Ethan
Szybkim krokiem podążałem za grupą lekarzy, trzymając ją za rękę. Zapach szpitala tym razem był odrażający. W krwi płynęła mi śmierć. Stęchlizna. W głowie czułem szum. Nogi były jak z waty, a w oczach powoli zaczęły zbierać mi się łzy. Strzeliła. Obroniła masę niewinnych ludzi, którzy znajdowali się na wyścigach. Swoim kosztem. Poświęciła się. Co skutkowało tym, że byliśmy w szpitalu, walcząc o życie farbowanej blondynki. Dostała w okolice śledziony, przez co bardzo szybko się wykrwawiała. Za szybko. Lekarze nawet nie pytali co się stało, widząc u mojego boku Lottie. Nie wiedziałem jakim cudem miała tyle układów w tym cholernym mieście, ale w takich sytuacjach byłem jej ogromnie wdzięczny. Moja siostra została na recepcji, a ja wraz z lekarzami śpieszyłem na salę operacyjną. Cały czas trzymałem rękę dziewczyny, szeptając do niej, że da radę. Musiała to przetrwać. Czułem się jakbym miał deja vu. To było tak przeszywające uczucie. Nie miałem pewności, nie wiedziałem czy..
— Ethan! — usłyszałem krzyk zza pleców, jednak zignorowałem go. Nadal trzymałem jej drobną dłoń, gładząc wierzch palcami. Wytrzymasz. Dasz radę, młoda. — Kurwa, Ethan! — szarpnięcie. Odwróciłem się, widząc przed sobą twarz Connora. Ta chwila nieuwagi wystarczyła, abym ją zgubił. Nie czułem już jej ciepła. Spanikowany wróciłem wzrokiem przed siebie i ostatnie co widziałem, to zamykające się drzwi sali. Niczym w transie odsunąłem się kilka kroków do tyłu. Moje plecy spotkały się z zimną, szpitalną ścianą. Zsunąłem się po niej. Mój oddech był szybki i nierówny. Przestawałem łapać powietrze. Dusiłem się. Pierwsza łza spłynęła po moim policzku. — Stary.. — czułem jak chłopak siada obok mnie na podłodze. Nie spojrzałem na niego. Nie potrafiłem podnieść głowy. — Ona da sobie radę. Musi. — obiecywał, a moim ciałem wstrząsnął szloch.
"Usłyszałem strzały. Jeden po drugim. Odwróciłem się więc, a to co zobaczyłem, zmroziło moją każdą, najmniejszą komórkę. Blondwłosa dziewczyna, której z głowy opadł kaptur, upadała. Kiedy ciało dziewczyny bezwiednie opadło na ziemię, zacząłem krzyczeć. Renesme zatrzymała się od razu. Spojrzała w tą samą stronę, a ja czułem jak przestała oddychać. Momentalnie. Patrzyliśmy. Żaden z nas nie potrafił się ruszyć. Otępienie. Rozrywający klatkę piersiową ból, który poczułem, był nie do zniesienia. Leżała tam. Nie byliśmy na tyle daleko, aby jej nie widzieć. Bezbronna pomiędzy bandą potworów, która właśnie wybijała siebie nawzajem. Ruszyłem wzrokiem po tłumie i widząc drugie kobiece ciało, z trudem przełknąłem ślinę. Etienne Moreno nie żyła. Była martwa! Ta suka zdechła, więc koszmar powinien się skończyć. Jednak rozpoczął się jeszcze gorszy. Ocknąłem się i włączyłem komunikator w kasku.
— Clarie oberwała! — krzyknąłem, słysząc tępą ciszę. — Odciągnijcie ją na bok. Gdziekolwiek. Zaraz będziemy. — powiedziałem i kiwnąłem głową w stronę ruin do Renesme, która bez zastanowienia ruszyła.
Motor pędził przez pustkowie. Nie patrzyłem nawet na licznik, bałem się tego jaką liczbę tam zobaczę. Chciałem jedynie mieć ją przy sobie. Chciałem mieć blondynkę w swoich ramionach. Musiała być bezpieczna. W niespełna dwie minuty staliśmy już obok ruin. Zeskoczyłem z motoru i nadal z kaskiem na głowie, biegłem w stronę jej ciała. Widziałem młodego, który właśnie ściągał jej ciało na bok. Boże, ochroń ją. Starałem się nie rzucać w oczy, aby też nie oberwać. Tutaj rozpętała się krwawa wojna, której nie dało się zatrzymać. Upadłem na kolana obok chłopaka. Od razu wziąłem ją w ramiona. Jej brzuch okropnie krwawił. Widziałem, że chłopak przykłada do rany moją beżową bluzę, aby zatamować krwawienie. Delikatnie podniosłem blondynkę i szybkim krokiem skierowałem się w stronę reszty grupy. Młodziak szedł ze mną krok w krok.
— Powiedz im gdzie jesteśmy, niech przyślą samochód. — rozkazałem, co ten od razu zrobił. Ja nie miałem rąk na to, aby włączyć komunikator. Zapach krwi zaczynał mnie odurzać. Robiło mi się nie dobrze. McKenzie poruszyła się nieznacznie, co dawało mi nadzieję. Była przytomna. — Hej, słońce. — mówiłem do niej zachrypniętym głosem. W moim gardle była ogromna gula, której nie potrafiłem przełknąć. — Clarie, zaraz będziemy w szpitalu. Nie zasypiaj, błagam. — słowa wypływały ze mnie równo ze łzami. Szeptałem jej, że da radę. To przecież Clarissa McKenzie, ona zawsze dawała radę.

CZYTASZ
Angelic Fury
Teen FictionDRUGA CZĘŚĆ DYLOGII FURII ,,Płacz stał się codziennością, a maska pewności ukazuje najbardziej zakłamaną twarz." Pełne słońce Los Angeles, zaćmiewa mrokiem na znak niebezpieczeństwa. Farbowana blondynka sprowadza kłopoty na siebie i całe miasto, ki...