Rozdział piąty.

350 20 4
                                    

— Nie ma opcji, drogie dziecko. — powiedział stanowczo, a ja westchnęłam i oparłam się o zagłówek fotela, który znajdował się w moim mini pokoju. Moja współlokatorka spała w salonie, kiedy ja próbowałam załatwić sobie urlop. — Dobrze wiesz jak aktualnie wygląda sytuacja. Jeden fałszywy ruch i wszyscy jesteśmy martwi. — podsumował swój wcześniejszy monolog, na co ja wywróciłam oczami. Zwróciłam wzrok za mężczyznę, który siedział na moim łóżku. Wyjrzałam przez okno, widząc jedynie ostatni zarys słońca gdy chowało się ono za horyzontem przygotowując mieszkańców miasta na czas nocny. 

— Potrzebuję odpocząć, Mark. To wszystko ostatnio mnie przerasta. — wyrzuciłam z siebie słabo i wróciłam wzrokiem na swoje ręce, które oplatały moje kolana. Siedząc skulona czułam większe bezpieczeństwo. 

— Wiem to, ale możesz odpocząć tutaj. Wtedy oboje będziemy pewni, że nic Ci nie grozi. Gdyby coś Ci się stało.. — urwał, a ja zmarszczyłam brwi. Przez kilka minut nie dokończył swojej myśli. Zastanawiał się co powiedzieć, żeby nie przekroczyć stref, które powinny zostać tylko w jego głowie. — Twój ojciec by mi tego nie wybaczył. — skończył, ale nie było to to, co miał powiedzieć. Tę gadkę słyszałam za każdym razem i przychodziła mu ona z cholerną łatwością. Oblizałam usta w skupieniu, kiedy starszy już nie poświęcał mi swojej uwagi. 

     Od ponad trzydziestu minut próbowałam przekonać go na chociaż jeden weekend wyjazdu z tej dziury. Kochałam to miasto, owszem. Jednak od sytuacji w klubie, po którym zostały jedynie szczątki, nie czułam się tutaj tak pewnie jak przed kilkoma dniami. Czułam, że znowu ktoś mnie obserwował. Bacznie śledził każdy mój ruch, jakby wręcz robił zapiski tego co ile chodzę do toalety, co jem i liczył mi kalorie. Popadałam w skrajności, zasłaniałam rolety w całym mieszkaniu. Moja głowa była w tym samym chaosie jak wtedy, kiedy prawie zostałam zamordowana przez kogoś od Sanchez'ów. Chwilami nadal niedowierzałam, że uszłam z tego żywa, a relacje z tymi ludźmi były na zupełnie innym poziomie. Ostatnimi miesiącami wszystko działo się szybko. Nawet bardzo szybko. 

— Słuchasz mnie? — odezwała się czarnowłosa, która nie wiem skąd, pojawiła się obok Wood'a. Nabrałam więcej powietrza do płuc i pokręciłam energicznie głową, wyrywając się z natłoku myśli. Skupiłam wzrok na dziewczynie, która zacisnęła usta w cienką linie, patrząc na mnie z niepokojem. — Miałaś iść do psychologa, Clarie. — przypomniała mi, a ja odchrząknęłam i zaśmiałam się głupio. 

— Nie było ostatnio czasu na to, żeby się umówić. — skłamałam, co było widoczne. Bawiłam się jednym z moich pierścionków na palcu serdecznym, na którym też skupiłam swój wzrok. Dwójka siedzących przede mną również tam spojrzała. Wiedziałam, że mi nie wierzą. Jednak kątem oka zauważyłam, że brwi Mark'a się zmarszczyły. 

— Dlaczego masz iść do psychologa? — zapytał. Zdziwiło mnie to pytanie, ponieważ byłam święcie przekonana, że wiedział wszystko co się działo w ostatnim czasie. Wtedy zdałam sobie sprawę, że Tenny nie informowała wszystkich o moim życiu. Wszystko co widziała, co jej mówiłam, trafiało tylko i wyłącznie do mojego ojca. Przygryzłam dolną wargę, ponieważ poczułam się idiotycznie. Byłam na nią zła, bo żyłam w błędzie, myśląc, że wszyscy wiedzieli o moich tajemnicach, jakie jej zdradzałam. Posłałam jej przepraszający wzrok, a ona od razu zrozumiałam aluzję i pokiwała ze zrozumieniem głową. 

— Wracają mi wiry myślowe. — odpowiedziałam na wcześniej zadane przez mężczyznę pytanie, a jego mina diametralnie się zmieniła. Nie wyglądał już na zamyślonego. Teraz wydawał się bardziej urażony. 

— Nic nie mówiłaś. — zaznaczył niskim głosem, a ja poczułam uścisk w żołądku. Wiedziałam do czego dążył. Był zły, ponieważ złamałam zasadę, jaką kiedyś ustanowił. Jedną z niewielu jakie kiedykolwiek mi wytyczył. Chciał abym informowała go o chociażby najmniejszych zmianach w mojej psychice. Był dla mnie niczym drugi ojciec i doskonale o tym wiedział. 

Angelic FuryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz