Rozdział 16

448 58 3
                                    


Chapter Text

- Wstawaj, ty popierdolony sukinsynie! Żałuję dnia, w którym cię spłodziłem! Ty diabelskie nasienie! Nie ma z ciebie pożytku! Rusz swoją muzułmańską dupę! Za każdym razem to samo! Jest w pół do pierwszej, bękarcie!

Trzask drzwi zakończył potok słów, więc Zayn zwlókł się z materaca, ziewając i przez następne trzy minuty stał na środku pokoju, próbując otworzyć oczy, które wydawały się teraz obklejone silnym klejem. Ziewając jeszcze trochę i jeszcze, a potem rozmasowując obolałą twarz, krążył po pokoju, powtarzając wyuczoną regułkę

Uśmiechnął się do siebie i pobiegł do łazienki, przeklinając swój mały pęcherz. Po drodze staranował dwie siostry i nakrzyczał na nie, że to ich wina, i że powinny patrzeć jak chodzą. Po porannej toalecie zbiegł na dół, ukradł po jednym toście z talerzy Waliyahi i Doniyi, i nalał kakao sobie i Safie, która siedziała po jego lewej stronie ze smutną miną.

- Coś cię gryzie, promyku słońca? - zapytał, biorąc do ust kawałek pieczywa.

Pokręciła głową.

- Wiem, że tak. - Ale nadal milczała. - Nikt nie usłyszy.

- To Joe.

- Sprawy sercowe, hm?

- Joe to dziewczyna. Joe śmieje się z mojego koloru skóry i włosów. Mówi, że moje miejsce jest daleko stąd.

Zayn zakrztusił się kawałkiem, który przełykał.

- Jak wygląda Joe?

- Ma żółte włosy i jest chuda jak patyk - powiedziała Safaa w typowy, dziecięcy sposób.

- Cóż, w takim razie, przy następnej okazji powiedz jej, że jest głupią blondynką - polecił jej brat, ale dziewczynka wydawała się nie być przekonana.

- Może lepiej będzie, jeśli ty jej to powiesz?

- Saf, jestem zajęty. - Mimo wakacji, Zayn pracował w poniedziałki, środy i czwartki, ale dziś była sobota i to nie umknęło czarnowłosej.

- Mamy weekend - oznajmiła surowo.

- Nadal muszę gdzieś być.

- Gdzie?

- W miejscu...

- W sądzie - przerwał mu gruby głos ojca, który wchodził do kuchni w poplamionym podkoszulku. Safaa automatycznie zatkała uszy. - Cholerny kutas znów niszczy nam życie.

- Kiedy przestaniesz mi to wypominać? Dobrze wiesz, że to nie była moja wina!

- Doniya i Waliyha siedziały cicho, ale ty musiałeś być tym poszkodowanym. Nawet nie chcę wiedzieć po co tym razem cię wzywają.

- Chciałem chronić Safę.

- Ych, nie mogę na ciebie patrzeć. Jesteś synem, którego nie chciałem. Przez ciebie mama siedzi w więzieniu.

Po tym mężczyzna wyszedł, pociągając niechlujnie nosem. Safaa opuściła dłonie i zapytała:

- Czy ktoś cię krzywdzi Zayn?

- Nie.

- Czy ty krzywdzisz kogoś?

- Oczywiście, że nie - odpowiedział tak, jakby rozmawiali o pogodzie. Nie czuł się winny, bo nie powinien... prawda?

~*~

Dzisiejsze śniadanie w postaci rogalika, które trzymał Louis, wyglądało gorzej niż jego roztargniona mama, więc oddał je Harry'emu i w ciszy przyglądał się ogromnym, dwuskrzydłowym drzwiom. Na korytarzu panowała kompletna cisza, przez którą aż strach było przełknąć ślinę i to sprawiało, że Louis denerwował się jeszcze bardziej.

Pointless •complete•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz