· 5 ·

377 20 0
                                    

Pobyt w sklepie okazał się przyjemny, do czego oczywiście się nie przyznałem. Glen siedział w wózku na zakupy, machając nogami co jakiś czas i wybierając jakieś słodycze. Właściwie na to patrząc, to chłopak nie był chudy. Miał pełne policzki i mocniejsze uda, ale cicho musiałem potwierdzić, że była to najbardziej urocza rzecz jaką widziałem. Lubiłem w dziewczynach gdy były po prostu normalne. Miały cellulit na nogach, NIE idealny brzuch, lekkie włoski na rękach. To wszytsko było dla mnie tak normalną rzeczą, że w pewnym momencie zacząłem postrzegać to jako coś pięknego. Podobne elementy zauważałem u Glena i właściwie zastanawiałem się, czemu, skoro zwracałem na nie uwagę tylko u moich potencjalnych partnerek...

- Braciszkuuu? - Wymamrotał blondyn.

Jego spodenki opinały lekko zaczerwienione uda, a koszulka odsłaniała. blady brzuszek. Utkwiłem w tym widoku na krótką chwilę oczy, jednak to wystarczyło by poczuć się z jakiegoś powodu nieswojo. Dziwne...

- Nie jestem twoim bratem. - Odparłem szybko, odwracając głowę w drugą stronę. - Mów do mnie po imieniu.

- Takk, tak. Mogę lizaka? - Zapytał znudzony, obkręcając na paluszku pasemko jasnych loków.
Jego zielone oczy skierowały się na mnie, a na zaróżowione usta wstąpił lekki uśmieszek.

Gorąco.

- Mhm. - Mruknąłem w odpowiedzi.

Uśmiechając się pokazał szczerbę między białym szeregiem zębów. Przez bardzo ulotną chwilę miałem wrażenie, że skądś ją kojarzę i znów zacząłem tracić pewność, że ten chłopak jest mi tak zupełnie obcy. Patrzyłem jak wyciąga swoje chude ręce w stronę dużego lizaka w kształcie serca. Wyglądał na zadowolonego.

- Lubisz lizaki? - Zagadałem niby od niechcenia, pchając wózek z chłopcem dalej.

- Mhm. Mama mi kiedyś kupowała. Teraz sam sobie nie kupuje, mam ważniejsze wydatki.

Zerknąłem na niego czekając aż uzmysłowi sobie co powiedział i gdy tylko przyłapał się na wspomnieniu o mamie zmieszał się, a następnie nadąsał. Nastąpiła cisza, a wraz z nią niezręczność. Nawet jeśli nie był moim bratem, to i tak stracił rodziców. A to zawsze wystarczający powód by okazać komuś współczucie. Glen wyszedł z wózka, zostawiając w nim lizaka którym przed chwilą się zachwycał i zwrócił się w stronę kasy.

- Glen.

- Taaaak? - Mruknął przeciągle, zerkając na mnie pół-okiem.

Dziecięcy uśmiech zszedł z jego ust, a ja westchnąłem i wplotłem smukłe palce w jego loki. To było pod wpływem impulsu. Zacząłem przeczesywać delikatnie pasma i masować skórę głowy, a mój gest pocieszenia szybko zamienił się w coś innego, gry odkryłem jak przyjemne to dla mnie było.

- Oli... - Spojrzał na mnie niewinnie.

Wydawał się rozumieć co chciałem zrobić. Jego policzki zaróżowiły się ślicznie, a na malinowe wargi znów wkradł się lekki uśmiech. Dlaczego był tak cholernie słodki? Dziwnie się czułem... Ale dlaczego...

Moja dłoń zjechała na jego szyję. Muskałem delikatną skórę palcami i na chwilę umysł stał się pusty. Blondyn stał się pewniejszy siebie. Objął rękę swoimi mniejszymi od moich palcami i poprowadził ją do ust. Moje serce zabiło szybciej.

Dlaczego...

Pocałował ją. Miękkość i ciepło jego warg było jak niebo, a ja za te uczucie powinienem trafić do piekła.

        co się dzieje...?

- Glen... - Wymamrotałem, gubiąc się w jego oczach.

Uśmiechał się do mnie niewinnie, a potem po prostu puścił moją dłoń pozostawiając na niej uczucie pustki.

- Chodź Oli, mamy już wszytsko.

Skierował się do kasy z zadowoleniem, jakby nic się nie stało. Ale w mojej głowie to zostało i pozostawiło pustkę, bo naprawdę nie rozumiałem ( a przyjmniej nie chciałem rozumieć ) co wywołało u mnie takie emocje. Ruszyłem za nim, pchając wózek i pozwalając grzywce opadać na moją lekko czerwoną twarz.
              
                      Cholerny mały prowokator

- Nie wierzę, że to ty! Mój mały słodziak w końcu wrócił! - Usłyszałem głośny pisk Any.

Ana to sklepikarka z dwudziestoletnim stażem. Znała rodziców zanim się tu przeprowadziłem, a potem także mnie polubiła. Zresztą nie dziwota, skoro w wiosce jest tylko jeden sklep.

- Hm? - Uspokajając się po nagłym przyśpieszeniu serca podeszłem do nich. Znała go? Ale-

- Olivier skarbie, nie mówiłeś że twój braciszek przyjeżdża! Nie widziałam go chyba z całą dekadę! - Mówiąc to wymiętoliła opalone policzki uśmiechniętego Glena.

- Co? To nie jest mój brat. Ciocia dalej próbuje wmówić mi jakieś bzdury po prostu i... A zresztą!

- Muszę go tylko przekonać. - Odezwał się Glen do starszej Pani. Ta przeczesała swoje czarne, choć od góry posiwiałe już włosy chudą dłonią i uśmiechnęła się ze zrozumieniem do młodszego.

- Napewno ci się uda. Pf, jeśli ja ciebie pamiętam, on też sobie przypomni. Dalej ma te zaniki, wiesz...

Chrząknąłem. Czułem się jak wariat. Kobieta spojrzała na nasze zakupy, dostrzegając w nich dużego lizaka.

- Lubisz je?

Blondyn pokiwał głową.

- Więc... W sumie mam coś dla ciebie.

*****************************************************

Patrzyłem jak Zielono-oki biegnie w stronę domu pełen energii, niosąc ostrożnie w dłoniach mały karton pełen lizaków różnej wielkości i kształtów. Miałem mętlik w głowie. Może był moim przyszywanym bratem? Im dłużej na niego patrzę, tym większe deja vu czuję, im dłużej mnie dotyka tym bardziej dziwnie mi jest. Dlaczego jest tu dopiero chwilę a już miesza w moim bardzo poukładanym życiu? Nie chce go tu. Chce znów czuć się normalnie, bez tych wszytskich przemyśleń... Glen, musisz wyjechać.

His brother (YAOI)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz