękach. Widziałem jak brunetka ich wyżyna. To ja ją tam przywiozłem. Wina leży po mojej stronie, głupca, który wierzył w zmianę dziewczyny, która od zawsze rządziła się swoimi zasadami, a jedynym co ją kierowało w życiu to śmierć. Cieszyła ją. Była szaleńczo w niej zakochana. Etienne nadawała się na mordercę jak mało kto, to trzeba było jej przyznać. Bo Moreno nie miała kręgosłupa moralnego. Zapomniała o jego istnieniu, dając się ponieść chęci zemsty i rozlewu krwi. Jej wejścia od zawsze były tak samo spektakularne. Ale ja już nie chciałem widzieć ani jednego więcej. 

      Nie byłem związany, jednak byłem pilnowany. Siedziałem, bez telefonu, bez komunikatora ani kluczyków. Byłem bez niczego. W dodatku dwóch idiotów pilnowało wyjścia z tej rudery. Byli to typowi ochroniarze takich miejsc, byli zbudowani, ale puści i głupi tak bardzo jak to tylko możliwe. Wiedziałem, że słowami do niczego z nimi nie dotrę, więc siedziałem cicho i czekałem na rozwój wydarzeń. Bo w końcu jakiś musiał być, który nie kończył się moją śmiercią w wyścigu. Wyścigu do nieba. Śmieszny żart, bo żadna osoba z biorących udział nie zasługuje na niebo. Taki tam chwyt marketingowy dla debili. 

       Do pomieszczenia weszła Moreno. Zalotnym krokiem minęła ochronę, która bez żadnego wstydu patrzyła jej na tyłek. Obrzydliwe. Niech jeszcze ją klepną w pośladek i wezmą gdzieś na tyłach. Zwymiotuję. Jednak taka właśnie była Etienne, jeśli musiała płacić, płaciła w naturze. Wiedziałem to. Nie chciałem i żałowałem tej wiedzy najbardziej na świecie. Obrzydzała mnie. Ona i cała otoczka, jaką wokół siebie wytworzyła. 

— Jak tam Romeo, gdzie jest twoja Julia? — zaśmiała się szyderczo, kiedy ja nadal spokojnie siedziałem na jednym z foteli. Nie było sensu, abym do niej wyskakiwał. Znałem zasady w tym świecie. Nie ważne jak bardzo będzie chciała mnie podjudzić, mam siedzieć na dupie, niczym przyklejony do tego cholernego krzesła. Nie uśmiechało mi się wychodzić stąd z obitą twarzą. 

— Gdzieś jest. — wzruszyłem ramionami, a ona przekrzywiła głowę na bok, patrząc na mnie z kpiną. 

— Ty naprawdę uważasz, że jest na tyle mądra, żeby się zorientować co się święci? Nie rozmieszaj mnie. — wyśmiała mnie, a ja przewróciłem oczami. 

      Spokojnie Ethan. Tylko spokój nas uratuje.

...

     Clarissa 

      Jestem najspokojniejszym człowiekiem na świecie i wcale nie otacza mnie właśnie banda pierdolonych idiotów, która ma problem ze spełnieniem najprostszych poleceń, odgórnie wydanych. Ze zdziwieniem skanowałam wzrokiem seryjnych, którzy zachowywali się niczym spłoszone myszki. Nie zrobili treningu. Informatycy udają, że świetnie im idzie, ale Sean wygadał się, że nie mają pojęcia jak podejść do sprawy. Jedyne co zostało spełnione to samochody i motory, przygotowane do drogi. Pokręciłam głową coraz szybciej oddychając. Lottie opadła z emocji i zdążyła się ogarnąć, wracając do pracy. Natomiast widząc jej stan, kiedy zobaczyła jak mają się sprawy, miałam wrażenie, że się popłacze. 

Angelic FuryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz