○ 18 ○

269 13 0
                                    

Pov. Olivier - 12:00

Musiałem wyjechać chociaż na moment. Po tym co stało się wczoraj nie byłem w stanie przebywać w domu. Patrzeć na niego... Gdy tylko mój wzrok spotykał się z oczami mojego "brata" zalewało mnie od środka poczucie winy, które niemal pustoszyło moje serce i głowę, ze wszystkich myśli.

Ana zadzwoniła nagle. Nie widzieliśmy się długo, choć tak naprawdę nie tęskniłem za nią mocno. Była to Brytyjka o zielonych oczach, takich, jak mój aniołek i ciemnych, krótkich włosach. Kiedyś była moja, a teraz stała się obca. Ale nie odmówiłbym spotkania po tym co się stało. Nie chciałem jej widzieć, nie chciałem jej całować, ale może gdybym to zrobił przestałbym myśleć i czuć te wszystkie rzeczy do tego dzieciaka..?

Wysiadłem przy barze. Miasto było dość daleko, przynajmniej te większe. Dookoła unosił się zapach alkoholu, papierosów... słyszałem donośne głosy ludzi ze środka, ich śmiechy. Boże, jak ja nie miałem na to ochoty... chrząknąłem i przeczesałem włosy pozostawione w nieładzie. Po chwili wahania wkroczyłem do środka. Gdy zapach wódki uderzył moje nozdrza jeszcze bardziej, a ja miałem ochote stamtąd wybiec i wlecieć do auta z predkością światła. Tym bardziej gdy uciekłem myślami do domu. Do mojego Glena, w moim łóżku, w moich ramionach. To nie była moja przestrzeń. To była męczarnia i już to czułem.

Ruszyłem do baru. Była dziewczyna powinna już tu być. Zacząłem się za nią rozglądać w tłumie przepitych ludzi i wtedy właśnie poczułem czyjąś dłoń na moim ramieniu.

- Olivier!

Odwróciłem się. Ana stała za mną, w czerwonej, luźniej sukience, którą najpewniej dopasowała do koloru ust. Jej oczy błyszczały gdy tylko spotkały się z moimi. Nie zmieniła się nad to, oprócz faktu, że teraz śmierdziała desperacją.

- Cześć... - Wysiliłem się na uśmiech.

Oplotła mnie prędko ramionami, stając na palcach by tego dokonać. Objąłem ją krótko, grzecznościowo. Jej uśmiech poszerzył się od razu na pełnych ustach.

- Stęskniłam się za tobą! - Krzyknęła mi do ucha. - Tak się cieszę, że odebrałeś... chodź, napijemy się, opowiesz mi co u ciebie.

Nim zdążyłem odpowiedzieć, dziewczyna pociągnęła mnie za sobą mocno, a po chwili oboje wylądowaliśmy na twardych, skórzanych siedzeniach. Jej wąskie biodra dopasowywały się do nich krótko, smukła dłoń przeczesała ciemne włosy. Jej twarz była lekko okrągła, z małym noskiem i tymi dużymi oczami... Gdy na nie patrzyłem nie byłem w stanie myśleć o niczym innym niż o nim. Boże, zalewało mnie gorąco.

- Więc? Co u ciebie? Zmieniłeś prace, masz kogoś??

- Uh... znaczy... - Odwróciłem na chwile wzrok chrząkając.

Mam kogoś? No nie, w sumie nie. Ale z drugiej strony, nie chce nikogo. Nikogo oprócz Glena. To wszystko dalej tak mocno siedzi w mojej głowie, Boże... nie powinienem tak o nim myśleć. Skupiam się tylko i wyłącznie na nim, to chore...

- Najpierw może się napijmy, hm? - Zmieniłem temat. - Potrzebuję wódki.

Ana patrzyła na mnie dłuższą chwilę, by po kilku sekundach ponownie się uśmiechnąć.

- Tak, dobrze. Masz rację.

Będąc szczerym, reszta wieczoru jest bardzo zamazana w moich wspomnieniach...

○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○

Obudziłem się z bólem głowy, nie pamiętając niczego z poprzedniego dnia. Czy spodziewałem się czegoś innego? Nie. Oczywiście, że nie. Wypiłem wczoraj sam prawie litr wódki, biorąc pod uwagę statystki, powinienem już nie żyć.

Rozglądając się po pokoju dotarło do mnie, że chyba faktycznie tak jest. Umarłem. Moje ciuchy nie leżały porozrzucane wszędzie jak zwykle, pościel była świeża, okno otwarte, przez co powietrze w pokoju było mniej duszne mimo występujących upałów. Pierwszy raz czułem się jak brudas we własnej sypialni. Dodatkowo, moja głowa bolała jak diabli. Jeśli postanowiłbym teraz wstać, z pewnością bym się przewrócił.

Pulsujące uczucie z tyłu się nasiliło. Syknąłem.

- Kurwa...

- Nie przeklinaj.

Głos mojego braciszka rozniósł się lekko po pokoju, delikatny i beztroski. Podniosłem natychmiastowo wzrok. Boże...

Z jego opalonego ciała niemal zwisała moja za duża mu koszulka z dużym napisem AC DC na środku. Jego nieco długie włosy były spięte w delikatny, rozwalający się trochę kok, a szorty które miał na sobie były dobrze przysłonięte wcześniej wspomnianą koszulką. Jego oczy lśniły, pełne usta wyginały się w ostrożnym uśmiechu, a w dłoniach trzymał tackę. Wyglądał teraz tak uroczo, że w moim ciele rozpalił się jakiś pieprzony ogień, przez który przypomniałem sobie, dlaczego lepiej żebym teraz nie wstawał.

Jest piękny, tak cholernie piękny, że zaraz stracę wszystkie zmysły...

- Czujesz się już lepiej..? - Zapytał, jakby nie zauważając mojej wewnętrznej walki.

- Ta...Glen...O co właściwie chodzi? - Spojrzałem na niego.

Drewniana tacka wylądowała ostrożnie na małej komodzie koło skrzypiącego łóżka, przepełniona owocami, tostami z miodem na wierzchu i kubkiem herbaty, mojej ulubionej zresztą. Earl Grey...chyba byłem typowy.

- Nie było cie wczoraj, więc posprzątałem.

- Sam..?

- Nie miałem co robić, a ty nie robiłeś tego chyba od wieków. - Prychnął i wzruszył ramionami. - A mi się strasznie nudziło...

- Ale-

- Jedz.

Jego mała dłoń nałożyła na wcześniej wspomnianego tosta pokrojonego w plasterek banana i włożyła mi go szybko do ust, dając do zrozumienia, że mam się zamknąć. Posiłek był słodki i choć nigdy nie jadałem takich śniadań ( w sumie przed przyjazdem blondyna żadnych nie jadałem ), fakt, że on je zrobił sprawił, że smakowało mi jakoś wyjątkowo dobrze.

Glen nic nie mówił, jedynie wczołgał się na moje kolana i usadowił na nich, karmiąc mnie świeżymi owocami i kromką chleba. Jakkolwiek to nie zabrzmi, ta sytuacja była pieprzonym rajem... czułem jego ciepło i ciężar na moim kroczu, słodki smak w ustach i zapach czystości, wszędzie dookoła.
Boże, mógłbym zostać tak wiecznie... Moja dłoń spoczęła na jego mocnych biodrach. W głowie miałem już milion scenariuszy, nieprzyzwoitych, takich, o których lepiej nie mówić nikomu. Było mi wstyd za siebie, ale w tym samym czasie to było tak cholernie przyjemne...

Trochę miodu skapnęło na moje wargi, a on zbliżył się do mnie mocniej i przejechał swoim małym kciukiem po moich ustach, ścierając kleistą ciecz. Poczułem jak fala gorąca ponownie przechodzi po moim ciele, a potem moje bokserki stają się nieco ciaśniejsze. Chłopak na pewno to wyczuł, ale nie poruszył się nawet na moment. Zlizał powoli miód z palca, patrząc mi w oczy. Czy on naprawdę mnie teraz dręczył..? Kurwa, do tego z powodzeniem...

Wydobyłem drżący oddech, a w jego zielonych tęczówkach ujrzałem figlarny błysk. Bawił się. Wiedział, że ma mnie już dla siebie, że wygrał.

- Glen-

- Dziękuję za lizaki, braciszku. - Przerwał mi ponownie, a potem wstał pozostawiając na moich kolanach nieprzyjemne uczucie pustki.

Lizaki? Jakie lizaki? Nie przypominam sobie, żebym mu je kupował...chociaż...przecież byłem pijany, jak mógłbym pamiętać cokolwiek? Zmarszczyłem brwi i już chciałem zapytać o co dokładnie chodziło, jednak nastolatka już nie było w pokoju. Boże, jestem w dupie. Cholerny zbok, już nic mnie nie uratuje przed samym sobą...

His brother (YAOI)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz