Rozdział osiemnasty.

89 7 0
                                    

Clarissa

Miesiąc. Dokładnie tyle minęło odkąd wraz z Ethanem powróciliśmy do Detroit. Trzydzieści dni po tym jak odebraliśmy klucze od pani sprzątaczki. Trzy i pół tygodnia temu mój ojciec oddał mi mieszkanie, wyrzekając się go. Nie mnie, mieszkania. Dwa tygodnie minęły odkąd całą naszą ekipę z czasów szkoły średniej zwołałam do ówcześnie ulubionej kawiarni. Wszystko to po to, aby finalnie wylądować w ramionach Nocnego, na narożniku, w moim mieszkaniu, wspólnie oglądających film z Tomem Hollandem na netlifxie. Aby w końcu osiągnąć spokój.

Jednak nadal go nie miałam. W moich myślach gościła sytuacja z osobami, które próbują nas wyeliminować. Wciąż pamiętałam o Connorze Stevensie, który wcale nie okazał się być okropnym gangsterem, za jakiego wszyscy go uważali. Przez ostatni miesiąc Tennesey rutynowo informowała mnie co dzieje się w Los Angeles. Mimo tego, Detroit było spokojne. Nic się nie działo. Zupełnie. I chyba właśnie dla tego nie potrafiłam zaznać swojego własnego spokoju. Było za cicho jak na mnie i moje życie. Chciałam być szczęśliwa, ba! Pragnęłam tego bardziej niż czegokolwiek innego na tym żałosnym świecie. Natomiast do swojego szczęścia nie potrzebowałam spokoju, przytulnego kącika, własnego mieszkania ani ciszy. Do swojego szczęścia potrzebowałam adrenaliny, która za każdym razem wynagradzała mi to chwilą grozy lub momentem przedwczesnej śmierci, która póki co nie doszła do skutku.

Mimo tego, czułam, że to Ethan był szczęśliwy. Od lat pragnął spokoju. Chciał, aby wszystko się ułożyło, żeby wyścigi przestały być częścią jego życia. Chciał rodziny, przyjaciół i ustabilizowania się. Bał się straty mnie, Lottie, czy nawet Williama, którego zaczynał lubić. Nie mogłam mu tego odebrać. Nie chciałam. A jednak moje egoistyczne pobudki zżerały mnie od środka. Czułam wewnętrzny ból i niespełnienie, pomimo tego, że nie jedna osoba z podobną historią do mojej oddała by za to wszystko życie.

Nie mogłam narzekać. Miałam chłopaka, który mnie kochał, dbał o mnie, zabiłby dla mnie i oddał swoje życie za mnie. Miałam przyjaciół, których kochałam, własne gniazdko, do którego mogłam wracać, ukończoną szkołę, którą udało się zdać dzięki egzaminom. Nie martwiłam się o wydatki, bo z pieniędzmi nie miałam problemu.

A i tak czułam ten cholerny niedosyt zapachu śmierci, krwi i kłopotów.

Spojrzałam na chłopaka, który intensywnie wpatrywał się w ekran telewizora. Jego klatka piersiowa unosiła się w rytmicznych ruchach. Czuł się spełniony. Zacisnęłam wargi. Tak bardzo bałam się jego reakcji na moje myśli, jednak musiałam mu powiedzieć. Wiedziałam, że on w takiej sytuacji by mi powiedział. Określił by mi wszystkie obawy, uwagi i opinie na dany temat. Bo mi ufał, a ja ufałam jemu. Nie zdążyłam jednak odezwać się pierwsza.

- Ładnie pachniesz. - skomplementował mnie, a ja zmarszczyłam brwi. Wow. To było tak bardzo bezpośrednie i dziwne, że miałam wrażenie, że się przesłyszałam. Jego wzrok nadal wbity był w telewizor.

- Dziękuję? - bardziej spytałam, niż faktycznie okazałam wdzięczność. Brunet zrobił to zupełnie z nienacka, wyrywając mnie ze wszystkich myśli.

- Lotos.

Co kurwa?

- Słucham? - teraz zupełnie nie wiedziałam do czego dążył. Przeniósł na mnie wzrok, odchylając się, aby móc się do mnie odwrócić.

- Kwiat lotosu. Pachniesz nim. - oświadczył, a ja pokiwałam głową, zaczynając rozumieć.

- Tak, pachne. Skąd wiesz jaki jest zapach kwiatu lotosu? - ta sytuacja wykraczała poza wszelkie normy naszego bycia dziwnymi. Przysięgam, nawet ja czułam się w tamtym momencie nieswojo.

- Nie znam. Widziałem dzisiaj nowy płyn w łazience i pomyślałem, że spróbuję być super romantyczny i zabłysnę.

Przypatrywałam mu się kilka długich sekund bez słowa. Bo tak na dobrą sprawę nie wiedziałam co odpowiedzieć. On tylko patrzył na mnie z cwaniackim uśmieszkiem, a ja widziałam ogniki rozbawienia w jego oczach.

- To było cholernie dziwne. - podsumowałam, kiedy odzyskałam możliwość mówienia.

- Owszem, było. Mimo tego, zadziałało. - pocałował mnie w czoło.

- Co "zadziałało"?

- Przestałaś tak intensywnie o czymś myśleć.

Okej. Teraz byłam w czystym szoku. Ethan rozpoczął jakąś denną gadkę, tylko dlatego, ponieważ zauważył, że coś mnie trapi. Kiedy nawet na mnie nie patrzył! Jakim cudem wiedział coś takiego?

Instynktownie odsunęłam się od chłopaka na bezpieczną odległość, tyle ile mogłam nadal leżąc w jego objęciach. Zmierzyłam go wzrokiem, zwężając oczy i próbowałam znaleźć jakiekolwiek oznaki tego, że jest opętany.

- Okej, czytasz mi w myślach? Jesteś medium? - mój głos ociekała delikatna chrypka, zapewne spowodowana winem, które tego wieczoru piłam. Chłopak zaśmiał się na moje słowa.

- Nie muszę być medium, żeby widzieć, że coś Cię męczy, słońce. Mów. - przyciągnął mnie do siebie, abym ponownie była blisko, i czekał. Czekał na to, aż się otworzę i wyjawię wszystkie swoje bóle, troski i sekrety.

Nasza relacja była dobra.

Trochę zbierałam się do tego, aby zacząć. Bo nawet nie wiedziałam od czego. Było tego wszystkiego tyle, że bałam się czy skończę opowiadać do rana. Chciałam powiedzieć mu wszystko. Od początku do samego końca.  Początek był wyjazdem z Detroit, a koniec.. Końca właściwie jeszcze nie było, bo aktualnie trwaliśmy w jakiejś części tej historii. Wahałam się jednak nad poruszeniem jednej kwestii. Obawiałam się rozmawiać o Connorze. Wiedziałam, że Nocny nie specjalnie za nim przepada. Rozumiałam to. Mógł być zazdrosny po tym, jak spędziłam z blondynem całą noc na masce samochodu. Mimo tego, nigdy między nami by do niczego nie doszło. Jednak wiedziałam o tym ja. Ethan nie koniecznie musiał być tego pewien.

- Obawiam się. Nawet sama do końca nie jestem pewna czego dokładnie. - zaczęłam, a chłopak słuchał mnie uważnie. - Jest spokojnie. Zbyt spokojnie. Sam dobrze wiesz jaki mam charakter oraz, że cały czas bez żadnych zawirowań nie jest w moim stylu.

- Wiem, Clarie. - zgodził się, nadal taksując mnie uważnie wzrokiem. Chyba zastanawiał się nad tym co sensownego odpowiedzieć i w jaki sposób mógłby mi w tym pomóc. - Nie lubisz utopii, bo zaczyna Cię nudzić. A jednak mimo tego najbardziej boisz się straty najważniejszych ludzi w życiu, gdzie z podejmowanym przez ciebie ryzykiem jest ogromna szansa na to, że coś się im stanie. To zbyt duży paradoks, aby temu zaradzić, na tyle, żeby wszyscy byli w stuprocentach zadowoleni.

Miał rację. Rzecz jasna. Wiedziałam o powadze sprawy, jaką stawiałam na szali, ale nadal pokrywałam ciche nadzieję w tym, że uda mi się to rozwiązać bez krzywdzenia kogokolwiek.

Przez kilka następnych minut trwaliśmy w swoich objęciach na kanapie, a wokół panowała bezwzględna, pochłaniająca wszystko cisza. Byliśmy pochłonięci własnymi myślami. We własnych, wyodrębnionych światach, w których panował zarazem spokój, jak i chaos. Brunet poruszył się pierwszy, przyciągając mnie do pocałunku. Bez zastanowienia go oddałam.

Ethan był jedynym spokojem, jaki potrzebowałam w swoim życiu.

...

Miałam skończyć w zeszłym roku? Nie wyszło.

Uwielbiam moje słodziaki.

Pa.

Angelic FuryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz