5 lat później...
- Przestań mnie drażnić, Leonardzie! - krzyknęłam, bo mężczyzna naprawdę wyprowadzał mnie już z równowagi.
- Uspokój się, Rudzielcu – prychnął. - Uznaj, że to poczta. Wchodzisz, odbierasz co musisz i wychodzisz! - przedstawił swój pogląd ochoczo, a ja bez zastanowienia wstałam ze swojego miejsca i na niego ruszyłam.
Nie zdążyłam przejść nawet dwóch kroków, czując mocny uścisk na nadgarstku, a potem poleciałam do tyłu. Opadłam na kolana Ethana, który do razu podarował mi czarujący uśmiech. Nie chciał, żebym zrobiła krzywdę tego dnia komukolwiek, mimo, że powinnam. I on bardzo dobrze o tym wiedział. Złożył na mojej skroni pocałunek, rozluźniając uścisk, abym mogła wygodnie usiąść na jego kolanach. Ja jednak jeszcze chwilę wpatrywałam się w jego szmaragdowe oczy oraz lustrując jego wygląd tego specjalnego dnia. Wyglądał nieziemsko. Ubrany w białą koszulę i dopasowane garniturowe spodnie, a na jego głowie spoczywały okulary przeciwsłoneczne. Prezentował się naprawdę dobrze, przez co trudno mi było odwrócić wzrok od narzeczonego.
- Proszę Cię, nie dawaj mu się sprowokować – szepnął do mojego ucha, a ja westchnęłam. Toczyliśmy ze sobą krótką walkę na wzrok, którą dałam mu wygrać, aby wiedział, że nic nie zrobię. - Dobrze wiesz, że następny tydzień spędzi w naszych domu, nie potrafiąc spuścić jej z oka. - powiedział już głośniej, a ja pokiwałam głową z aprobatą.
Miał rację. Leonard Wood uwielbiał małe dzieci, odkąd zaczęły się one pojawiać w naszej pokręconej rodzinie. Bliźniaki z rodu Cooperów były przez niego wielbione do tego stopnia, że przesiadywał o przyjaciół całymi dniami. Nikt na to nie narzekał, bo młodzi rodzice mieli trochę czasu dla siebie, co nie zmieniało faktu, że obsesja mężczyzny na punkcie małego Charliego i Christiana zaczynała być naprawdę martwiąca.
Każdy pamiętał Leo jako chłopaka, który nienawidził dzieci i uciekał przed nimi na każdych możliwych spotkaniach rodzinnych, uważając je za najgorsze istniejące kreatury. Jakiego doznaliśmy zdziwienia, kiedy Wood od pierwszego wejrzenia pokochał chłopców i od dnia ich narodzin jest najlepszym ojcem chrzestnym, jakiego można sobie wymarzyć.
I właśnie dlatego siedział ze mną i Ethanem w poczekalni ośrodka adopcyjnego, a u jego boku siedziała znudzona jego zachowaniem Renesmee, która miała objąć rolę matki chrzestnej dla naszej córki Cornelii, za którą właśnie czekaliśmy. Podpisaliśmy wszystkie papiery i siedzieliśmy w oczekiwaniu, aż dostaniemy niemowlę. Jakaś kobieta właśnie była z nią w skrzydle szpitalnym, aby ją zbadać i sprawdzić czy wszystko jest okej. Dla mnie, jako przyszłej matki, było to niesamowicie stresujące i czułam, że zaraz zemdleję.
Usadowiłam się wygodniej na kolanach Ethana, a on położył swoje duże dłonie na moich biodrach. I czekaliśmy. W zupełnej ciszy, bo każdy obawiał się odezwać po mojej chęci dokopania przyjacielowi. Czułam jak serce w mojej piersi zaraz wyskoczy. Wiedziałam, że brunet także się stresował, ponieważ jego kolana strasznie drżały. Chwyciłam więc jego dłoń i zacisnęłam w pełnym otuchy uścisku. Dzisiaj był ten dzień. Dzień w którym mogliśmy odebrać naszą córeczkę po wielu miesiącach przygotowań i szkoleń.
Dlaczego zdecydowaliśmy się na taki ruch? Po licznych urazach mojego ciała, mój organizm nie był dostosowany do noszenia ciąży i prawdopodobieństwo na poronienie było na tyle duże, że postanowiliśmy odpuścić. Walczyliśmy z tym faktem i bólem naprawdę długo. Było to dla nas ciężkie. Do dziś w uszach odbija mi się płacz narzeczonego, który leżał na podłodze naszej sypialni, powtarzając mi przeprosiny jak mantrę. Przeprosiny za zniszczenie mi życia tym co na mnie sprowadził. Czekały nas po tym tygodnie terapii. Mój mężczyzna był naprawdę wykończony swoją przeszłością, a ja starałam się mu pomóc jak tylko mogłam. Dlatego to ja byłam osobą, która uznała takie wyjście za adekwatne. Być może dziecko nie miały naszych genów, ale będzie nasze. Będziemy je kochać, wychowywać pomagać. Będziemy jej rodzicami, najlepszymi jakich mogłaby dostać.
I kiedy o tym rozmyślałam, do poczekalni weszła starsza od nas kobieta, która z promiennym uśmiechem trzymała w rękach zawiniątko. Była nim Cornelia. Nasza córka. Spełnienie naszych marzeń, które zapewne zmieni nasze życie, ale sprawi je lepszym.
Przełknęłam ślinę i na miękkich nogach, wstałam. Czułam jak Ethan również to robi. Powoli zbliżyłam się do opiekunki, bojąc się, że dziewczynka się przestraszy. Czułam, że moim ciałem zaraz wstrząśnie szloch. Stanęłam krok przed kobietą i spojrzałam na niemowlę. Była tak piękna! Zakryłam usta dłonią, aby nie wydać żadnego głośnego i niespodziewanego dźwięku. Z oczu zaczęły spływać mi łzy. Na talii poczułam ramię bruneta, który wydawał się poruszony niemal tak jak ja. Ostrożnie wyjęłam ręce w kierunku dziecka, aby ją przytulić.
- Witaj, Cornelio. - przywitałam ją ściszonym głosem, uśmiechając się ciepło. Malutka patrzyła na mnie niczym na ósmy cud świata, a ode mnie natychmiast odeszły wszystkie wątpliwości. Uniosłam ją wyżej, aby mogła zobaczyć twarz Ethana. - To my, twoi rodzice. - wyszeptałam, uśmiechając się do ucha do ucha, a twarz nadal zalewały mi łzy.
To był nasz początek, mimo wielu zakończeń, jakie nas spotkały. Przed nami była długa droga, którą mieliśmy pokonać już w trójkę. Bo nie zostało nam nic oprócz beztroskiego i szczęśliwego życia do samego końca.
Historia Persefony, Hadesa i ich córki Makarii trwała tak przez długie lata, napawana wieloma emocjami, ale mimo to była spokojna. Przeciwności losu zakończyły swoje zadanie, doprowadzając ich do momentu w których ich żegnamy.
Ich historia była pełna miłości, której nieodłącznym przyjacielem jest ból. Jednak to on wszystko kształtuje. Jest twórcą naszych wspomnień, tych dobrych i złych. Prawdziwa miłość jest raną. I tylko tak ją można odnaleźć w sobie, gdy czyjś ból boli człowieka jako jego ból.
KONIEC.
Nie macie pojęcia ile łez wylałam podczas pisania tej historii na przestrzeni ostatnich trzech lat. I właśnie robię to samo. Skończyłam pisać swoją pierwszą, pełną historię. Książka, która ma pewne części mnie, których się nie wyzbędzie. Poświęciłam jej swoje serce i duszę.
Dziękuję wam, że spędziliście ten czas razem ze mną.
Kocham was,
Wasza Persefona.
CZYTASZ
Angelic Fury
Подростковая литератураDRUGA CZĘŚĆ DYLOGII FURII ,,Płacz stał się codziennością, a maska pewności ukazuje najbardziej zakłamaną twarz." Pełne słońce Los Angeles, zaćmiewa mrokiem na znak niebezpieczeństwa. Farbowana blondynka sprowadza kłopoty na siebie i całe miasto, ki...