Epilog

210 10 3
                                    

Dwa lata później...

Mam dwadzieścia lat.
Idę ciemną ulicą, rękawy cieńkiego płaszcza obcierają moją opaloną skórę. Wiatr muska włosy.
Przejeżdżam dłonią po szczęce. Czuję szorstki, krótki zarost. Nie goliłem się od miesiąca. To nic.

Kroki odbijają się od ziemi. Słyszę swoje skórzane buty na chodniku. Ten dźwięk, w dziwny sposób dudni mi w uszach. Stuk, stuk, stuk... Przechodzę między witrynami sklepów. Duża część jest już pozamykana... nie licząc małego, starego sex shopu. Na kasie stoi kobieta z długimi, niebieskimi paznokciami i rozjaśnionymi włosami. Ma doczepiane rzęsy, brzuch spięty za obcisłym, skórzanym pasem. Uśmiecham się pod nosem. Mijam ją powoli, jak kasjerki wszysykich innych sklepików. Zatrzymuje się dopiero na krótki moment przy okienku sklepu spożywczego. Nalepka na oknie nieco zżółkła i była teraz ledwo czytelna. Już dwa lata temu wydawała się stara. Ze środka dobija małe światło. Widzę znaną mi twarz, postarzałe ręce, które z dokładnością przebierają stertę świeżej dostawy papierosów. Niebieskie i czerwone LM. Dla wyjątkowych klientów Marlboro. Chociaż ludzie ze wsi Oliviera raczej nie kupowali ich często. W każdym razie zatrzymuje się na moment - krótką chwilę, zanim moje nogi same z siebie zaczną biec - sam nie wiem czemu nie chce żeby mnie widziała. Może boje się jej pytań? Nie mam pojęcia.

Włosy mam lekko mokre. Mży. Już wyciągam telefon, ale coś mnie uprzedza. Nie będę do niego dzwonił. Dojdę sam. Teraz już jestem pewien, że uciekam. Obraz dookoła rozmazuje się z lodowatym wiatrem, a ja czuję, jakbym wracał do domu. Jeszcze trochę. Kilka kroków i będę tam gdzie mam być...jeszcze tylko trochę... tylko zgubić za sobą to małe miasteczko, dotrzeć do usłanej po obu stronach krzakami drogi...

A potem go widzę. Stoi w oknie swojej kuchni, włosy krótko obcięte, do ciała przylega ciemnoniebieski golf - dopiero teraz zdaje sobie sprawę, że nigdy nie widziałem go w jesiennych ciuchach. Zamknąłem obraz Oliviera w fałszywym wspomnieniu lata, wraz z rażącym słońcem, mdłymi lizakami i tym zatęchłym sex shopem.

Od mojego wyjazdu pisaliśmy dużo. Ale nigdy nie rozmawialiśmy przez telefon. Od dwóch, długich lat nie słyszałem barwy jego głosy ani nie widziałem twarzy, która teraz wydaje się tak dobrze znana, a z drugiej strony tak inna niż kiedy pierwszy raz go zobaczyłem. Nagle czuje dziwny lęk. Minęło tak dużo czasu. Tak mnóstwo dni, dni osobno, dni pustych. Czy wiem kim jestem? Czy po tak krótkim czasie naprawdę znalazłem to, czego chciałem? Czy może tak mi się wydawało? Czy ten obłęd i poczucie bezradności wróciło wraz z tym jak zobaczyłem go w tym cholernym oknie? Nie wytrwałem do końca studiów. Musiałem go zobaczyć jeszcze przed rozpoczęciem trzeciego roku. A teraz...? Teraz się boję. Jak dzieciak, którym tutaj byłem.

Szczerze myślę, że nie spodziewał się, iż wrócę. Ale ja wiedziałem to, od samego początku. Na moment przypominam sobie wszystko - te cholerne lody pierwszego dnia, sprzeczki, zapach jego oddechu na twarzy, jakbym nigdy stąd nie wyjechał... wzdrygam się. Byłem taki żenujący, taki... dziwny.

Chrząkam głośno i pukam w drzwi. Stuk, stuk, stuk...
Prawie tak samo jak moje buty na chodniku.
Czekam chwile. Światło w kuchni gaśnie. Jak mnie przyjmie? Czy potraktuje mnie jak obcego? Albo gorzej - brata? Zwykłego członka rodziny? Po tym czasie spędzonym osobno wiedział, iż jest dla mnie kimś więcej, ale on..? Co on myślał?

Waham się. Przez moment chce znów zacząć biec. I wtedy słyszę skrzypnięcie zamka, światło i ciepło domu pada na moją twarz. Widzę go, jak jego źrenice powoli się rozszerzają, dłonie drżą na klamce. Chyba też się długo nie golił.

- Hej. - Mówię.

Brzmi to tak naturalnie i łatwo, że moja własne słowa prawie do mnie nie dochodzą. Oh, Olivier, gdybyś tylko wiedział, że jestem zbyt zdenerwowany by powiedzieć więcej. Gdybyś tylko to widział...

His brother (YAOI)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz