○ 16 ○

308 11 0
                                    

Pov. Glen

Ciocia i Nicolas poszli do siebie bez żegnania się. Mój kuzyn przyspiał na stojąco, więc nie miałem mu tego za złe. Z Olivierem udaliśmy się do łóżka w sumie zaraz potem. Nie mówiliśmy do siebie. Atmosfera była napięta i oboje to czuliśmy, jestem tego pewien. Nie mogłem wyrzucić z głowy tego co między nami zaszło, nie mogłem być mniej zły, mniej rozżalony. Po prostu czułem się nabuzowany, jakbym miał zaraz wybuchnąć.
Pokój mojego brata był duży, przestronny, ale brudny i nieuporządkowany. Śmieci walały się wszędzie, bielizna była porozrzucana na dywanie i w kątach pokoju, a fotel obok biurka wręcz uginał się od ilości "ciuchów na potem" które mężczyzna na nim walnął. Wiedziałem wcześniej, że żył sam jednak nie myślałem, iż aż tak zaniedbał swoje obowiązki w domu. Będąc szczerym, nawet teraz zauważałem kusz na półkach i nie wyniesione śmieci w zapełnionych koszach. Nie lubiłem brudu.
Olivier odchylił delikatnie kołdrę, a ja wczołgałem się pod nią jak najdalej od niego. Chyba nie chciałem teraz być blisko, nawet jeśli w głowie krzyczałem co innego. Nie wiem czy ktokolwiek oprócz mnie zna ten okropny stan, gdy nasza duma nie pozwala na normalną rozmowę - chcemy by druga osoba widziała jak wściekli jesteśmy, żeby nasze wredne odzywki w nią trafiały - ale tym samym potrzebujemy przytulenia. Chcemy mieć kogoś blisko. Sami jesteśmy źli na siebie o to, że "walimy focha", a jednak z nerwów nie jesteśmy w stanie, nawet nie chcemy przestawać. To niemiły stan. Jego nie lubiłem chyba bardziej niż brudu.

- Będziesz miał coś przeciwko jeśli cie przytule? - Zapytał mój "brat".

Byłem jak rozżarzony ogień. Mimo to, przez to proste zdanie poczułem jak łzy się zbierają w moich oczach i palą, chcąc się uwolnić. Czy ja musiałem o wszystko ryczeć?

- Nie chce. - Odparłem, szybko się za to karcąc.

Mój ton był zimny i dokładnie tak nieprzyjemny jak chciałem, a mimo to poczułem się z tym źle. Przez oczy Oliviera przeszedł zawód i niewyobrażalne poczucie winy. Dalej w myślach się karał, że pozwolił między nami na takie zbliżenie, wiedziałem to. A ja przecież nie byłem zły, iż to się stało tylko, że przestał...

- Dobrze. W takim razie dobranoc. - Wymamrotał, odwracając się do mnie plecami i zgaszając lampkę.

To będzie długa i ciężka noc...

Pov. Olivier

Kurwa, jestem idiotą, debilem, śmieciem, do tego jakimś jebanym pedofilem! To było okropne, obrzydliwe, każdy by tak na to spojrzał, każdy by to ocenił, jak mogłem dopuścić do czegoś takiego, raniąc tym jeszcze Glena? Przecież to mój braciszek, a ja od początku dawałem mu znaki, że go tu nie chce, od początku byłem zły... przecież to gówniarz, ma szesnaście lat, stracił rodziców w młodym wieku, nawet jeśli sam czasem przeginał to w końcu miał prawo! Kto miał go nauczyć norm, pokazać co dobre..? Ja powinienem od tego być, a nie mogłem, przez lata. A teraz tracę okazje by to zrobić. Marnuje ją. Nie rozmawiam z nim, tylko krzyczę albo czuje się tak...dziwnie... Nie powinienem. Muszę zacząć traktować go jak brata. Nie jak nic innego... Muszę stłumić te emocje. Muszę pokazać mu, że od teraz to ja jestem jego opiekunem. Tylko i wyłącznie opiekunem.

Wziąłem głęboki oddech. Boże, było mi tak okropnie... czy było cokolwiek co mogłem jeszcze zrobić?
Nie. Powinienem go już zostawić. Chociaż na te noc...
Niechętnie zamknąłem oczy, a poczucie winy zawładnęło całym moim ciałem tak szybko jak tylko to zrobiłem. Boże, chyba nie zasnę...
Moje ręce zaczęły się pocić, serce bić mocniej. Kurwa. Nienawidziłem tego.

Pov Glen

Obserwowałem go. Zarys jego ciała szybko nakreślił mi się w ciemności. Był wręcz skulony. Czy on w ogóle w jakikolwiek sposób przeżywał to, co się stało..? Wyciągnąłem w jego stronę rękę. Bicie zegara odbijało mi się w uszach, wydawało się jakieś dziwnie głośne... Mój oddech był szybszy... chciałem go, dlaczego nie może być łatwiej..? On nie czuje tego samego, jestem tego pewien. Zauważyłem, że drży. Dlaczego..? Przecież... Jezu, Olivier-

Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk telefonu. Jego telefonu. Przetarł ciszę niemal tak ostro jak nóż... był głośny, aż za...
Mężczyzna podniósł głowę. Światło z urządzenia padło na jego twarz.

                        Ba-dum
                        Ba-dum
                        Ba-dum

Moje serce nagle wydawało się bić tak szybko... Jego niebieskie oczy zalśniły lekko od światła. Zmarszczyła ciemne, gęste brwi, zagryzł wargę.

- Przepraszam. - Wymamrotał.

Pokiwałem głową, nie widząc do końca co powinienem odpowiedzieć.

- To ważne. - dodał po chwili. - Muszę odebrać. Nie będziesz miał nic przeciwko jeśli..?

- Nie, idź... - Wymamrotałam w odpowiedzi.

Kto dzwonił tak późno?
Olivier wstał pospiesznie, ubierając swoje niebieskie kapcie na gołe stopy. Przez moment jedyne mignęło mi imię tajemniczej osoby, która zakłócała nasz spokój o tej godzinie.
Mój brat wyszedł, zostawiając nieco uchylone drzwi. Położyłem się z powrotem, z wzrokiem utkwionym w sufit. Przez moment nie byłem w stanie zamknąć oczu. Cisza nagle stała się jakaś przytłaczająca. Kiedy wróci? Czy ta rozmowa będzie długa? Czemu akurat teraz?
Dziwne uczucia zalały mnie od środka. Nie wiedziałem czym są ani jak powinienem sobie z nimi poradzić. To było dziwne... nowe.
Kim do cholery była Ana?

His brother (YAOI)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz