· 3 ·

457 18 2
                                    

( POV. GLEN )
Kilka lat wcześniej...

- Onii-Chan... - Wyszeptałem cicho, gdy ciotka Yusumi trzymała mnie w ramionach.

Drżała, z jej brązowych oczu spływały łzy. Czułem się nie pewnie. Dziwnie było widzieć, jak ktoś dorosły płacze... Jej mocne, słodkie perfumy drażniły mnie w nozdrza, a opatrunek na nodze drapał nie przyjemnie.

- Uderzyli w tira. - Usłyszałem czyiś głos. - Tylko dzieci przeżyły. Miały szczęście. Szczerze to nie wiem, jakim cudem ten mały obył się tylko złamaniem.

Poczułem, jak uścisk ciemno-okiej zaciska się na mojej talii. Mokre krople zaczęły spływać mi po karku, gdy kobieta nachylała się, by pocałować moje blond loki.

- Co z Olivierem..? - Zapytała prawie szeptem.

Słysząc to imię, z moich ust znów wyrwało się ciche "Onii-Chan", lecz nikt mi nie odpowiedział, nawet nie spojrzał.

- Lekki wstrząs, wyjdzie z tego za trzy, cztery miesiące... Ale... Jest jeden problem.

- Jaki..?

- Nie pamięta Glen'a.

***********************************************

Wpatrywałem się w Oliviera pustym wzrokiem. Właściwie, spodziewałem się tego. Byłem mu teraz obcy. Teraz i od bardzo, bardzo dawna. Przyjeżdżając tu, powinienem to widzieć, teoretycznie byłem na to przygotowany. Nie zdawałem sobie jednak sprawy, że on tak bardzo dalej będzie przypominał mojego braciszka... To rażące, jak mało zmienił się z wyglądu. Wciąż ma ciemne jak smoła włosy i jasne jak niebo oczy. Wciąż nosi niebieskie, lekko rozpięte koszule. Dalej ma bliznę na szyi. Jest jedna różnica. Nie kocha mnie już.

- Glen... - Wyszeptał nerwowo, odkładając telefon.

Było mu głupio? Nie ma do tego powodu, rozumiałem to. Ale... To wciąż było tak bardzo nie fair...

- To nic. - uśmiechnąłem się.

To naprawdę nic...

( POV. OLIVIER )

Wpatrywałem się na dzieciaka przede mną i sam nie wiedziałem, jak zareagować. Było mi źle, że to słyszał. Nawet jeśli to była prawda, nie powinienem...

Patrząc w jego oczy, niby wesołe i obojętne na moje słowa, zobaczyłem cień bólu. Nie przejmowałby się, gdyby mu na mnie nie zależało. Nie zależałoby mu na mnie, gdyby to, o czym mówił wcześniej nie było prawdą... Nie, stop! Ja nie mam żadnego brata!

Wykonałem mały krok w jego stronę. Nie poruszył się, a ja się zacząłem wahać. Spuścił wzrok. Czemu czuję się źle? Znów mam deja vu. Stop...
Moja dłoń powędrowała w burzę jego jasnych loków. Nie wiem, czemu to zrobiłem, ale poczułem coś znajomego. Zacząłem zastanawiać się, jakie są dokładniej.

Chciałabym je przeczesywać. Wyglądają na miękkie.

- Onii-Chan..? - Wymamrotał sucho nastolatek.

"Onii-Chan"... Nie przeszkadza mi, jak tak mnie nazywa.

Moja dłoń zjechała niżej i ścisnęła pojedynczego loka. Zapatrzyłem się, zapomniałem. W końcu nasze oczy się spotkały. Jego zielone tęczówki jak i duże źrenice nie wydawały się już smutne. Teraz był zaciekawiony.

Co ja tak właściwie... Cholera.

Speszyłem się, cofając rękę. Czemu to w ogóle zrobiłem? Boże, co za wstyd, co się ze mną stało...

- Chodźmy, Glen. - Wymamrotałem.

- Co? Gdzie? - Chłopak spojrzał na mnie pytająco. Aż tak był pewny, że go wywiozę?

- Do domu. - Odparłem, wzdychając.

- Co? Ale mówiłeś, że mnie nie... Noo wiesz no! I teraz nagle... Czemu? - Teraz wydawał się być tak samo zmieszany jak ja, nie do końca rozumując.

- Powiedziałeś wcześniej, że chcesz mnie przekonać, że jestem twoim bratem. Wciąż w to nie wierzę, ale daje ci szansę. Masz na to cały miesiąc. Może ci się uda. - Wzruszyłem ramionami, odwracając wzrok.

Niby obojętne mi to było. A jednak może... Tylko może... To była ciekawość?

Kiedy nie usłyszałem żadnego odzewu, postanowiłem znów na niego spojrzeć. Miał oczy pełne nadziei i słaby, lekko drżący uśmiech.

- Glen..?

- Dziękuję ci!!!

*****************************************************

Droga z lotniska była zdecydowanie ciekawsza niż do. Jedną trzecią trasy, blondyn gadał. I to nie na jakieś konkrety temat. Mówił o tym, co mu się akurat nawinęło. Drugą część drogi, kłócił się ze mną. Były to błahostki o których oboje nie mieliśmy pojęcia. Ostatni odcinek "wycieczki" przespał. Spojrzałem raz czy dwa, jak niesforne kosmyki włosów opadają mu na opaloną buzię i z zazdrością stwierdziłem, że w przyszłości będzie bardziej urodziwy ode mnie. W końcu dojechaliśmy pod mój dom. Ogród o tej porze roku kwitł pięknie i bez zarzutu, a białe ściany należącego do mnie budynku ładnie się prezentowały w blasku zachodu słońca.

Szkoda tylko, że młody musiał spać akurat, jak chciałem się czymś pochwalić...

Zerknąłem na niego, chcąc go obudzić. Jednak... Jakoś nie mogłem. Nie chce powiedzieć, że wyglądał sŁoDkO, czy cokolwiek takiego... Ale był zbyt niewinny. Wzdychając, wyszedłem z auta i podszedłem od strony Glena, by wziąć go na ręce, kiedy zapikał jego telefon. Nie chciałem czytać, naprawdę. Spojrzałem odruchowo.

od: Myumi
"E, kinky Master, czemu nie odpisujesz?"

- Kinky... Master? - Wymruczałem pytająco, w połowie chwytania nastolatka na ręce, a analizowaniu treści wiadomości.

Czemu ktoś go tak nazywa? Dziwne... Może się to zapytam potem. Ale nie, wyjdzie, że czytałem jego wiadomości... Co zrobić, co zrobić...

- Mhrm... - Wybełkotał na wpół śpiący Glen, co mnie otrzeźwiło.

Od razu podniosłem małego demona, czując jak jego ciało idealnie wpasowuje się w moje ramiona. To było znane ułożenie i znany, truskawkowy zapach szamponu.

Kupował go z mamą, zawsze w tym samym miejscu - Pomyślałem, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, co mój mózg właśnie sam potwierdził.

Wszedłem do środka z śpiącym chłopakiem w ramionach.

His brother (YAOI)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz