Rozdział piętnasty.

113 9 2
                                    

Clarissa

W końcu zgubiliśmy samochód pędzący za nami. Wyścig ten trwał dobre dziesięć minut. Dawno zjechaliśmy z trasy, która prowadziła nas do Detroit, a jednak żaden z nas nie się tym nie przejmował. 

Staliśmy właśnie na jakimś opuszczonym parkingu i czekaliśmy, aż jakimś dziwnym trafem pojawi się tutaj Will. Nadal nie dopuszczałam do siebie tego, że dwójka mężczyzn potrafiła zapomnieć o swoich wzajemnych żali ze względu na mnie. Było to nieprzewidywalne w ich przypadku. Opierałam się o maskę Chevroleta, którego tak bardzo wielbiłam, kiedy na parking wjechał czarny Jaguar z piskiem opon. Zanim zdążyłam zacząć panikować, zrozumiałam, że to William i znacznie się rozluźniłam. Spojrzałam na bruneta stojącego obok mnie, sprawdzając czy wszystko z nim w porządku. Stał tam zupełnie nie wzruszony, czekając na jakikolwiek ruch ze strony drugiego mężczyzny. Kontrolował się. Był idealnie spokojny. 

Samochód zatrzymał się niemal u naszych stóp. Po chwili przednie drzwi czarnego Jaguara otworzyły się, a naszym oczom ukazała się zmęczona twarz mężczyzny i jego zupełny nieład włosów. Widać, że dopiero co wstał. Nasz wzrok spotkał się, na co on zareagował tylko aroganckim uśmiechem, trzasnął drzwiami i podszedł do bruneta. Zbili piątkę i zaczęli dyskutować. 

Zbili piątkę, kurwa mać, jak przyjaciele. 

Przyglądałam się temu w nie małym szoku. Nie chciałam widzieć swojej miny, bo wiedziałam, że była komiczna. Kilka sekund wpatrywałam się w miejsce zbicia piątki, nie dowierzając. Przecież oni niespełna kilka miesięcy temu potrafili się powybijać, pokroić na kawałki i zjeść, jeśli tylko mieliby taką pieprzoną ochotę. To się nie działo, chyba się nie czuję. 

Przestałam wpatrywać się w nieznany mi punkt, wyczuwając, że ta dwójka się na mnie patrzy. Zeskanowałam ich wzrokiem i zrozumiałam, że z pewnością teraz uznali mnie za nienormalną. Ze zmarszczonymi brwiami Ethan patrzył na mnie, jakby szukając powodu mojego zdziwienia, osłupienia i ogłupienia. No wiesz, powietrze nie takie. Kretyni. Tyle się pozmieniało, a ja nie miałam o niczym pojęcia, więc dziwne jakbym nie reagowała na coś tak nierealnego. 

— Clarie, wszystko okej? — spytał, z wyraźnym powątpieniem w głosie. Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo cichy śmiech tego drugiego mnie wyprzedził. Wraz z Ethanem przenieśliśmy na niego wzrok. — Co Cię, kurwa, bawi? 

— To, że ona nie potrafi uwierzyć w to, że się dogadujemy. Przez dobre dwie minuty wpatrywała się w jedno miejsce z wymalowanym szokiem na twarzy. — kpił, a ja przewróciłam oczami. — Mała Clarie jesteś powodem naszej ugody. Nic więcej. — wytłumaczył, wysokim tonem, a ja zwęziłam oczy. 

— Spierdalaj, Wood. — syknęłam i odwróciłam się na pięcie w akompaniamencie jego śmiechu. Potem usłyszałam tylko ciche "Au", kiedy dostał kuksańca w wątrobę od Ethana. I za to kochałam Nocną Furię. 

     Otworzyłam drzwi od strony pasażera w Camaro i sięgnęłam po paczkę papierosów. Wyjęłam jednego, rzuciłam paczkę na siedzenie i zamknęłam drzwi. Oparłam się o samochód, odpalając papierosa i jednocześnie obserwując horyzont. Parking był opuszczony, na zupełnym odludziu. Kilkaset metrów dalej widoczna była stara stacja paliw. Wokół było mnóstwo drzew i innego tego typu gówna. Staliśmy przy głównej drodze, ale natura przysłaniała widok na samochody dla kierowców. Póki co byliśmy bezpieczni. 

     Zastanawiałam się nad tym jak będzie wyglądała reszta drogi do Detroit, w tle słysząc planowanie jej przez dwójkę mężczyzn. Dogadywali się, i mimo, że była to najbardziej zadziwiająca rzecz, byłam z tego zadowolona. Byłam ich iskierką pokoju. Moje ego wzrastało w najbardziej nieodpowiednim momencie. Cóż, za ironia. Byłam po prostu przezajebista. Przerzuciłam wzrok z powrotem na dwójkę mężczyzn, którzy nadal rozmawiali o zaistniałej sytuacji. Zanim zdążyłam im przerwać usłyszałam, że mój telefon wibruje. Wyjęłam go z tylnej kieszeni i spojrzałam na ekran. Ojciec. Kurwa mać. Nerwowo odetchnęłam i szybko wyrzuciłam niedopaloną używkę. Odebrałam.

— Hej, tato. — powiedziałam na przywitanie, delikatnie podnosząc głos, aby reszta wiedziała z kim mam przyjemność. Od razu zarejestrowali to zdanie i podeszli bliżej. 

— Clarisso. — zadeklarował się ostrym głosem, a ja już wiedziałam, że mam lekko mówiąc przejebane. Automatycznie przełączyłam rozmowę na głośnomówiący, a telefon wylądował na dachu samochodu. — Możesz mi wytłumaczyć dlaczego nie wybraliście się do Detroit samolotem? — warknął, a ja zamarłam. Przeniosłam spanikowany wzrok na Ethana, który natomiast spojrzał na Willa. Ten z kolei uniósł ramiona w geście niewinności, zapewniając, że to nie od niego mój ojciec o tym wiem. Odchrząknęłam, aby mój głos brzmiał naturalnie. 

— Razem z Ethanem chcieliśmy pozwiedzać kilka miejsc po drodze, taka wycieczka krajoznawcza, rozumiesz? — wyjaśniłam, panując nad głosem tak mocno jak tylko mogłam. Will w tym samym czasie schował twarz w dłoniach w geście załamania. Chyba mi nie wyszło. 

— Wycieczka krajoznawcza? Od kiedy, do kurwy nędzy, takie wycieczki polegają na uciekaniu przed zbirami? — spytał ironicznie, a ja uniosłam brwi. No to chuj, nie ma co się wypierać, jesteśmy martwi. — I owszem zdaję sobie sprawę, że jestem na głośnomówiącym. — dodał, a ja przymknęłam powieki zastanawiając się jaki nagrobek będzie najlepszym wyborem. 

— Nie mam zielonego pojęcia, tato. Skurwysyny wzięły się znikąd! — próbowałam bronić mojego i Ethana honoru. 

— Język, młoda damo. — zwrócił mi uwagę. — Nie wzięli się znikąd. Po prostu ty i Davis jesteście zupełnie nie uważni. Z resztą William tak samo, skoro dał się w to wciągnąć.

      Moment w którym Wood przeniósł ostry wzrok na telefon, był tak ekstremalnie szybki, że nawet go nie zarejestrowałam. Wtedy już nie wytrzymałam i po prostu parsknęłam śmiechem. Zupełnie niemożliwie, nierealna sytuacja, która potrafi zdarzyć się tylko nam. Zepsutym dzieciakom z Detroit. 

— Okej. Rozumiem, że jesteśmy martwi. Natomiast zastanawia mnie jedno. — dołączył się do rozmowy Nocny. — Skąd wiesz co się stało i z kim jesteśmy? — jego głos zdecydowanie nie brzmiał spokojnie, ani tym bardziej uprzejmie. 

— Mam swoje źródła, które nie powinny Cię interesować, drogi zięciu. — mina jaka wymalowała się na twarzy mojej i Williama wyrażała największy w życiu szok, kiedy Ethan po prostu przewrócił oczami. 

— Mówiłem Ci, że masz tak do mnie nie mówić. — syknął, a ja uniosłam brwi jeszcze bardziej zdezorientowana. 

— Zięciu? — spytaliśmy równo z Williamem, nadal niedowierzając. Wymieniliśmy zdziwiony wzrok, czekając na odpowiedź któregoś z nich. 

— Tak, od dawna traktuję Ethana jako naszą rodzinę, Clarisso. A on dobrze wie, że jest to jego największa klątwa. Nie pakujcie się w kłopoty, miłego dnia. — te trzy zdania wystarczyły, żeby namieszać mi w głowie. Po chwili nastąpił odgłos zakończonego połączenia, a ja wzięłam telefon z dachu samochodu. 

     Największa klątwa?

...

    W końcu jest, wiem, super!

    Mam wielkie nadzieję, że wam się podobało. 

   Do następnego! 


Angelic FuryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz