Rozdział 5

20 1 0
                                    

Holly, nim weszła do mieszkania, przyłożyła ucho do drzwi i nasłuchiwała. Kilka minut temu odkryła, że na jej dłoniach znajduje się odrobina krwi, z rany, którą otrzymał od niej nieznajomy. Z tego właśnie powodu nie chciała wpaść teraz na Ash'a. Wiedziała, że chłopak nie odpuściłby jej pytań, a może nawet zacząłby z tego powodu panikować. Ona natomiast uważała sprawę za zamkniętą; poradziła sobie z uzbrojonym napastnikiem całkiem nieźle, patrząc na to, że nigdy nie uczyła się żadnej techniki samoobrony. Nie zraniła go oczywiście na tyle, aby go zabić, ale wystarczająco, żeby zapamiętał to spotkanie.

Zdziwiło ją to, że w mieszkaniu panowała kompletna cisza. Nie żeby oczekiwała  stamtąd głośnej muzyki, ale absolutny brak jakiegokolwiek dźwięku także nie świadczył o niczym dobrym.

Wzięła głęboki oddech. Po prostu bardzo szybko pobiegnie do łazienki i  zmyje krew z rąk, a on nic nie zauważy.

Przekręciła klucz w zamku i wpadła do hallu. Błyskawicznie zrzuciła z nóg buty i zdjęła płaszcz. Już miała biec do umywalki, kiedy coś kazało jej przystanąć. Było za cicho. Chłopak nie mówił jej, że ma w planach wyjść, więc spodziewała się, że zastanie go w domu.

- Ash ?- zawołała zaniepokojona. 

W pokoju obok coś zaszurało i do uszu Holly dobiegły kroki.
,,Pewnie pracuje" - uspokoiła się i poszła umyć ręce. Patrzyła jak krew połączona z wodą spływa z jej dłoni. Były już idealne czyste, jednak Holly wciąż je szorowała. Miała wrażenie, że po tym, co zrobiła wciąż miała na sobie jakiś niewidzialny ślad. Nagle ktoś zapukał do drzwi łazienki.

- Chwilę! - zawołała dziewczyna pośpiesznie wycierając dłonie w ręcznik, który od razu wrzuciła do kosza na pranie. Wyszła na korytarz licząc, że zobaczy tam swojego chłopaka, jednak... nikogo tam nie było. Po plecach Holly przebiegł dreszcz. 

-Kochanie?

Cisza. A potem znów szuranie, jakby ktoś szukał czegoś w szufladach. Kobiecie wystarczyła chwila, żeby zdać sobie sprawę, że dźwięki te dochodzą z gabinetu Ashtona. Nie podobało jej się to. Normalnie poszłaby sprawdzić źródło hałasu biorąc na wszelki wypadek pistolet, ale tym razem sytuacja nie była taka prosta. Ktoś, kimkolwiek był znajdował się w pokoju, w którym Ash i Holly trzymali broń.
Telefon dziewczyny został w porzuconej w hallu torbie, więc na pewno nie udałoby jej się zadzwonić po kogokolwiek nie będąc zauważoną. Poczuła, że jej tętno przyśpiesza. Teoretycznie mogłaby wybiec z mieszkania, ale drzwi od wewnątrz otwierało się kodem na panelu sterującym, który przy każdym kliknięciu wydawał z siebie głośny pisk. Intruz, jeśli dostał się do broni mógłby ją wtedy z łatwością zabić. 

Holly weszła z powrotem do łazienki, przekręciła zasuwkę w drzwiach, zgasiła światło i stanęła jak najdalej od drzwi. Po chwili na korytarzu rozległy się kroki. Poczuła, że dławi ją strach. Kroki zbliżały się. Zaraz... dziewczyna  odniosła wrażenie, że kojarzy ten dźwięk. Ciche, krótkie stuknięcia. Wstrzymała oddech. Taki dźwięk mogą wydawać tylko wysokie szpilki. A więc włamywaczem jest inna kobieta. Holly poczuła się pewniej. Jeśli dojdzie do konfrontacji będzie jej łatwiej rozprawić się z nieznajomą biorąc pod uwagę to, że jej buty byłyby sporym utrudnieniem w walce. Jeśli jednak włamywaczka miała że sobą broń palną...
Kroki przeszły na drugi koniec apartamentu i zniknęły w jednym z pokoi. Holly pchnięta jakimś dziwnym odruchem wstała i na palcach pobiegła do kuchni. Na początku chciała wziąć pistolet z gabinetu Ashtona, ale przypomniała sobie, że nie ma pewności czy intruzka nie zabrała go pierwsza. Wprawdzie broń znajdowała się w sejfie, ale nieznajoma miała wystarczająco dużo czasu, żeby go sforsować. Holly wzięła z blatu największy nóż jaki tylko mieli. Lepsza taka broń niż żadna. Idąc w stronę gdzie, ostatnio słyszała kroki, w głowie dziewczyny pojawił się niepokój. Ash powinien być w teraz w domu, a jednak nie ma go tu. Jeśli złodziejka coś mu zrobiła... Holly zacisnęła dłoń na rękojeści noża i podniosła ją wyżej. Delikatnie pchnęła drzwi na przeszklony balkon, gdzie jak jej się wydawało, weszła nieznajoma. BYŁA TAM. Stała przy szybie i patrzyła na rozciągające się pod nią budynki. Miała na sobie czarny damski garnitur i te nieszczęsne szpilki. Przez to, że jej długie włosy były rozpuszczone, Holly nie mogła dostrzec jej twarzy. Przyjrzała jej się jeszcze dokładniej. Doszła do wniosku, że kobieta nie ma przy sobie żadnej  broni.
Przez stres Holly aż zakręciło się w głowie. Teraz albo nigdy. Z całej siły pchnęła drzwi i wpadła to pomieszczenia.

- Mam broń i nie zawaham się jej użyć, jeśli w tej chwili nie opuścisz mojego domu! - wrzasnęła wymierzając ostrze noża w plecy włamywaczki.

Sama nie wiedziała czego się spodziewała. Może tego, że nieznajoma ją zaatakuje, zastrzeli, albo po prostu ucieknie, jednak na pewno nie tego, że... zaśmieje się. Nie wzruszona nagłym pojawieniem się Holly nawet nie drgnęła, a na dźwięk jej groźby jedynie zachichotała z pogardą.
Kobieta przygryzła usta ze zdenerwowania.

- Nie wiem, co cię tak bawi, ale jestem śmiertelnie poważna! Mam pełne prawo cię zabić!
Nieznajoma wciąż była odwrócona plecami do Holly. Po chwili leniwie odrzuciła pasmo włosów na plecy. Jej odbicie w szybie było zbyt niewyraźne, aby Holly mogła zobaczyć jej twarz. Po chwili, wciąż nie odwracając się rzekła:

- Obie wiemy, że tego nie zrobisz.

- Ach, tak?! - Holly próbowała ukryć to, jak bardzo się teraz bała. Ta kobieta na pewno miała jakiegoś asa w rękawie. - Na twoim miejscu nie byłabym tego tak pewna!

Obca znów tylko się zaśmiała.

- To zabawne -  powiedziała po chwili wciąż bawiąc się włosami  - dopiero co uratowałam ci życie, a ty, już grozisz mi śmiercią.

- Ty... - Holly czuła się zupełnie zagubiona. Chciała coś powiedzieć, ale zupełnie nie wiedziała co.

Nieznajoma podniosła do góry dłoń w czarnej rękawiczce, na znak, że ma zamiar jeszcze coś powiedzieć.

- Jeśli chodzi o twojego chłopaka, jest bezpieczny. Będzie tu za około pół godziny.

- Co?! - Holly zupełnie zatkało. Bezczelność nieznajomej, jej pewność siebie i to jak wiele wiedziała, było przerażające. - Z resztą wynoś się stąd!

Kobieta westchnęła.

- Ehhh, czemu jesteś aż tak tępa, Holly Anders? Najpierw uratowałam cię przed tym pijakiem, teraz przyszłam do ciebie, aby zapewnić cię, że z twoim ukochanym wszystko w porządku, a ty zamiast mi podziękować odstawiasz tu jakiś dziwny teatrzyk. Jeśli już pofatygowałaś się na tyle, żeby przyjść tutaj z nożem to chociaż go użyj!

- Jeśli jesteś taka odważna, to spójrz na mnie, żmijo! - syknęł Holly. Była już naprawdę wściekła. Tak wściekła, że zupełnie zapomniała o strachu.

- Jak tylko sobie Pani życzy.

W tym momencie wydarzyło się kilka rzeczy naraz. Nieznajoma odwróciła się, Holly oślepił błysk jakiegoś światła, poczuła, że uderzyła o coś plecami a nóż wyfrunął jej z ręki. Upadła? Nie wiedziała.  Po chwili poczuła  ból na prawym  przedramieniu. Światło zgasło, ale ona wciąż nic nie widziała. Próbowała wstać, ale nie mogła. Usłyszała szybkie kroki, a potem nastała ciemność.

UNhollyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz