Czas zwolnił. Wszystkie dźwięki, dochodzące z centrum ustały. Byli tylko oni i gotowa do strzału broń. Holly spojrzała Luciferowi w oczy i po raz pierwszy dostrzegła w nich przerażenie. Kłamał czy mówił prawdę? Przez jej głowę przemknęły jak film wszystkie momenty, kiedy faktycznie miał okazję ją zabić. Praktycznie za każdym razem, gdy się widzieli mógłby to zrobić, a jednak wciąż żyła. Musiała podjąć decyzję tu i teraz. Strzelić czy zaufać? Jego słowa miały sens, jednak jeśli okłamywał ją od samego początku, nie byłaby w stanie stwierdzić czy były szczere.
- Idź trzy metry przede mną - warknęła - Ale jeśli okaże się, że to pułapka, mam wystarczająco dużo amunicji, żeby zabić was wszystkich.
Chłopak wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, jednak skinął tylko głową.
Drogę pokonali nic nie mówiąc, dopiero, kiedy tuż przed drzwiami kwatery Holly zabezpieczyła i ukryła pistolet, Lucifer się odezwał.
- Gdyby ktoś pytał, musieliśmy zmylić patrol, który siedział nam na ogonie.
Weszli do środka. To samo przesadnie eleganckie wnętrze i te same drzwi.
Gdy tylko przekroczyli próg pomieszczenia wszystkie oczy zwróciły się na nich. Holly odwzajemniła spojrzenia pozostałych, pamiętając, że nie może się tutaj odezwać. Zajęli swoje miejsca, a po chwili głos zabrała Kimberlee:
- Jak pewnie wszyscy wiecie dzisiejsze spotkanie jest dla nas wszystkich wyjątkowe. To właśnie dzisiaj po raz pierwszy od lat zbierzemy się wszyscy. Robin powróci do żywych.- Na twarzach wszystkich malowało się wyczekiwanie i ekscytacja, jedynie Holly zacisnęła zęby. Miała już dosyć wszystkiego, co związane było z Robin. Kątem oka spojrzała na siedzącego obok Lucifera. Tak samo jak ona nie uśmiechał się, a Holly zauważyła, że zaciska dłonie w pięści. Blefował czy naprawdę nie cieszył się z powrotu Drake?
- W tej książce - kontynuowała Kim, podnosząc ze stołu niewątpliwie stary egzemplarz - znajduje się zaklęcie, którego będziemy musieli użyć. Czy wszyscy macie ze sobą medaliony?
Holly skinęła głową. Reszta też.
- Świetnie. Zanim zaczniemy musicie poznać kilka zasad. Jeśli je złamiecie, nie mogę zagwarantować wam, że wyjdziecie z tego cało.
,,Jak słodko" - pomyślała z całych sił starając się nie skrzywić
- Po pierwsze; będziemy stać w półkolu naprzeciwko tamtego lustra. Pod żadnym pozorem nie możecie spojrzeć się w nie po rozpoczęciu rytuału. Najlepiej będzie, jeżeli wszyscy zamkniemy oczy. Po drugie, nie wolno wam wyjść za usypaną z siarki linię. Po trzecie każdy będzie trzymał świecę, która nie może zgasnąć i po czwarte - musicie powtarzać za mną każde słowo. Czy wszyscy wszystko rozumieją?
Po raz kolejny przytaknęli.
Kim wstała, podeszła do stojącego w najciemniejszym rogu pokoju zwierciadła i narysowała tuż przed nim pentagram za pomocą białej kredy. Po chwili wyjęła z kieszeni woreczek siarki i wysypała ją za symbolem, odgradzając lustro od reszty pomieszczenia. W tym samym czasie każdy wziął ze stołu po jednej świecy i podpalił ją.
Holly czuła, ze serce zaczyna jej bić coraz szybciej. Nie mogła uwierzyć w to, co właśnie robiła. W pewnym momencie poczuła, że ktoś delikatnie chwycił jej ramię.
- Będzie dobrze - szepnął Lucifer - Nie daj jej poznać, że się boisz.
Holly spojrzała na niego nieufnie, lecz nie odpowiedziała. Może faktycznie źle go oceniła?
Nie miała jednak czasu, by zbyt długo nad tym rozmyślać, ponieważ reszta grupy zaczęła już szykować się do rytuału. Niepewnie dołączyła do nich. Stali ramię w ramię, każdy z płonącą świecą w dłoni i żelazną gwiazdą na szyi. Wyglądali jednocześnie śmiesznie i przerażająco. Kimberlee zaczęła czytać zaklęcie, a Holly, choć bardzo się starała, nie mogła nic z niego zrozumieć. Powtarzała niechętnie słowa w obcym, starym języku, cały czas pilnując, aby przez omyłkę nie otworzyć oczu. Zaczęła tracić już poczucie czasu, kiedy nagle poczuła drażniący zapach zgaszonych świec. Wszyscy zamilkli. Holly nie wiedziała, co powinna zrobić. Czemu wszyscy stali z zamkniętymi oczami jak banda idiotów?
- Moje gratulacje! - usłyszała nagle zza swoich pleców. Nie bacząc na zakaz ze strony Kimberee otworzyła oczy i odwróciła się gwałtownie. Zauważyła, że wszyscy postąpili tak samo i wpatrywali się w ten sam punkt. Podążyła za ich wzrokiem i mało brakowało, a krzyknęłaby ze strachu.
Stała tam.
Za stołem, na którym wyryty był wzór tablicy ouija.
We własnej osobie.
Robin Drake.
Wyglądała jak normalny człowiek, jednak emanowała od niej dziwna aura czegoś... złego. Ubrana była czarną, mieniącą się sukienkę a jasne włosy upięte miała w misterny kok. Jednak tym, co wystraszyło Holly, była widniejąca na środku czoła kobiety blizna po kuli. ,,Więc Lucifer nie zmyślił historii o zdrajcy".
Robin zaśmiała się.
- No co się tak gapicie jak cielęta w malowane wrota?! - zawołała - Oto jestem, tadaaaa!
Ponieważ nikt dalej nie doszedł do siebie na tyle, by jej odpowiedzieć kontynuowała monolog:
- Nie żebym specjalnie za wami tęskniła, ale czasem dobrze jest wrócić na stare śmieci. Szczerze? Strasznie się wszyscy postarzeliście, nie to co ja. - znów się zaśmiała - W piekle nie ma przynajmniej tego cholernego słońca.
- Robin - powiedziała w końcu Lily - Cieszymy się, że wróciłaś.
- Domyślam się - odparła - A teraz, ruchy, mamy do omówienia cały plan. - powiedziała i zaczęła iść w kierunku ciężkich drzwi, które jak za dotknięciem magicznej różdżki same się przed nią otworzyły.
Kobieta przeszła do części apartamentu, gdzie znajdował się salon i spojrzała na miasto pod sobą. Wszyscy podążyli za nią
- Wspominałaś, że przygotowałaś dla nas coś specjalnego - odezwał się Jack - O co chodzi?
Robin momentalnie spoważniała. Odwróciła się w stronę zebranych i zmierzyła ich wzrokiem.
- Usiądźcie.
Posłuchali. Każdy zajął swoje miejsce na stojących nieopodal sofach. Holly czuła się strasznie niekomfortowo w towarzystwie Drake, więc zdecydowała się trzymać blisko Lucifera.
- Jak wspominałam, plan, który mam zamiar w najbliższym czasie zrealizować nie będzie łatwy, jednak jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli, już niedługo będziemy żyć w świecie, o którym marzymy.
Po całej grupie przebiegł szmer uznania, jedynie Holly i Lucyfer posłali sobie zaniepokojone spojrzenia. Jednym o czym marzyła teraz dziewczyna był powrót do normalnego życia, lecz wiedziała, że nie ma po co robić sobie na to nadziei.
- W najbliższy czwartek odbędzie się wydarzenie ważne dla całego kontynentu, czyli spotkanie głów Kanady i USA. Wszystko będzie miało miejsce w Białym Domu i tam też się udamy. Naszym celem będzie pozbycie się ich obu, a raczej pokazanie społeczeństwu Ameryki, kto tak naprawdę ma nad nim władzę.
- Ale jak mamy ich zabić, skoro jest nas tylko ósemka? - zapytała Rose - Przecież na miejscu będzie roiło się od policji i agentów.
- Poza tym - kontynuował Elliott - Nie przejmiemy władzy w kraju ot tak. To tak nie działa.
Robin spojrzała na nich lodowato.
- Nie wspominałam o przejęciu władzy, tylko o zastraszeniu ludzi. Jednak spostrzeżenie Rose było jak najbardziej trafne. Im więcej agentów i ochroniarzy, tym lepiej dla nas. Moja propozycja jest więc następująca: dwoje z was pod przykrywką funkcjonariuszy uda się do Waszyngtonu i zastrzeli obu prezydentów.
Plan Robin był śmiały, nawet bardzo śmiały, jednak przy odpowiednim wykonaniu miał szansę się powieść. Wiedzieli to wszyscy zgromadzeni, z resztą nikt nie miałby odwagi postawić się szefowej. Holly na samą myśl o sukcesie jej misji czuła ciarki na plecach. Świat rządzony przez kogoś takiego jak ona z pewnością nie będzie dobrym miejscem. Dziewczyna zaczęła tworzyć w głowie plan ucieczki. Jeśli zastrzeli Robin tu i teraz, reszta grupy będzie próbowała ją zabić. Z drugiej strony mogłaby ukryć się na drugim końcu świata, jednak czuła, że nawet wtedy nie byłaby bezpieczna. Panika powoli wypierała w niej możliwość logicznego myślenia. W głowie dziewczyny jak zepsuta płyta wybrzmiewały w kółko trzy słowa:
Już po mnie
Już po mnie
Już po mnie
CZYTASZ
UNholly
General FictionŻycie trzydziestoletniej Holly Anders wydaje się być prawdziwym ,,American dream". Kobieta jest świetnie zapowiadającą się reżyser, ma kochającego chłopaka i stabilną sytuację finansową. Wielu, a nawet sama Holly myśli, że kariera i świat gwiazd sto...