Kiedy tylko Lucifer wrócił do domu obiecał sobie, że żadna siła nie zmusi go tego dnia do podjęcia jakiegokolwiek wysiłku. Było parę minut po szesnastej a on dopiero co wyszedł z pracy i był zupełnie wyczerpany.
Udał się do kuchni i od razu odszukał w szafce z lekami dwie tabletki przeciwbólowe.
- Mogłem się tego spodziewać - westchnął, popijając je wodą po czym wciąż w eleganckich ubraniach położył się na kanapie.
Próbował zasnąć, ale jak zwykle jego myśli odpłynęły w kierunku spotkania, które czekało go w tę sobotę. Nie był w stanie tego wyjaśnić, ale czuł, że tym razem to coś naprawdę wyjątkowego. Obawiał się tego, co może postanowić Drake. Jeśli miałby być szczery, to wcale nie przeszkadzała mu jej siedmioletnia nieobecność, a nawet przeciwnie. Na samo wspomnienie żywej Robin po plecach przebiegł mu dreszcz. Sposób, w jaki ta kobieta podchodziła do odbierania innym życia był po prostu niewyobrażalny. Lucifer z całego serca pragnąłby móc ją nazwać potworem, wiedział jednak, że nawet to określenie nie byłoby w stanie oddać jej okrucieństwa. Chociaż chłopak w życiu nie wypowiedziałby tego na głos, to twierdził, że sposób w jaki umarła Drake był zbyt łagodny. Strzał w czaszkę to w prawdzie bolesna, ale szybka śmierć. Na wspomnienie ulubionego sposobu zabijania Robin, chłopak aż się skrzywił. Pamiętał doskonale, jak bardzo kochała ona doprowadzać ludzi do szaleństwa poprzez podawanie specjalnej trucizny, wywolujacej halucynacje. Wiedział, że nigdy nie będzie w stanie zapomnieć twarzy jej ofiar, kiedy po kolejnej dawce śmiertelnego płynu wyli z bólu, nie będąc w stanie zaczerpnąć nawet powietrza.
Nigdy nie był w stanie zrozumieć, skąd Drake czerpała tyle nienawiści do innych i chęci do czynienia tak okrutnych rzeczy. Podejrzewał, że mogła podlegać opteniu, jednak wykluczył te opcję po jej śmierci, gdyż demon na pewno wyczułby zbliżające się zagrożenie.
Nie pojmował także działań Holly. W zestawieniu z Robin, ona wydawała się być wręcz święta. Poznał ją najlepiej ze wszystkich członków sekty i wiedział, że skrzywdzenie drugiej osoby przyszłoby jej z ogromny trudem. Chociaż... Ten dziwny błysk w jej oczach, po tym jak w centrum miasta próbowała zastrzelić ścigających ich policjantów był naprawdę niepokojący. Lucifer przez cały czas liczył, że był to efekt wyrzutu adrenaliny.
Wmawiał sobie, że Holly w głębi serca nie jest taka, jak Robin - okrutna i sadystyczna, a przynajmniej miał nadzieję, że tak nie jest. Czuł, że jest po prostu zagubiona i chciał chronić ją przed staniem się tym samym, w co jego samego zamieniła służba szatanowi. Zacisnął dłonie w pięści. Nienawidził tego, co musiał robić i nienawidził przez to siebie. Jednymi rzeczami, które wciąż trzymały go w tej chorej grupie były jego prawdziwe cele. Chciał pozbyć się Robin raz na zawsze i móc nareszcie żyć jak normalny człowiek. Ale przede wszystkim zależało mu na ochronie Holly.
Ledwo o tym pomyślał, usłyszał dobiegający z przedpokoju dzwonek swojego telefonu. Westchnął ciężko i powoli ruszył w jego stronę. Sprawdził numer dzwoniącego i aż uniósł brwi że zdumienia. ,,O wilku mowa".- Halo?
- Hej, słuchaj, masz może teraz chwilę?
- Yyy jasne - odparł zdezorientowany ,,właściwie to akurat o tobie myślałem"
- To super - miał wrażenie, że zdenerwowanie minimalnie zeszło z głosu Holly - Potrzebuję... z kimś pogadać.
- Psychologiem nie jestem, ale zamieniam się w słuch.
- Tylko, że - zawahała się - To nie jest rozmowa na telefon. Może spotkamy się gdzieś na mieście?
Sprawiała wrażenie naprawdę zestresowanej, dlatego Lucifer wiedział, że nie może zostawić jej z tym samej.
- Chętnie, ale jestem w stanie umierania po pracy. Możesz za to podjechać do mnie, jeśli ci to pasuje.
- Oh... - Holly była wyraźnie zaskoczona - okey, tylko wyślij mi adres, dobra?
CZYTASZ
UNholly
General FictionŻycie trzydziestoletniej Holly Anders wydaje się być prawdziwym ,,American dream". Kobieta jest świetnie zapowiadającą się reżyser, ma kochającego chłopaka i stabilną sytuację finansową. Wielu, a nawet sama Holly myśli, że kariera i świat gwiazd sto...