Rozdział dwudziesty drugi.

78 8 1
                                    

Clarissa

       Miałam wrażenie, że kazanie mi się usiąść było jeszcze gorszym pomysłem, niż jakbym stała. Wysłuchanie tego wszystkiego mając pod ręką tylko tosty, było zupełnie bezsensu. Nie miałam niczego z czym mogłabym wstać i iść popełnić morderstwo ze szczególnym okrucieństwem. A potrzebowałam to zrobić. Natłok informacji, który dostałam przez pół godziny był zbyt duży. Natłok nienawiści, jaką darzyłam teraz brunetkę był zabójczy. I mogliśmy się tego przekonać wieczorem. 

      Od początku wiedziałam, że z tą dziewczyną jest coś nie tak. Jednak nie miałam pojęcia, że okaże się aż tak dużym problemem na naszej drodze. Bo nie mogłam jej nazwać inaczej. Etienne Moreno była zarazą, która rozprzestrzeniała się niszcząc i zabijając. Nie dało się jej zatrzymać, póki się jej nie wytępi. A ja miałam zamiar to uczynić. Wiedziałam jednak, że o wszystkim najpierw musiałabym powiadomić Lottie, która uważnie przyjrzałaby się sprawie i zadecydowała co mogę, a czego nie. Jednak ja obawiałam się tego, że dziewczynie zajmie to za dużo czasu i będzie już zbyt późno. 

     To ona okazała się być przyczyną największego gówna w życiu nastoletniego Ethana. Ona wciągnęła go w wyścigi. Kiedyś już działała w naszej grupie, jednak kiedy przeprowadziła się razem z rodzicami, odeszła. Wróciła tutaj z Ohio. Wróciła, aby wszystkich zniszczyć. Odpokutować to, że nie była doceniana i nikt nie przejął się jej wyjazdem. To ona była jedną z członków grupy, która od wielu tygodni krzyżuje nam plany. Należała do piekła. I tam też skończy. W najbliższej przyszłości. Przyszła do nas jako cholerna wtyczka. Pobierała informacje, przekazywała dalej, niszczyła, paliła, burzyła wszystko co ułożone i dobre. Bo taka już była Etienne. Była zniszczeniem, destrukcją. Dla nie już nie było ratunku. Podczas jednej ze swoich akcji w Ohio miała zabić jednego ze zdrajców. Postanowiła spalić jego dom. Wraz z żoną i dziećmi. Małymi, niczego niewinnymi dziećmi. Wciągała ludzi w wyścigi, narkotyki i zabójstwa bo na tym zarabiała. Destrukcja była jej hobbym. 

        Wyścigi. Chevrolet. Ethan. Heaven race. Przedmieścia. Pieniądze. Dzisiaj. 

— O kurwa. 

— Co? — zapytał Will, patrząc na mnie. Każdy z nich przyglądał się mojej reakcji, która cały czas się zmieniała z każdym nowo zrozumiałym słowem. 

— Ethan wziął kluczyki. — oznajmiłam, a Connor zbladł. Tamta dwójka jednak nadal nie rozumiała. — Dzisiaj jest wyścig do nieba, Ethan wziął kluczyki, pojechał z tą żmiją i ma wrócić w nocy. — tłumaczyłam, aż zrozumieli. — Ale on nie wróci. 

      Jak w transie zerwałam się z krzesła. Pobiegłam do salonu, zgarnęłam telefon i wybrałam numer. Kiedy słyszałam dźwięki wybieranego połączenia wzięłam torebkę, włożyłam tam najpotrzebniejsze rzeczy. Schyliłam się pod łóżko, wyjmując z skrzynki mój pistolet i chowając go za paskiem. Wtedy Lottie odebrała. W głowie niemiłosiernie mi się kręciło. Byłam zupełnie skołowana. Żelazo. Zaraz.

— L-lottie. — zaczęłam z trudem. Usiadłam na łóżku, próbując ustabilizować obraz. — Wyścigi dzisiaj za miastem, te do nieba. Etienne i Ethan pojechali. On nie wróci. — mówiłam hasłami, bo nie było stać mnie na więcej. Nie wiedziałam kiedy obok mnie pojawił się Will z lekami i szklanką wody. Skąd wiedział? Nie zastanawiając się, chwyciłam je i połknęłam. Wystarczyły sekundy, aby wrócił mi rezon.

— Co się dzieje?! — krzyknęła do słuchawki, a Will przejął ode mnie telefon. 

— Jak mogłaś przyjąć Etienne bez sprawdzenia? Wasza przyjaźń zakończyła się wraz z jej wyjazdem, a jeśli Ethan przypłaci za to życiem, osobiście Cię zamorduję. — warknął, po czym się rozłączył. Spojrzałam na niego, kiedy on wpatrzony był w podłogę. Nie uraczył mnie spojrzeniem. Oddał mi telefon i wstał. — No ferajna, jedziemy ratować świat! — wydarł się na całe mieszkanie, a ja wiedziałam, że choćby nie wiem co, muszę to wygrać. 

...

     Znaleźliśmy się w bazie niecałe piętnaście minut później. Informatycy mieli pełne ręce roboty, ponieważ Charlotte zarządziła sprawdzenie wszystkich urządzeń pod pozorem podsłuchu, lub ściągania danych. Panował chaos. Nigdy w życiu nie powiedziałabym, że jedna dziewczyna będzie w stanie zrobić coś takiego. Sean złapał nas chwilę przed windą. Spojrzał na mnie, a ja już wiedziałam, że nic nie jest pod kontrolą. On panikował. 

— Wygram to, Sean. A jeśli to zrobię, ty i Leo wszystko sobie wyjaśnicie. — powiedziałam, a zaraz po tym drzwi od windy zamknęły się, zostawiając zszokowanego mężczyznę samego ze sobą. Ja gram, więc ja stawiam warunki. 

      Podczas jazdy nikt się nie odezwał, nie było o czym. Wszyscy wiedzieli jak wygląda sytuacja i w jakiej pozycji jesteśmy. Chyba uznaliśmy, że przemilczenie będzie najłatwiejszą formą obrony. I słusznie. Łatwiej było się skupić. Kiedy znaleźliśmy się na odpowiednim piętrze, wcale nie okazało się być lepiej. Wszyscy postawieni wyżej również latali między sobą niczym ogłupieni. Gdyby nie powaga sytuacji, byłabym w stanie się z tego zaśmiać. 

      Powoli i stanowczo mijałam korytarz. Otwarte drzwi od biur, mnóstwo ludzi wokół. Jedyne najspokojniejsze miejsce wokół, którego nikt się nie kręcił to biuro Lottie. Drzwi były zamknięte, a wokół nich ani jednej duszy. Przyśpieszyłam więc kroku. Bez zapowiedzi wpadłam do pomieszczenia. Dziewczyna stała przed szklaną ścianą, obserwując wjeżdżające i wyjeżdżające pojazdy. Wiedziałam, że miała ciche nadzieje, że wśród nich znajdzie się żółte camaro. Ja również miałam taką nadzieję. 

— Wzięłaś leki? — spytała, a ja spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Odwróciła się do mnie ze spokojem. Jednak się nie odezwałam. Bo pierwsze co zobaczyłam to wielka, zakrwawiona szrama na policzku dziewczyny. 

— Była tutaj. 

— Była, groziła, wymordowała połowę ochrony, okradła bazę danych, robi za wtyczkę dla piekielnych. — wymieniała, a mi zaczęło się robić słabo. — Ma kody do bram i wejścia, więc wszyscy robią wszystko, aby jak najszybciej je zmienić i zniwelować zagrożenie. Nie mam pojęcia, gdzie jest mój brat, ani Leo czy Sanchezowie. Więc, do kurwy nędzy, odpowiedz mi, czy wzięłaś te cholerne leki? — uniosła się, a ja przełknęłam ślinę i pokiwałam głową, aby potwierdzić. — Dobrze. Dobrze, dobrze. —mruknęła do siebie, siadając za biurkiem. Potrząsnęłam głową, aby się ogarnąć. Nie radziła sobie, więc ktoś musiał zrobić to za nią. Podeszłam do niej i odsunęłam jej fotel, aby umożliwić sobie dostęp do mikrofonu. 

— Zebranie naczelników specjalizacji w biurze głównym, teraz. — ogłosiłam. Po niespełna półtorej minuty wszyscy się zjawili. Było ich pięciu. Spojrzałam na wszystkich po kolei, i uznałam, że są niegroźni. — Tak więc, dzisiaj dowodzenie przejmuję ja. Nazywam się Clarissa McKenzie i otwieram operację eliminacji destrukcji. Rozpoczniemy od sprawdzenia co zniknęło z bazy danych, przeszukaniu monitoringu całego budynku. Dalej prosiłabym o przygotowanie i zwołanie wszystkich dostępnych seryjnych, jacy mogą się zjawić oraz zrobić szybki trening. Zezwolenie na broń białą i palną niższej półki. Technicy natomiast mogą zająć się udoskonaleniem łączy oraz uodpornić je na podsłuch. Mechanicy przygotują samochody i motory. Ochrona natomiast stara się wysłać kondolencje dla rodzin zamordowanych ochroniarzy i obstawić budynek najsilniejszymi. Spotkanie ogólne za godzinę, dziękuję. — moje rozkazy były proste, stanowcze i nie wnoszące sprzeciwu. Wiedziałam co robię. Nie kierowałam się emocjami, co było najważniejsze. 

      Kiedy biuro opustoszało, odwróciłam się do Connora i Tennesey, którzy uważnie mnie obserwowali. Byłam w stanie stwierdzić, że nawet wzbudziłam w nich podziw. Miłe uczucie w nieodpowiedniej chwili. 

— Tenny skontaktuj się proszę z Leo i Sanchezami. — w jej dłoni telefon pojawił się błyskawicznie. — Ty natomiast, wyszukasz mi GPS Chevroleta Ethana. Wystarczy Ci hasło dostępu do auta? — spytałam Connora, a on skinął głową. — Idealnie. 

       Wtedy już wiedziałam, że rozpoczęła się wojna. Przypomniało mi się, jak ostatnio narzekałam na brak adrenaliny w życiu, pożałowałam tego od razu. Byłam pewna jednego, niezmiennie. 

       Etienne Moreno pożałuje swoich czynów i trafi za nie prosto do piekła, które z upragnieniem ją wyczekuje. 

...

Coraz bliżej do końca.

Angelic FuryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz